niedziela, 22 kwietnia 2018

Carpe diem!

Do przerwania łódzkiego cyklu sprowokowała mnie bratowa swoim wpisem na https://zyjaczpasja.blogspot.com Zrobiła mi niesamowitą niespodziankę z motywem przewodnim CARPE DIEM. Postanowiłam więc Wam o tym napisać:)


Kubeczek z sentencją Horacego i piękną kompozycją florystyczną otrzymałam na imieniny oraz urodziny, bowiem obchodzę je tego samego dnia. Kolejny rok zleciał niesamowicie prędko, zadumałam się więc nad "chwytaniem chwili". Dobrze to zrobić teraz, kiedy przyroda zachęca do spędzania czasu na łonie natury i pokazuje nam ulotność, nietrwałość wszystkiego...



Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie

Jaki nam koniec szykują bogowie,

I babilońskich nie pytaj wróżbiarzy.

Lepiej tak przyjąć wszystko jak się zdarzy.

A czy z rozkazu Jowisza ta zima

Co teraz wichrem wełny morskie wzdyma,

Będzie ostatnia czy też nam przysporzy

Lat jeszcze kilka tajny wyrok boży

Nie troszcz się o to i... klaruj swe wina.

Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.

Więc łap dzień każdy, a nie wierz ni trochę

W złudnej przyszłości obietnice płoche.

(Horacy "Carpe diem", Pieśń I,11, tłum. H. Sienkiewicz)


Motyw carpe diem podejmowali w swojej twórczości także polscy poeci. Najczęściej chyba Jan Kochanowski. Jego fraszki i pieśni pełne są nawoływań do "chwytania dnia".

Miło szaleć, kiedy czas po temu (...)
Czas ucieka, a żaden nie zgadnie,
Jakie szczęście o jutrze przypadnie.
(...)
Dziś bądź wesół, dziś użyj biesiady,
O przyszłym dniu niechaj próznej rady:
Już to dawno Bóg odmyślił w niebie,
A k'tej radzie nie przypuszczą ciebie.
(Pieśń XX z ks. I)


A nam wina przynoście,
Z wina dobra myśl roście;
A frasunek podlany
Taje by śnieg zagrzany!
(Pieśń XXIV z ks. I)


Godzina za godziną niepojęcie chodzi, jak pisał w baroku Daniel Naborowski, więc cieszmy się tym, co mamy, póki możemy...

środa, 18 kwietnia 2018

Łódzki Pałac Poznańskich cz.2/3

W przededniu 75. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim zajrzyjmy na ekspozycję poświęconą ostatniemu przywódcy tego zrywu - Markowi Edelmanowi. Przez większość życia mieszkał w Łodzi i dlatego Muzeum Miasta Łodzi uhonorowało go wystawą stałą. Nie był pisarzem, tylko kardiochirurgiem, ale znalazł się na moim blogu jako bohater literacki, a nawet współtwórca książki Hanny Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem".


W pomieszczeniach Pałacu Poznańskich od ulicy Zachodniej umiejscowiono wystawy stałe Muzeum Miasta Łodzi poświęcone Władysławowi Reymontowi, Julianowi Tuwimowi, Karlowi Dedeciusowi, Aleksandrowi Tansmanowi i Arturowi Rubinsteinowi składające się na cykl "Panteon Wielkich Łodzian".


3 października 2011 otwarto tu również Gabinet Marka Edelmana - dwie sale muzealne jemu poświęcone; pierwsza jest odwzorowaniem łódzkiego mieszkania Marka i Aliny Edelmanów, drugą wypełnia zbiór fotografii rodzinnych. Można obejrzeć autentyczne pamiątki po nim, a także telewizyjny wywiad.


Edelman przeniósł się do Łodzi w 1946 roku i mieszkał w niej przez ponad 60 lat. Wcześniej związany był z Warszawą, w której przeżył oba powstania. Wielokrotnie wypowiadał się na temat zwłaszcza tego pierwszego - w getcie. Po samobójczej śmierci przywódcy zrywu Mordechaja Anielewicza został jego następcą. Kiedy skończyła się wojna chciał ratować ludzkie życie, które wydawało mu się jeszcze cenniejsze. Dlatego został kardiochirurgiem.


Przez ponad 30 lat pracował w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu im. Mikołaja Pirogowa w Łodzi. Już w latach 70. rozpoczął działalność opozycyjną, podejmując współpracę z Komitetem Obrony Robotników. Od początku lat 80. działał w „Solidarności”. Był autorem kilku publikacji medycznych oraz dotyczących getta warszawskiego.


Warto wspomnieć o Marku Edelmanie w rocznicę wybuchu powstania w getcie, bo nie chciał gloryfikować jego uczestników, za co często był krytykowany.

sobota, 7 kwietnia 2018

Łódzki Pałac Poznańskich cz.1/3

Wspaniałości Pałacu Poznańskich w Łodzi nie sposób opisać w jednym poście. Nie da się ich oddać również w dwóch i więcej, ale spróbuję choć trochę zaciekawić Was tym miejscem, bo naprawdę jest godne odwiedzenia.


Pierwszy wpis z tego cyklu poświęcę Władysławowi Stanisławowi Reymontowi. On przecież stworzył najbardziej chyba znaną książkę o Łodzi - "Ziemię obiecaną". Miasto o nim pamięta. 


W Pałacu Poznańskich, gdzie mieści się dziś Muzeum Miasta Łodzi jest spora ekspozycja poświęcona temu pisarzowi i jego rodzinie.


Sam noblista nie był z Łodzią związany, ale jego powieść, mówiąca o rodzącej się stolicy polskiego kapitalizmu końca XIX wieku sprawiła, że Reymont jest w tym mieście czczony jak rodowity łodzianin.



W Pałacu Poznańskich znajdziemy wiele pamiątek po nim, między innymi zdjęcia i inne rzeczy jego rodziny.




Są też rekwizyty związane z adaptacją jego powieści



i oczywiście książki...


Tu kręcono niektóre sceny do adaptacji utworu Reymonta w reżyserii  Andrzeja Wajdy. Już na początku "Ziemi obiecanej" widzimy teren dawnych fabryk Izraela Poznańskiego, gdzie dziś znajduje się galeria handlowa "Manufaktura".



Przylega ona bezpośrednio do Pałacu Poznańskich, w którego wnętrzach nakręcono kilka scen.



Jest to przecież w filmie pałac Bucholca, u którego pracuje główny bohater - Karol Borowiecki.



Obaj panowie spotykają się między innymi w tej jadalni. Jest przepiękna!


Zobaczmy, co jeszcze kryją wnętrza Pałacu Poznańskich.


Ale o tym już w kolejnym poście...

czwartek, 29 marca 2018

Na ten świąteczny czas...

...wybrałam dla Was wiersze Ernesta Brylla. Refleksyjne na każdy dzień Triduum Paschalnego. Warto zatrzymać się dłużej nad nimi, by te święta nie były jedynie gastronomiczne.


Wielkanocne porządki trzeba zaczynać
Od piwnicy ponoć. Dawno nie byliśmy
A tam może prawdziwa przyczyna:
-Pucujemy dom a nie jest czysty…

Piwnice – po wierzchu. Bo nikt nie wymaga
W naszym mieście żeby głębiej coś pamiętać
Chociaż na zasypanych piętrach stoją fundamenta
Warszawy. O tym gdzie idą korzenie
Kanałów – lepiej nie myśleć. Myślenie
Jak zmora może się ziścić

Więc, skończyliśmy czyścić
Najpłytsze piwnice
Nie grożą niczym

No, może zawstydzeniem za to zagracenie:
Coś kupiliśmy kiedyś pono w dobrej cenie
Było zdrowo i miło a jakoś przegniło
Ale mówiąc szczerze aż trudno uwierzyć
Jak łatwo się sczyściło

Najpierw to co piwniczne i suterenowe
Potem łóżkowe, powszednie, kuchenne
Są też wypucowane miejsca niecodzienne
Jak na przykład sumienie – sumiennie

Gorzej z przemienieniem. Kto się zmienił?
Choć użyliśmy środków najmodniejszych
Do zabicia smrodu – smród się nie umniejszył

Wielkanocne porządki znowu nie gotowe
Kto da radę zaczynać od nowa?


Sędziowie, co skazują Boga są w porządku
Wyrok śmierci jest bardzo wedle prawa – prawy
Nie sądzili – wieczności co nie ma początku
A tego, co nie wiedział gdzie koniec zabawy
W człowieka.
Człowieczeństwo jest ograniczone
Tak jak i limit cudów. Można martwych z grobu
Powracać – ale najpierw niechaj dadzą słowo
Że po krótkim urlopie zawrócą z ciemności
Nie wolno jednak by nieśmiertelnością
Władał Bóg narodzony. Tak może rozkazać
Tylko Przedwieczny. Jeśli wedle prawa
Chce mieć prawa człowieka – więc się doczeka
Wyroku. Czysta rozprawa



Bóg odrzucił ten kamień jakby nic nie ważył
I wstał tak lekko z grobu,
że na twarzach straży
Nie było widać lęku i zdumienia
Może nie zobaczyli nawet,
że się świat odmienia

Bóg zmartwychwstał,
odwalił groby naszych domów
Gdzie tak już dobrze we śnie dusznym było
I nie przepuścił tej nocy nikomu
Spod ciepłych pierzyn wywlekał nas siłą

Bóg zmartwychwstał,
odwalił groby naszych domów
Byśmy stanęli. Na światło spojrzeli
Byśmy wołaniem wielkim odetchnęli

Bóg odrzucił ten kamień
z tomu „Golgota Jasnogórska”, 2001


sobota, 17 marca 2018

Irlandia Joyce'a i Becketta

W Dniu Św. Patryka pokażę Wam kilka zdjęć z Irlandii, której święty jest patronem. Byłam tam dziesięć lat temu (co widać po mnie, niestety) i nie chodziłam jeszcze po miejscach związanych z pisarzami. Nie miałam wówczas pojęcia, że będę prowadzić ten blog. Szkoda, bo teraz niewiele pamiętam, żeby skomentować te zdjęcia.


Już wtedy ciągnęło mnie do pomników, co widać na powyższym zdjęciu:) Stoję przed posągiem Williama Lecky'ego w Trinity College w Dublinie. 
Stolica Irlandii to miejsce urodzenia największego chyba pisarza irlandzkiego - Jamesa Joyce'a. Jego pomnik jest oczywiście w tym mieście, ale dziesięć lat temu nawet go nie szukałam. No cóż, młodość ma swoje priorytety;)


Ponieważ była to moja jedna z pierwszych podróży zagranicznych, skupiałam się zupełnie na czymś innym. Bo inny to był świat niż ten, który znałam.


Przede wszystkim zwracałam uwagę na architekturę oraz przyrodę nieco inną niż u nas.


Zielona wyspa jest naprawdę zielona:) I wietrzna. Taką ją zapamiętałam. Ma swój urok, ale dla mnie za mroczny. Może dlatego Samuel Beckett pisał takie pesymistyczne utwory?


Zresztą James Joyce, którego Beckett był sekretarzem, także nie tryskał humorem w swojej twórczości. Jasne, że nie można winą obarczać tylko miejsca, w którym się wychowali, ale przecież ma ono jakiś wpływ na to, jak patrzymy na świat. 


Piękne klify i Ocean Atlantycki otwierają inną perspektywę...


Tu nawet deszcz pada do góry, widzicie to?


  Jest przestrzeń, można odetchnąć pełną piersią...


Powinnam tam kiedyś wrócić i  przyjrzeć się Irlandii nieco dojrzalej.


Ale na pewno nie wsiądę już do samochodu, który ma kierownicę z prawej strony. Za dużo nerwów kosztowała mnie ta jazda.

poniedziałek, 5 marca 2018

Ta karczma Rzym się nazywa!

W poprzednim poście pisałam o lustrze maga Twardowskiego. Przypomniało mi się wtedy, że kiedyś byłam w karczmie "Rzym", nazwanej tak na cześć słynnego utworu Adam Mickiewicza. Wieszcz opisał w nim spotkanie Twardowskiego z Mefistofelesem, pamiętacie?


Zgodnie z cyrografem mieli się spotkać w Rzymie, ale Twardowskiemu nie było tam po drodze, więc diabeł przydybał go w karczmie o takiej nazwie. 

Już i siedem lat uciekło,
Cyrograf nadal nie służy;
Ty, czarami dręcząc piekło,
Ani myślisz o podróży.

Ale zemsta, choć leniwa,
Nagnała cię w nasze sieci;
Ta karczma Rzym się nazywa,
Kładę areszt na waszeci."


Sprytnemu magowi i tym razem udało się wymknąć, dzięki tytułowej pani Twardowskiej.

Patrzaj, oto jest kobiéta,
Moja żoneczka Twardowska.

Ja na rok u Belzebuba
Przyjmę za ciebie mieszkanie,
Niech przez ten rok moja luba
Z tobą jak z mężem zostanie.

Przysiąż jej miłość, szacunek
I posłuszeństwo bez granic;
Złamiesz choć jeden warunek.
Już cała ugoda za nic."


Diabeł do niego pół ucha,
Pół oka zwrócił do samki,
Niby patrzy, niby słucha,
Tymczasem już blisko klamki.

Gdy mu Twardowski dokucza,
Od drzwi, od okien odpycha,
Czmychnąwszy dziurką od klucza,
Dotąd jak czmycha, tak czmycha.


Nie jest moim zamiarem reklamować karczmy, więc nie będę podawać adresu. Kto zechce, znajdzie w necie. Chciałam tylko zauważyć, że dobrze, że są takie miejsca, nawiązujące do literatury.

niedziela, 25 lutego 2018

Węgrów z lustrem Twardowskiego

Węgrów to miasto w województwie mazowieckim, którego początki sięgają średniowiecza. Położenie na szlaku handlowym tej osady przyczyniło się do jej szybkiego rozwoju na przełomie XIV i XV w., do tego stopnia, że w 1441 r. otrzymała prawa miejskie.


Starówkę zdobi przede wszystkim Bazylika Mniejsza Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny oraz świętych: Piotra, Pawła, Andrzeja i Katarzyny. Pierwotnie był to gotycki kościół parafialny z XVI wieku, od 1558 roku świątynia kalwińska, w latach 1565-1592 była w posiadaniu zboru braci polskich. W 1630 roku została odzyskana przez katolików. 


Wnętrze świątyni jest bogato zdobione w stylu barokowym polichromiami i freskami Michała Anioła Palloniego z lat 1707-1708. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć, ponieważ było za ciemno. Pan kościelny, obecny w czasie naszej wycieczki, nie był łaskaw zapalić więcej świateł, poza jednym przy ołtarzu. 


Dlatego powyższe zdjęcie jest jedynym, które mogłam zrobić wewnątrz świątyni. Na szczęście można było wejść do zakrystii i sfotografować autentyczne lustro Jana Twardowskiego. 


Wiąże się z nim legenda, która możecie przeczytać na kolejnym zdjęciu. Dodam tylko, że powieszono je tak, aby nikt nie mógł się w nim przejrzeć. Grozi to bowiem zobaczeniem swojej przyszłości, niestety nie tej pozytywnej. Podobno Napoleon zobaczył swoja klęskę pod Waterloo, a lustro nie straciło swej mocy, bo jeszcze kilkanaście lat temu przeglądający się w nim widzieli straszne rzeczy, które im się później przytrafiły.


Nie miałam ochoty się w nim przeglądać. Okazję taką znalazłam w dość wiernej kopii lustra maga Twardowskiego, która znajduje się w Domu Gdańskim przy Rynku. Ten zabytek pochodzi z XVIII wieku. Postawili go kupcy gdańscy, aby mieć miejsce rozmów handlowych prowadzonych z kupcami z Węgrowa, stąd jego nazwa.


Mam nadzieję, że przeglądanie się w tym lustrze niczym nie grozi. W każdym razie ja przyszłości nie zobaczyłam. I dobrze.


Obecna w Domu Gdańskim Miejska Biblioteka Publiczna posiada m.in. bogato wyposażony Gabinet Zbiorów Regionalnych. Jest tam również Muzeum Tkaniny Podlaskiej, prezentujące sztukę ludową z okolic Węgrowa.


W piwnicach Domu Gdańskiego znajduje się galeria wystaw czasowych i stałych. Moją szczególną uwagę zwróciły ozdoby z opłatków. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam.


Jedna z wystaw jest poświęcona historii tego miasta. Z niej dowiedziałam się, że ogromne rozmiary Rynku są pozostałością starego Ratusza, którego fundamenty odkryto niedawno, przy okazji rewitalizacji Starówki.


Rzeczywiście Rynek wygląda imponująco, nawet nocą przy rozświetlonej fontannie i w blasku ozdób bożonarodzeniowych.


Węgrów na także zabytkowe zabudowania klasztorne wraz z kościołem, który zdobił freskami wspomniany już Michał Anioł Palloni. Wybrałam się specjalnie na wieczorną mszę św., żeby je zobaczyć, ale miałam pecha. W czasie kolędowym msze się nie odprawiały, a kościół był zamknięty.


Może będziecie mieli więcej szczęścia i zobaczycie freski Palloniego. Już wiem, że najlepiej wybrać się tam latem, kiedy światła więcej i kolędy brak.