niedziela, 1 czerwca 2014

Śladami rodaków w Szwajcarii - cz. 5. Genewa

Genewa kojarzy mi się przede wszystkim z Juliuszem Słowackim. Poeta mieszkał tam w latach 1833-1836. Pisał wtedy m.in. swój największy dramat pt. "Kordian". Przez okno widział szczyt Mont Blanc, na którym jego wyobraźnia poetycka kazała umieścić tytułowego bohatera utworu, wygłaszającego monolog (o tym niebawem:)


 Fontanna uważana za najwyższą w Europie (140 m)

Juliusz  Słowacki pisał w poemacie "W Szwajcarii":
Jest pod moimi oknami fontanna, co wiecznie jęczy zapłakanym szumem...
nie o tę jednak chodziło, bowiem powstała ona w latach 80. XIX wieku, czyli około czterdziestu lat po jego śmierci.

Nie widział także tej kamienicy, wybudowanej w miejscu zburzonego pensjonatu Klaudyny Pattey, w którym mieszkał. Wspomniana przez poetę fontanna, stała w ogrodzie, którego również nie ma. 

Z listów Słowackiego do matki wiemy, jak wyglądał jego dzień. Wstawał wcześnie, aby mieć czas na poranną toaletę i na śniadaniu, podawanym o 9.00, prezentować się godnie. Lubił jajka gotowane na miękko, mięso na zimno i pieczywo. Do tego herbata, później kawa. Udawał się potem do miasta do "salonu lektur" przy Grand Rue 11 i odwiedzał znajomych. Często też spędzał czas w towarzystwie córki właścicielki pensjonatu, Eglantyny. Trzydziestoletnia panna zakochała się w nim i liczyła na małżeństwo, jednak poeta nie był nią zainteresowany. Ta niezręczna sytuacja była główną przyczyną opuszczenia przez niego Genewy. Znajdujemy taką informację w jego liście do matki: "...uciekłem - a to dlatego, że biedna córka [właścicielki] domu (...) zaczęła schnąć (...)- i matka domyśliła się o co rzecz idzie, i musiałem postąpić sumiennie, to jest odjechać..." (cyt. za: Z. Sudolski Słowacki. Opowieść biograficzna", Warszawa 1999) W styczniu 1836 roku poeta wyruszył do Włoch.



W domu pani Pattey Słowacki miał wenę. Oprócz wspomnianego "Kordiana", napisał tu "Balladynę", "Godzinę myśli" i kilka innych utworów.  Do dziś wisi w tym miejscu tablica upamiętniająca naszego poetę.

Przebywając na szwajcarskiej ziemi, Słowacki odbywał liczne podróże z przyjaciółmi. W sierpniu 1834 roku wyruszył z rodziną Wodzińskich w Alpy. Płynęli statkiem przez Jezioro Genewskie, w górach zaś wędrowali na mułach. Owocem tej wycieczki były piękne wiersze oraz poemat "W Szwajcarii". Oto jego fragment:

Poszedłem za nią przez góry, doliny,
I szliśmy razem u stóp tej lawiny,
Gdzie śnieg przybiega aż do stóp człowieka
Spłaszczoną płetwą jak delfin olbrzymi;
45                                                   

Odtąd szczęśliwi byliśmy i sami,
Płynąc szwajcarskich jezior błękitami,
I nie wiem, czy tam była łódź pod nami;
Bom z duchy prawie zaczynał się bratać,
Chodzić po wodach i po niebie latać;
A ona tak mię prowadziła wszędzie! 
Raz — że nie była niebieskim aniołem,
Myślałem całe długie pół godziny;
Wyspowiadałem się potem z tej winy

pisał o Marii Wodzińskiej. Kto dziś potrafi tak kochać?!

Chyba tylko Adam Mickiewicz mógłby to równie pięknie wyrazić. Obaj poeci spotkali się w Genewie w lipcu 1833 roku. Znali się już od dawna, jeszcze z czasów wileńskich. 
Jesienią 1834 roku Słowacki zachwycał się świeżo wydanym "Panem Tadeuszem". W liście do matki z 18 grudnia czytamy: "Bardzo piękny poemat (...) Natura cała żyje i czuje. (...) Chciałbym, abyście ten poemat prędko czytać mogli..."
Niewiele osób zapewne wie, że Słowacki też pisał swojego "Pana Tadeusza", dalsze losy bohaterów Mickiewiczowskiego poematu. Zachowały się jedynie fragmenty. 

Mickiewicz także przebywał w Genewie i to niejednokrotnie. Po raz pierwszy w roku 1830 w towarzystwie arystokratycznej rodziny Chlustinów, którą poznał w Rzymie. Anastazja Chlustin wprowadziła go do towarzystwa jako "Byrona polskiego". 
Drugi pobyt w tym mieście  miał miejsce rok później, kiedy Mickiewicz jechał  z Włoch przez Szwajcarię na ziemie polskie, aby uczestniczyć w Powstaniu Listopadowym. Jak wiemy, nie przekroczył granicy zaboru rosyjskiego. 
W lipcu 1833 roku znów znalazł się w Szwajcarii, m. in. w Genewie, aby opiekować się umierającym przyjacielem Stefanem Garczyńskim.  Pięć lat później odwiedził Genewę, kiedy starał się o pracę (dostał ją w Lozannie, o czym pisałam tydzień temu). Po raz ostatni zatrzymał się nad Jeziorem Genewskim, kiedy wraz ze swoim Legionem przemierzał drogę z Włoch do Paryża. Także był w tym mieście co najmniej pięć razy, nie znalazłam tam jednak po nim żadnego śladu:-(

Po trzecim z naszych wieszczów - Zygmuncie Krasińskim także śladu nie ma. A był w Genewie również kilkakrotnie. Po raz pierwszy 3 listopada 1829 roku jako siedemnastoletni chłopak przyjechał w towarzystwie swego opiekuna, pana Jakubowskiego i kamerdynera Lintnera. Zatrzymał się w Hotelu de la Balance (który został zburzony w połowie XX wieku). Tutaj 11 sierpnia 1830 roku poznał Adam Mickiewicza. Razem (w towarzystwie wspomnianego opiekuna i kamerdynera oraz poety Antoniego Edwarda Odyńca) wybrali się na dwutygodniową wycieczkę w Alpy.
Ponownie Krasiński zatrzymał się w tym mieście od marca 1831 do maja roku następnego. Wiemy z listów, że lubił pływać łódką po Jeziorze Genewskim. Zastanawiam się, czy przepływał koło wysepki poświęconej dziś Jeanowi Jacquesowi Rousseau.


Genewa to rodzinne miasto Jeana Jacquesa Rousseau, pisarza kojarzonego
raczej z Francją ze względu na język, w którym powstawały jego dzieła.
 W tym kraju zresztą spędził większość życia.

Rodacy wystawili mu pomnik na wyspie nazwanej jego imieniem.
Wysepka ta znajduje się w samym centrum miasta, na Jeziorze Genewskim


Warto tam sobie posiedzieć, zwłaszcza jeśli nie ma zbyt wielu turystów.


Genewa znana jest dziś jako siedziba wielu ważnych organizacji międzynarodowych. Na przykład ONZ.

Naprzeciwko głównego wejścia stoi 12 metrowe metrowe krzesło ze złamaną nogą.
Niewtajemniczonym wydać się może dziwne, a nawet śmieszne. Tymczasem jest symbolem bardzo ważnej sprawy.

To dzieło Daniela Berseta powstało w 1997 roku w proteście przeciwko podkładaniu min w czasie działań wojennych.
Od min bowiem ginie głównie ludność cywilna i to długo jeszcze po zakończeniu wojen.

Krzesło symbolizuje człowieka z oderwaną przez minę nogą.
Ustawione na Placu Narodów 27 maja 1997 roku stoi (z przerwą na remont placu) do dziś

Po drugiej stronie ulicy znajduje się siedziba ONZ, którą można zwiedzać

Organizacja Narodów Zjednoczonych powstała w 1945 roku, tuż po zakończeniu II wojny światowej.

Jej celem jest zapewnienie pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego, rozwój współpracy między narodami oraz popieranie przestrzegania praw człowieka.



Początkowo przystąpiło do niej 51 państw z całego świata, w tym Polska, chociaż przedstawiciele naszej ojczyzny (czyli uznawany przez kraje zachodnie rząd RP na uchodźstwie) nie zostali zaproszeni na pierwszą konferencję z obawy przed reakcją Józefa Stalina. Obecnie do ONZ należą 193 państwa.

Główna siedziba organizacji mieści się w Nowym Jorku, ale ta genewska jest nie mniej znana, choćby z tej sali, pokazywanej często w mediach.

                 W Sali Praw Człowieka i Sojuszu dla Cywilizacji widzimy unikatowy sufit autorstwa Miquela Barceli.
                 Dzieło ukończono w 2008 roku. Artysta zużył 100 ton farby. Podobno kosztowało 18 milionów euro.
                                                                 Czy jest tyle warte, osądźcie sami:)

Sala Posiedzeń Rady, w której można podziwiać piękne malowidła ścienne.

Zwiedzanie z przewodnikiem (tylko tak można) trwa ok. godziny. Nie pamiętam, ile kosztuje, ale sporo. Można dołączyć do grupy z przewodnikiem mówiącym po angielsku, niemiecku, francusku lub hiszpańsku.

Genewska siedziba ONZ jest naprawdę duża. Zobaczyliśmy może 10%

Naprzeciwko bocznego wejścia do Pałacu Narodów ONZ mieści się siedziba najstarszej organizacji humanitarnej na świecie - Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Na zwiedzanie tego obiektu nie starczyło czasu...

Zobaczyć to wszystko jednego dnia, to niełatwe zadanie. Należy mi się odpoczynek na najdłuższej ławce świata - 120 m!



Wśród kwiatów tak licznych w tym pięknym mieście

Wiosna w pełni a godzinę drogi stąd, na Mont Blanc, leży śnieg! Ale o tym innym razem:)

17 komentarzy:

  1. Chętnie odwiedziłabym budynek ONZ, gdy byłam w Genewie nie miałam okazji. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cale zycie myślałem, że Rousseau to Francuz. W ogole jakoś nie zna się szwajcarskich pisarzy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczna lektura, czytam i zachwycam się, aż nabrałem apetytu na taką podróż...
    W.

    OdpowiedzUsuń
  4. Stały czytelnik2 czerwca 2014 16:11

    Intryguje mnie ten "Pan Tadeusz" Słowackiego. Nie słyszałem o tym nigdy. Moglaby Pani przyblizyc ten temat?

    OdpowiedzUsuń
  5. A może ta 13-ta księga jest Słowackiego? O mrówkach czy jakoś tak...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mnie cieszą te pytania. Już Państwu odpowiadam:)

    Jeśli chodzi o tzw. XIII księgę "Pana Tadeusza" (z mrówkami), to jej autorstwo przypisuje się Aleksandrowi Fredrze. Natomiast Juliusz Słowacki miał ambicje napisać lepiej kilka utworów Mickiewicza, m.in. "Konrada Wallenroda" i "Pana Tadeusza" właśnie. Może gdyby nie choroba i przedwczesna śmierć w wieku niespełna 40 lat, dopiąłby swego. A tak mamy tylko fragmenty tych dzieł.
    Jak się czyta strofy o Soplicowie (pisane również trzynastozgłoskowcem) i nie wie, że to Słowackiego, można pomyśleć, że wyszły spod pióra Mickiewicza! Proszę spojrzeć:
    "W Soplicowie, choć już się zbliżały zapusty,
    Zjazdu nie było - dom był cichy, prawie pusty.
    Wczora właśnie francuskie oficerstwo starsze,
    Które wtenczas przez marsze i przez kontramarsze
    Włóczyło się po Litwie z armią dowozową,
    Opuściło gościnne zawsze Soplicowo..."
    Ale poemat słowackiego dotyczy dalszych losów bohaterów, kiedy to wojska Napoleona przegrały pod Moskwą, a mężczyźni jeszcze nie wrócili z wojny. Dwór w Soplicowie zajmują tylko kobiety i starcy:
    "Sam pan Tadeusz został w armii adiutantem,
    Regent — pisarzem, Sędzia — zboża liwerantem,
    Hrabia dowodzi nowych ułanów szwadronem;
    Wszystko się pociągnęło za Napoleonem,
    Poszło w marsz... W domu smętne wzdychają małżonki
    Pani Tadeuszowa odmawia koronki,
    Nowenny; Telimena klnie domową ciszę,
    Smętek mgieł — patrzy w okna, wzdycha, listy pisze
    Albo z książką francuską idzie w szary kątek
    Pod piec — i tonie w smętnych bałwanach pamiątek."
    Fragment urywa się na wejściu niespodziewanego gościa:
    "Tymczasem wchodzi do pokoju
    Człowiek niewielki wzrostem, w podróżnego stroju;
    Sądziłbyś, że cywilny - gdyby nie miał szpady
    Pod pachą - dosyć piękny na twarzy i blady
    Mimo zimna. Twarz była jak marmur niezmienna,
    Owszem, rzekłbyś, że bielsza od mrozu, promienna,
    Jak miesiąc złota... Oddał lekki ukłon Zosi,
    Ona się zlękła, oczy spuszcza, nie podnosi,
    Nie śmie... stoi jak posąg, a w sobie rozważa,
    Czy ma uciec, czy zostać — poznała cesarza
    Napoleona... "

    Szkoda, że nie dokończył...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, nie wiedziałam, że takie zapędy miał wieszcz Słowacki, np. na "Pana Tadeusza"! :)
    Genewa z Pani zdjęć wydaje mi sie pieknym miastem, mimo, że nowoczesnym. Myślę, że dobrze bym się w niej czuła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stare Miasto w Genewie także jest piękne, ale miałam zbyt mało czasu, żeby je zwiedzić. Zajrzałam tylko na chwilę. Muszę tam jeszcze kiedyś wrócić:) Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Przepiękna wędrówka śladem wielkich ludzi. "Ławeczka" całkiem pojemna... :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pan Tadeusz Juliusza, tzn. to co zdążył napisać jest jakby bardziej prawdziwy

    u Adama słońce nie zachodzi..idylla , a u Juliusza S samo życie

    GP

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakże pięknie urodzić się Szwajcarem, jakże pięknie umrzeć Szwajcarem, tylko co robić w międzyczasie.

    to by tłumaczyło chociaż w minimalnym stopniu że Eglantynę odrzucił..a ona go kochała całe życie i przecież gotowa była podawać mu zimne mięsa o 10 rano.. a on?
    A on zimny, i nieczuły ....

    Grzegorz Pieńkowski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, on nie kochał jej, inna nie kochała jego... Ach, ta miłość!

      Usuń
  11. Juliusz Słowacki wybrał Genewę bo jak pisze w liście do matki z 7 listopada 1834 roku
    "..Inne miasta tutejsze tak są pozbawione wszystkiego, takie mieściny nudne i bez książkowe, że mieszkać w nich nie podobna"

    Grzegorz Pieńkowski

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta gora na pierwszym zdjeciu to niestety nie Mont Blanc. To dosc niskie wzgorze blisko Genewy. Mont Blanc jest DUZO wiekszy, szerszy, polozony dalej, i nawet latem bardziej bialy. Pozdrawiam z Genewy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tę informację. Dziwiłam się, jak Słowacki mógł widzieć Mont Blanc z tego miejsca, ale widocznie w XIX wieku nic nie przesłaniało tego widoku, tak jak teraz. A co do tej góry, widocznie ktoś mi źle powiedział...

      Usuń
  13. Jeśli chodzi o Krasińskiego to zapraszam do Złotego Potoku :)

    OdpowiedzUsuń

Pozostawienie komentarza (choćby anonimowego) daje mi poczucie, że warto dalej tworzyć ten blog, bo ktoś go jednak czyta:)