sobota, 24 grudnia 2016

Noc Narodzenia się zbliża...

Była to Wigilia Bożego Narodzenia.
Z ulicy dochodził gwar ludzki i brzęczenie dzwonków przy sankach. Miasto przybierało powierzchowność świąteczną i radosną. (...)
Między głosami dochodzącymi z ulicy nie było innych jak wesołe i radość stawała się ogólną. (...)
Noc Narodzenia zbliżała się...

(Henryk Sienkiewicz "Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela")

Stół przygotowany
Takiej właśnie radości, jaką opisał nasz noblista, życzę Państwu na te święta. Niech nic nie zakłóci spokoju i rodzinnej, dobrej atmosfery. 
Niechaj Narodzony, wbrew wszystkim obawom, przyniesie nam pomyślny rok.

Tegoroczna

PS. Panu Maciejowi Cybulskiemu, dyrektorowi Muzeum Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej, dziękuję za inspirację do tego postu i piękną kartkę świąteczną.

sobota, 17 grudnia 2016

Szlakiem "Potopu" c.d. - Upita

Upita to wieś na Litwie, która zainteresowała mnie ze względu na miejsce rehabilitacji Andrzeja Kmicica z Sienkiewiczowskiego "Potopu". Mianowicie kościół p.w. św. Karola Boromeusza, drewniany, wzniesiony w 1787 r. na miejscu starszego, fundowanego w 1742 r. przez Stanisława Tyszkiewicza i jego żonę Ewę z Białłozorów. Według różnych źródeł w kaplicy lub przy kościele miał być lub jest pochowany poseł upicki Władysław Siciński, który jako pierwszy skorzystał z prawa liberum veto, zrywając w 1652 r. sejm w Warszawie.


We wsi mieszka podobno około pięciuset osób, ja widziałam może kilka. Poza kościołem. cmentarzem, pocztą, szkołą, sklepem i domami mieszkalnymi nie ma nic więcej. Nie byłoby o czym pisać, gdyby nie Sienkiewicz:) Zatem zajrzyjmy do "Potopu".


We dwa tygodnie później pan Kmicic wstawał już i chodził na kulach, a następnej niedzieli uparł się jechać do kościoła.
- Pojedziem do Upity - rzekł do Soroki - bo od Boga trzeba poczynać, a po mszy do Wodoktów.
Soroka nie śmiał się sprzeciwiać, więc kazał jeno wymościć sianem skarbniczek, a pan Andrzej wystroił się odświętnie i pojechali.


Przyjechali w czas, gdy mało jeszcze ludzi było w kościele. Pan Andrzej, wsparty na ramieniu Soroki, podszedł pod sam wielki ołtarz i klęknął w kolatorskiej ławce; nikt też go nie poznał, tak zmienił się wielce; twarz miał bardzo chudą, wynędzniałą, a przy tym nosił długą brodę, która mu czasu wojny i choroby wyrosła. Kto i spojrzał na niego, pomyślał, że jakiś przejezdny personat na mszę wstąpił; kręciło się bowiem wszędzie pełno przejezdnej szlachty, która z pola do swych majętności wracała.


Kmicic, zatopiony w modlitwie, nie widział nikogo; z pobożnego zamyślenia zbudziło go dopiero skrzypienie ławki pod nogami wchodzących do niej osób. Wówczas podniósł głowę, spojrzał i spostrzegł tuż nad sobą słodką a smutną twarz Oleńki. Nagle przed kościołem rozległ się szczęk broni i tętent kopyt końskich.(...)


Tłumy poczęły się kołysać, wszystkie głowy zwróciły się naraz ku drzwiom. A wtem zaroiło się we drzwiach i hufiec zbrojny pojawił się w kościele. Na czele szli z brzękiem ostróg pan Wołodyjowski i pan Zagłoba. Tłumy rozstępowały się przed nimi, a oni przeszli przez cały kościół, klękli przed ołtarzem, pomodlili się krótką chwilę, po czym obaj weszli do zakrystii.
Więc uczyniło się cicho; ksiądz zaś w serdecznych słowach powitał naprzód wracających żołnierzy, wreszcie oznajmił, że list królewski zostanie odczytany, przez pułkownika chorągwi laudańskiej przywieziony.


Więc uczyniło się jeszcze ciszej i po chwili po całym kościele rozległ się głos od ołtarza:
"My, Jan Kazimierz, król polski, wielki książę litewski, mazowiecki, pruski etc., etc., etc. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen.
...wiadomo czynimy całemu stanowi rycerskiemu, mianowicie zaś ludziom wojskowym i świeckim, urzędy mającym cuiusvis dignitatis et praeeminentiae, oraz wszystkiemu obywatelstwu Wielkiego Księstwa Litewskiego i naszego starostwa żmudzkiego, że jakiekolwiek gravamina ciążyłyby na urodzonym a nam wielce miłym panu Andrzeju Kmicicu, chorążym orszańskim, te coram jego następnych zasług i chwały zniknąć z pamięci ludzkiej mają, w niczym czci i sławy pomienionemu chorążemu orszańskiemu nie ujmując." (...)

Kościół był zamknięty, więc próbowałam zajrzeć do środka oknem. Niestety było za wysoko, stąd takie rozmazane zdjęcie

Tłumy poczęły się kołysać, wszystkie głowy zwróciły się naraz ku drzwiom. A wtem zaroiło się we drzwiach i hufiec zbrojny pojawił się w kościele. Na czele szli z brzękiem ostróg pan Wołodyjowski i pan Zagłoba. Tłumy rozstępowały się przed nimi, a oni przeszli przez cały kościół, klękli przed ołtarzem, pomodlili się krótką chwilę, po czym obaj weszli do zakrystii.


Więc Babinicz to on?! Więc ów pogromca Szwedów, zbawca Wołmontowicz, zwycięzca w tylu bitwach to Kmicic?!... Szum wzmagał się coraz bardziej, tłumy poczęły cisnąć się ku ołtarzowi, aby go widzieć lepiej. (...)
- Panie Andrzeju! - wołał pan Zagłoba - ot, przywieźliśmy ci gościńca. Sam się takiego nie spodziewałeś! Do Wodoktów teraz, do Wodoktów, na zrękowiny i wesele!...
("Potop", t. III, rozdz. 30.)

Słynne słowa Oleńki: "Jędruś! ran twoich niegodnam całować!" nie padły w kościele upickim, jak to pokazał film Jerzego Hoffmana, ale w Wodoktach. 

sobota, 10 grudnia 2016

Kiejdany Radziwiłłów

Przemierzając Litwę szlakiem Sienkiewiczowskim, odwiedziłam Kiejdany - dawną siedzibę Radziwiłłów, opisaną m.in. w "Potopie". Dziś dość senne, nieco wyludnione miasteczko.


Mości panowie, otwórzcie oczy, Kiejdany już widać! - krzyczał do śpiących Zagłoby i Skrzetuskiego Michał Wołodyjowski w I tomie "Potopu". Podążali wtedy na zaproszenie księcia Janusza Radziwiłła, nie przeczuwając, że ten stanie po stronie Szwedów. 


Kiejdany? Gdzie? - pytał zaspany Zagłoba.
Zacne jakieś miasto - rzekł Skrzetuski.
Bardzo zacne - odpowiedział Wołodyjowski - i po dniu jeszcze lepiej się waszmościowie o tym przekonacie.


O zacności tego miasta nie miałam okazji się przekonać, będąc tam zaledwie kilka godzin. Nie zachowało się nic ze świetności dziedzictwa Radziwiłłów. Ich pałac został wysadzony w powietrze w 1944 roku. Pozostały urocze kamieniczki i kilka zabytkowych kościołów. Zobaczcie sami.


Opustoszałe kamienice w centrum miasta. Z okien zamiast mieszkańców wyglądają namalowane postacie. Pomysł ciekawy, ale zrobił na mnie przygnębiające wrażenie.


Do podręczników historii Kiejdany trafiły jako miejsce układu zawartego w roku 1655 pomiędzy Radziwiłłami a królem szwedzkim Karolem X Gustawem. Sienkiewicz w "Potopie" przedstawił księcia Janusza jako zdrajcę, który kierował się tylko chęcią władzy. W rzeczywistości Janusz Radziwiłł był wierny królowi Janowi Kazimierzowi i Rzeczypospolitej do czasu, kiedy nasz władca pozostawił go samego w obliczu nadciągającej ze wschodu moskiewskiej nawałnicy. Szukając sprzymierzeńca do walki z Moskalami, Radziwiłł podpisał pakt z szwedzkim monarchą. 

Zabytkowy kościół karmelitów 

Dla Polaków jest więc zdrajcą, ale dla Litwinów bohaterem. Dlatego postawiono mu pomnik na rynku w Kiejdanach.

Pomnik Radziwiłła na rynku w Kiejdanach
Przyglądam się temu pomnikowi ze wszystkich stron, bo dziwny jakiś:)
Książę Janusz Radziwiłł zmarł w Tykocinie (o czym pisałam tu: Tykocin), ale został pochowany w Kiejdanach w zborze luterańskim, był bowiem tego wyznania. Sienkiewicz pisał, że Kiejdany to stolica heretyków ze wszystkiej Żmudzi, którzy tu pod osłoną Radziwiłłów bezpiecznie swoje gusła i praktyki zabobonne odprawiają. ( "Potop", t. I, rozdz. 12)

Zbór luterański, miejsce pochówku Radziwiłłów
- Dziwno mi to, że piorun tego zboru nie zapalił - rzekł Zagłoba.
- Jakbyś waść wiedział, że się to zdarzyło - odparł Wołodyjowski - Tu w podziemiach leży ojciec księcia Bogusława, Janusz, ten, który do rokoszu przeciw Zygmuntowi III należał. Własny hajduk mu czaszkę rozpłatał, i tak zginął marnie, jak i żył grzesznie. (j.w.)

Ołtarz w zborze luterańskim
Tfe! - rzekł Zagłoba - zaraza na to miasto, gdzie człowiek innego powietrza jak heretyckie do brzucha nie wciąga. lucyper mógłby tu tak dobrze panować jak i Radziwiłł. 

Pięknie rzeźbiona ambona - jedyna dekoracja w tej świątyni
 - Mości panie! - odpowiedział Wołodyjowski - nie bluźń Radziwiłłowi, bo może wkrótce ojczyzna zbawienie będzie mu winna...
Wejście do krypty Radziwiłłów


Nie takie zbawienie miał na myśli pułkownik Wołodyjowski, jakie zaproponował im wkrótce książę Janusz. Jak się szybko bohaterowie "Potopu" przekonali, płonne były ich nadzieje związane z Radziwiłłami. 

W środku trumna księcia Janusza 

Dla jednych zdrajcy, dla innych patrioci Radziwiłłowie nie zaznali spokoju po śmierci. W 1944 roku komuniści zamienili zbór luterański w salę sportową. Szczątki dawnych władców wyrzucono pod murem zboru. Cudem ocalały niektóre.
Na zdjęciach wiszących w zborze można zobaczyć zabalsamowane zwłoki księcia Janusza. Niekompletne. Oszczędzę Wam tego widoku.


Tutaj dobrze widać czym był komunizm. Przykre i przerażające. Ciekawe, co dziewczyny z tego zdjęcia poniżej myślą sobie dziś o tym, gdzie grały. Czy mają świadomość? Czy wtedy miały?

Zdjęcie z wnętrza zboru luterańskiego zamienionego przez komunistów na salę sportową. Mecz koszykówki z 1983 r.

Dziwne to miasto, które ma podobno około 30 tysięcy mieszkańców, a latem na starówce można było spotkać zaledwie kilka osób.  Jakże to tak? - zapytałby Sienkiewicz...