sobota, 30 września 2017

Pranie Gałczyńskiego

Oto widzisz, znowu idzie jesień -
człowiek tylko leżałby i spał... (1937)

Tak 80 lat temu pisał Konstanty Ildefons Gałczyński. I kolejna jesień przed nami... Może warto będzie także ją ocalić od zapomnienia? 


Twórczość Gałczyńskiego jest dziś mało znana. Prawie nie ma jej w szkole, więc sięgają do niej głównie miłośnicy poezji. Jest też obecna dzięki muzyce. Wykonanie Marka Grechuty jednego z najpiękniejszych polskich wierszy zapewne ocaliło go od zapomnienia 
https://www.youtube.com/watch?v=kZmAH4l7lOQ 
Powyższy link odsyła do filmiku prezentującego Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu nad Jeziorem Nidzkim. Byłam tam niedawno i zachwyciło mnie to miejsce. 




Muzeum mieści się w leśniczówce, która powstała około 1880 r. Nazwa “Pranie” wzięła się od łąki, nad którą leży, a która, jak mówili Mazurzy, “prała” czyli osnuwała się mgłą, dymiła. Gałczyński pierwszy raz przybył tu w lipcu 1950 r. Przyjeżdżał z Warszawy przez kolejne trzy lata, jako gość ówczesnego leśniczego Stanisława Popowskiego. W 1952 r. wraz z żoną Natalią snuł plany zamieszkania na stałe w okolicy jeziora Nidzkiego, ale rok później zmarł.


Muzeum jest chętnie odwiedzane, ze względu na swoje położenie oraz atrakcje, które przygotowuje, zwłaszcza latem.


Przy wejściu wita nas Zielona Gęś, bohaterka teatrzyku absurdu, stworzonego przez Gałczyńskiego. Samego poetę można spotkać siedzącego w ogrodzie za domem. Zastanawiałam się, ile prawdy jest w tym, co napisał o nim Czesław Miłosz w "Zniewolonym umyśle". Na pewno był ofiarą sytuacji historycznej, w której przyszło mu żyć.


Przed wojną piewca nacjonalizmu i skrajnej prawicy, po wojnie gloryfikator PRL-u, nie poddaje się łatwym ocenom. Jego ironia, groteska i absurd nie mieszczą się w bezrefleksyjnych sądach. Miłosz pisał zresztą, że polityka nigdy Gałczyńskiego nie interesowała. On był ponad nią i takim pozostał, mimo pozorów podlizywania się władzy jednej czy drugiej.  Był poetą i potrzebował czytelników. 


"Gdzie idą moi czytelnicy, tam idę ja, czego chcą moi czytelnicy, to im daję..." Tak rozumiał rolę poety. W roku 1950 jego twórczość została potępiona na Zjeździe Literatów Polskich przez Adama Ważyka jako drobnomieszczańska.


A talent miał nieprzeciętny! Jego poezja, zdaniem Miłosza, "nie była podobna do niczego w Europie z pierwszej połowy dwudziestego wieku (...) była bezsensowna i pełna sensu równocześnie". Pomimo "dziwacznych zestawień obrazów nie była niezrozumiała".


Cóż, człowiek pisze tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze 
- podsumował Gałczyński swój stosunek do własnej twórczości w "Liście z fiołkiem".



Cieszę się, że odkryłam Pranie. Czuje się tam ducha poezji. Poezji w ogóle, poezji Gałczyńskiego w szczególności. A jest to twórczość warta poznania, mimo zawiłości historycznych, w których i dla których powstawała.


Autentyczne pamiątki po Gałczyńskim czynią z tego muzeum miejsce wyjątkowe. Zobaczymy rękopisy poety, zdjęcia i rzeczy osobiste. Warto też wczytać się we fragmenty jego utworów znajdujące się w gablotach i na ścianach.


Wiele z nich jest aktualnych do dziś i pewnie pozostanie takimi na zawsze. Bo niezmienna jest natura człowieka.


Muzeum w Praniu to nie tylko pamiątki po Gałczyńskim. To także koncerty, warsztaty i inne imprezy, dzięki którym placówka jest bardzo żywa i atrakcyjna.


Zwłaszcza w lipcu i sierpniu odbywają się w Praniu koncerty muzyki poważnej i piosenki literackiej, wystawy, spotkania autorskie, recytacje poezji. Usłyszeć można tu znakomitych artystów polskiej estrady.


Trafiłam na koncert z cyklu "Muzyka u Gałczyńskiego" w wykonaniu Agnieszki Maruchy (skrzypce), Pawła Panasiuka (wiolonczela), Agnieszki Panasiuk (fortepian). Poezje Konstantego Ildefonsa recytował znany aktor Andrzej Mastalerz.


Miałam niezwykłą przyjemność porozmawiania z nim i jego żoną, także aktorką, Agatą Piotrowską.


Wokół Prania biegnie ufundowana przez Nadleśnictwo Maskulińskie, przyrodnicza ścieżka dydaktyczna. Tą trasą odbywał spacery Konstanty Ildefons Gałczyński w latach 1950 – 1953. 


Ścieżka rozpoczyna się na parkingu w Praniu, wiedzie wzdłuż leśniczówki i fragmentu jeziora Nidzkiego, zatacza koło i prowadzi z powrotem na parking. Jej długość wynosi 1400 metrów, czas zwiedzania to około pół godziny.


“...i gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie, czy ma lat pięćdziesiąt, czy dziewięć, patrzy w las jak w śmieszny rysunek; i przeciera oślepłe oczy, dzwonek leśny poznaje, ćmę płoszy i na serce kładzie mech jak opatrunek.”
(“Kronika Olsztyńska” – Leśniczówka Pranie 1950 rok)

sobota, 16 września 2017

Łódź Tuwima

Wrzesień kojarzy mi się z Tuwimem. Powody są co najmniej dwa. Po pierwsze poeta urodził się w tym miesiącu. Po drugie jest autorem jednego z najpiękniejszych wierszy o jesieni, a przecież ona przychodzi właśnie we wrześniu. Ten wiersz to "Wspomnienie".

Mimozami jesień się zaczyna,
Złotawa, krucha i miła.
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
Która do mnie na ulicę wychodziła.

Od twoich listów pachniało w sieni,
Gdym wracał zdyszany ze szkoły,
A po ulicach w lekkiej jesieni
Fruwały za mną jasne anioły.

Mimozami zwiędłość przypomina
Nieśmiertelnik żółty - październik.
To ty, to ty moja jedyna,
Przychodziłaś wieczorem do cukierni.

Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
W parku płakałem szeptanymi słowy.
Młodzik z chmurek prześwitywał jesienny,
Od mimozy złotej - majowy.

Ach, czułymi, przemiłymi snami
Zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
W snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
Jak tą złotą, jak tą wonną wiązanką...

Większość z Państwa pamięta zapewne piękne muzyczne wykonanie tego utworu przez Czesława Niemena:  https://www.youtube.com/wspomnienie

Miejsce urodzenia Juliana Tuwima.

Julian Tuwim przyszedł na świat w niewielkim mieszkaniu przy ul. Widzewskiej 44 (obecnie ul. Kilińskiego 46), w mieszczańskiej rodzinie zasymilowanych Żydów. Potem mieszkał z rodzicami przy ulicy Struga 42 (w czasach dzieciństwa Tuwima była to ulica św. Andrzeja 40).


Uczęszczał do gimnazjum męskiego przy ul. Sienkiewicza 46. Dziś mieści się tam III LO im. Tadeusza Kościuszki. W wierszu "Łódź" tak wspominał szkołę:

Tu, jako tyci od ziemi brzdąc,
Zdzierałem portki i buty,
Tu belfer, na czym świat stoi klnąc,
Krzyczał: „Ty leniu zakuty!”

Tu przez lat dziesięć co drugi dzień,
chodziłem smętnie do budy,
Gdzie jako łobuz, pijak i leń
Słynąłem, ziewając z nudy.


Aleja Gwiazd na Piotrkowskiej

Poeta opisał również ulicę Piotrkowską taką, jaką pamiętał z rewolucji 1905 roku (miał wtedy 11 lat).

Piotrkowska, w stronę Grand Hotelu,
Jak wymieciona. Przed tramwajem
Beczki i skrzynie, a za nimi,
Z browningiem w ręku, przyczajeni
Klęczą bojowcy patrząc w szarą,
Bezludną przestrzeń trotuaru
I pustą jezdnię. Nic. Martwota.
Cisza i tam – bo z morza tłumu
Nic nie usłyszysz prócz poszumu
Przybywających gromad ludzkich,
Co napływają od Widzewa,
Żeby na rynek iść bałucki:
Z Głównej, Nawrotu i Przejazdu
Strugami się w Piotrkowską wlewa
Burzliwy za przewałem przewał,
Zmierzając ku Staremu Miastu;
Ale się mało kto przepycha
Pod Meisterhaus i pod Ulricha,
Bo stamtąd, aż po barykadę,
W jednej się szczelną zbił gromadę
Milczący tłum, przy głowie głowa,
Jakby głowami wybrukował...
(fragment poematu "Kwiaty polskie")


U zbiegu ulic Piotrkowskiej i Jaracza od 1907 miało siedzibę kino-teatr "Urania", prowadzone przez ojca słynnego aktora Eugeniusza Bodo. Było to ulubione miejsce młodego Tuwima. Dziś znajduje się tu dom handlowy "Magda", a właściwie "chiński market odzieżowy". Znak czasu...


Po wybuchu I wojny światowej rodzina Tuwima zamieszkała na trzy lata pod adresem Gabriela Narutowicza 56. Stąd poeta wyjechał do Warszawy na studia.


Juliana Tuwima często można było spotkać przy ul. Piotrkowskiej 72. Przebudowany w latach 1888-1889 przez architekta miejskiego Hilarego Majewskiego budynek dawnej fabryki włókienniczej E. Haentschla przekształcono w najelegantszy hotel Łodzi "Grand". Poeta był częstym bywalcem hotelowej kawiarni. W ogrodzie działała scena kabaretowa, którą prowadził przyjaciel Tuwima – Konrad Tom. Wynajęty apartament hotelowy na czas uroczystości pogrzebowych matki poety był jego ostatnim łódzkim adresem.

"Zasłużeni dla Łodzi" - na ścianie kamienicy przy ulicy Piotrkowskiej 71,
przy pasażu Artura Rubinsteina. Tuwim w środkowym oknie na prawo.

Poeta opuścił Łódź w 1916 roku. Przeprowadzką do Warszawy i podjęciem studiów prawniczych rozpoczął swoje samodzielne życie. Jednak nie zerwał swoich kontaktów z rodzinnym miastem. Chętnie powracał do Łodzi, a także pisał o niej.

Niech sobie Ganges, Sorrento, Krym
Pod niebo inni wynoszą,
A ja Łódź wolę! Jej brud i dym
Szczęściem mi są i rozkoszą.

Nawet mizerne wiersze me
Łódź oceniła najpierwsza,
Bo jakiś Książek drukował mnie
Po dwie kopiejki od wiersza.

Więc kocham twoją „urodę złą”,
Jak matkę niedobrą – dziecię,
Kocham twych ulic szarzyznę mdłą,
Najdroższe miasto na świecie!

Zaszwargotanych zaułków twych
Kurz, zaduch, błoto i gwary
Piękniejsze są mi niż stolic szyk
I niż paryskie bulwary!

Śmieszność twa łzami przyprósza mi wzrok,
Martwota okien twych ślepych
I czarnych ulic handlarski tłok,
I uszargany twój przepych.

I ten sterczący głupio „Savoy”,
I wyfioczone przekupki,
I szyld odwieczny: „Mużskij portnoj,
On-że madam i pszerupki”.
(fragment wiersza Łódź)


Łódź upamiętniła poetę ławeczką przed Pałacem Juliusza Heinzla przy ulicy Piotrkowskiej. Spiżowy pomnik autorstwa Wojciecha Gryniwicza odsłonięto 10 kwietnia 1999 roku.


Jednak jego twórczość to pomnik trwalszy niż ze spiżu. I wciąż, czasami niestety, jest aktualna. Chociażby wiersz napisany prawie 90 lat temu, "Do prostego człowieka".  

źródło: demotywatory.pl

Za każdym razem, kiedy słyszę ten utwór, mam gęsią skórkę. Zwłaszcza w wykonaniu zespołu Akurat. Posłuchajcie:

Adresów Tuwima w Łodzi jest o wiele więcej. Nie sposób odwiedzić je wszystkie jednego dnia. Trzeba będzie jeszcze kiedyś wybrać się do Łodzi.

sobota, 2 września 2017

Toruń nie tylko Kopernika

Odwiedzając niedawno Toruń, zastanawiałam się, który pisarz jest jakoś związany z tym miastem. Bo przecież nie tylko Kopernik, o którym jako autorze "De revolutionibus orbium coelestium" już pisałam. Dowiedziałam się, że w Toruniu urodził się Janusz Leon Wiśniewski, naukowiec i pisarz współczesny, znany szerzej dzięki książce oraz jej adaptacji pt. "S@motność w Sieci".

Wejście do domu przy ul. Podgórnej 32, w którym pisarz spędził dzieciństwo.
Odważyłam się napisać do niego z prośbą o podanie śladów jego bytności w tym mieście. Odpowiedział po 31 minutach. Dzięki temu mogę Wam pokazać dom rodzinny pisarza. Szpitala, w którym się urodził, już nie ma, ale zdradzę ciekawostkę, że był chyba najcięższym noworodkiem w dziejach tej placówki. Ważył bowiem 6100 gram.

Tu mieszkał z rodzicami i babcią Martą, pojawiającą się w "Na Fejsie z moim synem"

Od początku XXI wieku prowadzę notatnik,  w którym zapisuję tytuły wszystkich czytanych książek oraz najważniejsze dla mnie zdania, dzięki temu wiem, że "S@motność w Sieci" przeczytałam we wrześniu 2006 roku, a "Na Fejsie z moim synem" w lutym 2012. Ta ostatnia jest jedną z niewielu książek, do których wracam. I wcale nie dlatego, że redagowała ją niejaka Agnieszka Zielińska (nie ja 😄) ani nawet dlatego, że w Piekle będę obchodzić urodziny razem z narratorką i kimś jeszcze.


I nawet nie dlatego, że podoba mi się język tej powieści, oparty na popularnym w baroku łacińskim barbaryzmie. Ani że uwielbiam humor autora. Myślę, że wracam do niej przez to, że wpycha mnie w "głęboką intelektualną kałużę". Kałużę, w której jako humanistka, przekonana we wczesnej młodości o zbędności uczenia się przedmiotów tzw. ścisłych, dziś nieco masochistycznie taplać się lubię, mając złudną nadzieję, że jednak zrozumiem fizyczno-chemiczne wywody dra habilitowanego J.L. Wiśniewskiego. Bo z chemii "jedyne, co znam, to cukry, a w zasadzie cukier", jak mawiała bohaterka mojej ulubionej książki tegoż autora. Fascynuje mnie jednak wszechświat i jego odkrywanie, dlatego ciągle powtarzam moim uczniom, żeby nie dzielili nauki na przedmioty, ale starali się znaleźć punkty wspólne. Zbyt szeroki to temat, by go teraz rozwijać. Wróćmy do Torunia.

Instytut Fizyki UMK, gdzie studiował przyszły pisarz. Genialnie wplata elementy fizyki w swoich powieściach.
Miałam za mało czasu, aby odwiedzić wszystkie miejsca, które podał mi Znany Torunianin. Ważna dla niego była na przykład Biblioteka UMK na Bielanach, gdzie przeczytał mnóstwo książek. W powieści "Bikini" napisał, że "(...) autorzy piszą książki tylko po to, aby napisać to jedno jedyne zdanie". Coś w tym jest, ale czy "Hamlet" naprawdę napisany był tylko dla słynnego "To be or not to be"?


Gdybym miała wybrać po jednym zdaniu z każdej przeczytanej jego książki, to dziś (nie wiem czy jutro) byłyby te:


"Ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej." ("S@motność w sieci");

"Czasami prawdziwa miłość ujawnia się dopiero wtedy, gdy nie wszystko do końca się rozumie..."
("Intymna teoria względności")


"Okazuje się, że ludzki mózg google'uje!" (czyli "nie tylko łączy się z daną informacją określoną liczbą skojarzeń, ale ustala automatycznie ich ważność") - "Między wierszami"
   

"Ludzie się od Boga plecami odwracają, aby zauważył, że jego urzędnicy na ziemi nóż im w te plecy wbili." ("Na Fejsie z moim  synem")

Piernik J.L. Wiśniewskiego w swoistej Alei Gwiazd na Starówce w Toruniu, tuż przy wejściu do sklepu firmy Kopernik, mieszczącego się w Domu Artusa w Toruniu

W każdym razie te słowa zanotowałam sobie podczas czytania. Przede mną jeszcze wiele książek Wiśniewskiego... Nie zapomniał w nich o swoim rodzinnym mieście. 

Miałam szczęście zobaczyć Festiwal Światła w Toruniu

"Słucham koncertu noworocznego orkiestry z Wiednia i patrzę na panoramę Frankfurtu. Ale myślę o Toruniu. Tam powinienem dzisiaj być. Tak mi podpowiada jakiś wewnętrzny głos. może to sumienie, a może genom? Ważne daty powinny być związane z najważniejszymi miejscami. (...) Dla mnie Toruń był i jest najważniejszy. I będzie tak pewnie do końca." ("Między wierszami")

Piękne iluminacje na budynku Collegium Maximum UMK

"Każdy ma chyba swoje Betlejem, które wymienia bez zastanowienia pytany o to, skąd jest. Okazuje się, że to nie tylko cecha, którą wykształcił w sobie i może się nią szczycić wyłącznie homo sapiens. To coś o wiele bardziej pierwotnego..." (j.w.)


"Do Torunia wróciłam i błąkałam się po świecie, tęskniąc za mężczyzną, który nie miał odwagi do mnie powrócić. Czasami do parku na Bydgoskim Przedmieściu w Toruniu chodziłam i na mojej ulubionej ławce niedaleko stawu z łabędziami płakałam." ("Na Fejsie...")


"...ja synuś Wigilię Bożego Narodzenia (...) świętuję. I świętować do końca świata zamierzam. Z choinką (...), z pierogami kapustą i grzybami wypełnionymi (...), z barszczem naszym polskim, a nie ukraińskim, że słomą pod obrusem i wolnym krzesłem obok mnie przed pustym talerzem czekającym na zbłąkanego i samotnego. I opłatkiem na talerzyku najpiękniejszym, jaki można mieć. Trochę potłuczonym, ale takim najbardziej do tego jak u nas w kuchni na Podgórnej w Toruniu podobnym." (j.w.)


Może kiedyś Janusz Leon Wiśniewski powróci do swego Betlejem, ku uciesze jego polskich czytelników?