piątek, 2 czerwca 2023

Miejsca Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w Neapolu

Pisarz Gustaw Herling-Grudziński mieszkał w Neapolu przez 45 lat. Przybył do Włoch z armią gen. Andersa, walczył na Monte Cassino (o czym w poprzednim poście) i w związku z tym nie mógł wrócić do Polski. Poznał Lidię Croce, córkę Benedetta Crocego (filozofa i krytyka literackiego), która została jego żoną. Zamieszkał w jej rodzinnej neapolitańskiej willi przy Via Crispi 69. Stamtąd rozpoczęłam wędrówkę jego śladami.

Tu mieszkał Gustaw Herling-Grudziński

W 2012 roku odsłonięto w tym miejscu tablicę pamiątkową. W uroczystości wziął udział prezydent Rzeczpospolitej Polski (był nim wtedy Bronisław Komorowski) oraz Giorgio Napolitano, prezydent Republiki Włoskiej.

Teren jest prywatny, ogrodzony i udało nam się wejść tylko dzięki uprzejmości jakiegoś pana, który akurat wychodził. Mieliśmy natomiast problem z wyjściem, bo nigdzie nie było przycisku otwierającego bramkę. Spędziliśmy tam dobry kwadrans, zanim zjawił się ktoś z pilotem. Uwolnieni powędrowaliśmy dalej. Jeszcze na tej samej ulicy znalazłam tablicę upamiętniająca pobyt w tym miejscu słynnego renesansowego pisarza Torquata Tassa.

Tablica informuje, że Tasso, przebywając tu w 1592 roku, patrzył z tego pagórka w niebo i na morze, co natchnęło go do przerobienia (napisanej wcześniej) "Jerozolimy wyzwolonej". Ale wróćmy do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Często spacerował ulicą "rozłupującą Neapol", czyli Spaccanapoli. Pisał o niej, że jest główną, najstarszą arterią miasta, równoległą do Tribunali. Rozłupuje je rzeczywiście na dwie części, biegnie od dworca do kościelnego wzgórza u stóp San Martino. Nazwa jest potoczna, ludowa, a nawet gwarowa, gdyż składa się na nią szereg krótkich odcinków różnie nazwanych, nanizanych jak kawałki mięsa na drut w szaszłyku. Kiedyś, w średniowieczu, były to uliczki cechowe, pozostał w nich tylko Święty Błażej, patron księgarzy, dawniej raj molów książkowych. ("Ex Voto")


Dziś jest to raczej raj kibiców futbolu, bo wszędzie wiszą proporce i flagi drużyny Neapolu oraz zdjęcia i nazwiska jej piłkarzy. 


Jest i nasz Piotr Zieliński. Jednak bogiem pozostaje Diego Maradona. Jego zdjęcia, murale, nazwisko, można spotkać niemal na każdej ulicy, zwłaszcza w słynnej dzielnicy hiszpańskiej.


Szał związany z Maradoną jest naprawdę niespotykany. Całe ulice oblepione są jego podobiznami.
 

W miejscu, gdzie mieszkał, ustawiono coś w rodzaju ołtarza. Czczą go jak boga. W Neapolu Maradona mieszkał siedem lat. Miejsce to upamiętnia wielki mural z jego wizerunkiem. Twarz piłkarza jest namalowana na oknie jego dawnego pokoju, które jest otwierane, jak tylko Napoli wygra mistrzostwo. 


Ten szał był zapewne obecny za czasów Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, bowiem największe sukcesy Maradony i jego pobyt w Neapolu przypadają na lata 80. XX wieku. Pisarz unikał jednak zgiełku, zwłaszcza po pięćdziesiątce, kiedy lekarz zalecił mu spokojniejszy tryb życia ze względu na chore serce. Lubił zaszyć się w krużgankach klasztoru św. Klary. Prowadzi do niego ulica nazwana dziś imieniem teścia Herlinga-Grudzińskiego.


Kompleks klasztorny św. Klary znajdziemy na Starym Mieście. Powstał w XIV wieku na ruinach starożytnych term z I w., a fakt ten odkryty został dopiero po zbombardowaniu bazyliki św. Klary w 1943 roku.


W surowym wnętrzu świątyni, na ścianie czołowej prezbiterium znajduje się grobowiec króla Roberta Mądrego, który zapoczątkował budowę kompleksu. Krypta i kaplice kryją sarkofagi członków królewskiego rodu Andegawenów i szlachetnie urodzonych neapolitańczyków. Niestety, tam nas nie wpuszczono. Zobaczyliśmy jednak najpiękniejszą część klasztoru, czyli krużganki klarysek. 




Teren jest prawie kwadratowy (82,3 x 78,3 m), obwiedziony 72 ośmiokątnymi filarami, zwieńczonymi łukami ze sklepieniem krzyżowym. Wzdłuż alejek, ustawiono aż 64 pilastry pokryte płytkami ceramicznymi, na których ornamentem są kwiaty i owoce. Pilastry łączą ustawione między nimi ławeczki również pokryte majolikowymi płytkami „krajobrazowymi”. Są na nich sceny wiejskie, maskarady, sceny mitologiczne i sceny z życia mieszkańców Neapolu XVII i XVIII w. Na tych ławeczkach siadał Gustaw Herling-Grudziński.

Zdjęcie ze strony: https://lente-magazyn.com/ewa-bienkowska-pisarz-i-los/

Dziś nie można siadać ani nawet dotykać ławek. Wszędzie są kamery i pilnujące panie. Wyobrażałam sobie, jak pisarz odpoczywał w tym miejscu, bo sprzyja ono relaksacji i kontemplacji. Nie ma zbyt wielu turystów, bo wstęp jest płatny (3,5 euro).


Gustaw Herling-Grudziński znał dzwonnika z tego klasztoru i uczynił go bohaterem swojego opowiadania "Podzwonne dla dzwonnika". Ten maleńki, zasuszony franciszkanin, w za szerokim habicie, z trupią główką przechyloną na ramię, uśmiechnięty smętnie i jak zawsze wylękniony, przechwalał się, że  jego dzwon słychać w całym Neapolu. 

Dzwonnica klasztoru św. Klary

Stał w milczeniu, jakby wahając się, czy mi coś powiedzieć. Wreszcie przybliżył swoją trupią główkę i szepnął mi na ucho: “Mówią, że mam chore serce, chcą mi odebrać mój dzwon.” Odsunął się, spojrzał na mnie z ukosa, znikł mu z twarzy uśmiech: “Umrę bez mojego dzwonu” (…) Miałem ochotę pocieszyć go i uścisnąć, kiedy jednak poruszyłem się gwałtownie w ławce, żeby wstać, obok mnie nie było nikogo. ("Podzwonne dla dzwonnika")


W roku 2000, dokładnie 4 lipca, przyszedł czas na Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Pochowano go w  grobowcu rodziny Croce. Byliśmy na cmentarzu przed godziną 15, ale nas nie wpuszczono. Podobno można wchodzić do 13.00. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego o tak wczesnej porze zamykają nekropolię. Pan, który pilnował bramy, nie dał się przekonać, żeby wpuścić nas na chwilę. Nie pomagały żadne argumenty. Kazał nam przyjść następnego dnia, a to, niestety, nie było możliwe. Grób pisarza jest gdzieś za tymi schodami.

Cmentarz Poggioreale, na którym spoczywa Gustaw Herling-Grudziński

Na Neapol miałam zaledwie dwa dni. To za mało, żeby zobaczyć wszystko, co chciałam. Ale pomęczę Was jeszcze trochę tym miastem, pokazując ślady po innych pisarzach. 

sobota, 20 maja 2023

Gustaw Herling-Grudziński pod Monte Cassino

W 104. rocznicę urodzin pisarza Gustawa Herlinga-Grudzińskiego pokażę Wam Monte Cassino, które zwiedzałam kilka dni temu. Minęło właśnie 79 lat od zdobycia tego miejsca przez naszych bohaterów (18 maja 1944), Herling-Grudziński był jednym z nich. Na szczęście przeżył bitwę i dwa dni później świętował swoje 25. urodziny. 

Widok na polski cmentarz wojenny na Monte Cassino

Na górę Cassino wjeżdżaliśmy autokarem kilkanaście minut. Jest wysoka i stroma. Po przebyciu około czterech piątych drogi wysiedliśmy przed bramą polskiego cmentarza. 


Tuż za nią, po lewej stronie znajdziemy maleńkie muzeum poświęcone bitwie i jej bohaterom. Można tam zobaczyć zdjęcia, tablice pamiątkowe i kilka osobistych rzeczy walczących. 




Na cmentarzu spoczywa 1054 lub 1072 (wg różnych źródeł) poległych żołnierzy Rzeczypospolitej wszystkich jej wyznań: katolików, grekokatolików, prawosławnych, protestantów, żydów, muzułmanów..., w większości wyprowadzonych przez gen. Andersa z sowieckich łagrów. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, jak wspomniałam, nie ma wśród nich, ale też trafił do armii Andersa z łagru. 


Pobyt w Jercewie opisał w "Innym świecie". Tam też znajdziemy informacje na temat zwolnienia Grudzińskiego na mocy traktatu Sikorski-Majski. Po trwającej półtora miesiąca podróży udało mu się dotrzeć do miejscowości Ługowoje w południowym Kazachstanie, gdzie zaciągnął się do 10. Pułku Artylerii Armii Polskiej gen. Władysława Andersa. Dotarł z nią aż pod Monte Cassino.


W stopniu kanoniera służył w 3. Karpackim Pułku Artylerii Lekkiej na stanowisku radiotelegrafisty II dywizjonu. Za walkę m.in. pod Monte Cassino, został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Służąc jako bombardier, otrzymał też Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino (nr 466).


Udało mi się być na Monte Cassino w połowie maja, czyli dokładnie w tym czasie, kiedy 79 lat temu nasi rodacy zdobywali klasztor.

W imieniu naszej grupy kwiaty złożył osiemdziesięciopięcioletni porucznik Marek Papużyński (rocznik 1938), który poprosił mnie o towarzyszenie w tej doniosłej chwili. 


Kilka osób z grupy odśpiewało pieśń Feliksa Konarskiego "Czerwone maki na Monte Cassino", która powstała w nocy z 17 na 18 maja 1944 roku, kilka godzin przed zdobyciem klasztoru. 

Konarski przebywał wtedy w oddalonym o niecałe sto kilometrów Campobasso, siedzibie gen. Andersa (w prostej linii około 50 km, tyle że tam są góry). Słysząc daleki grzmot dział, zapowiadających drugie polskie natarcie na klasztor, napisał naprędce tekst i obudził Alfreda Schütza, kompozytora i dyrygenta, również żołnierza 2. Korpusu, który w kilka godzin skomponował muzykę.


Gdy 18 maja żołnierze 2. Korpusu zdobyli klasztor, w kwaterze generała Władysława Andersa w Campobasso miała miejsce doraźna uroczystość dla uczczenia tego zwycięstwa. Wtedy po raz pierwszy "Czerwone maki..." odśpiewał Gwidon Borucki z udziałem 14-osobowej orkiestry Alfreda Schütza.

Groby Bohaterów spod Monte Cassino

Niestety, maków nigdzie nie widziałam. Szkoda że nie zasiano ich gdzieś symbolicznie...

Widok na klasztor z cmentarza polskiego

Od cmentarza do klasztoru benedyktynów trzeba jechać jeszcze kilka minut pod górę. 



Założył go w 529 roku Benedykt z Nursji na jednym ze wzgórz Apeninu Środkowego, prawie w połowie drogi pomiędzy Rzymem a Neapolem, w ruinach niewielkiej rzymskiej fortecy i świątyni Apollina. 

Napis POKÓJ na bramie klasztornej

Klasztor na Monte Cassino stał się najważniejszym duchowym miejscem chrześcijańskiej Europy. Św. Benedykt przebywał w nim aż do swojej śmierci. Na Monte Cassino umarła również jego siostra bliźniaczka, św. Scholastyka, założycielka zakonu benedyktynek w Piumarola. Szczątki tych dwojga świętych są najcenniejszymi relikwiami opactwa.

Dziedziniec klasztoru

Strategiczne położenie budowli przy ważnym trakcie łączącym Rzym z Neapolem, sprawiało, że klasztor wielokrotnie stawał się celem ataku. Jak podaje Wikipedia, w czasie II wojny światowej wzgórze Monte Cassino było świetnym miejscem na bazę w tworzonej przez Niemców Linii Gustawa, ale marszałek polny Albert Kesselring (bawarski katolik), nie zezwolił na ufortyfikowanie tego miejsca, ponieważ byłoby to równoznaczne z wystawieniem na zniszczenie klasztoru, o czym poinformował Watykan i dowództwo aliantów. 

Widok na cmentarz polski z klasztoru benedyktynów

Dziś znany jest fakt, że alianci, przede wszystkim Amerykanie, wiedzieli, że w klasztorze nie stacjonowało niemieckie wojsko, jednak zdecydowali się na bombardowanie obawiając się, że w trakcie bitwy może się to zmienić. Na zbombardowanie klasztoru nalegał gen. Bernard Freyberg, dowódca Korpusu Nowozelandzkiego, którego dywizja miała szturmować górę. Wobec jego stanowczego stanowiska, sztab V Armii amerykańskiej wyraził zgodę na lotniczy atak na klasztor, chociaż wcześniej nie znajdował się na liście celów. Publiczne ogłoszenie przez aliantów godziny bombardowania (15 lutego 1944), pozwoliło więc benedyktynom na zorganizowanie transportu i przewiezienie bezcennych skarbów kultury europejskiej, znajdujących się w klasztorze do Watykanu. W wyniku nalotów klasztor doszczętnie zniszczono (ocalały jedynie krypty św. Benedykta i św. Scholastyki). 

Kaplica św. Benedykta i św. Scholastyki

Kiedy skończyło się trwające trzy dni bombardowanie i niczego już nie można było ocalić, oddział Wehrmachtu zajął górę i ufortyfikował się w rumowisku, które stało się doskonałym miejscem obrony – jego zdobycie kosztowało życie 30 tysięcy żołnierzy.

Jedno z nielicznych zdjęć z 1944 roku eksponowanych na terenie klasztoru

Ostatecznie linie niemieckie zostały przełamane 18 maja zarówno dzięki natarciom Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, 2. Korpusu Polskiego oraz brytyjskiej 78. Dywizji, jak i wyczerpaniu sił i środków armii niemieckiej, która tego dnia rano zaczęła wycofywać swe frontowe oddziały. Wtedy to zauważono nad klasztorem białą flagę.

Dziedziniec klasztoru z figurą trzech pierwszych opatów
(św. Benedykta, Konstantyna i Symplicjusza)

Wysłano patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich pod dowództwem ppor. Kazimierza Gurbiela, który, przechodząc bez strat pole minowe o wymiarach 300 × 100 metrów, wkroczył do ruin klasztoru. Wziął do niewoli szesnastu rannych żołnierzy niemieckich pod opieką trzech sanitariuszy i zatknął na murach najpierw proporzec 12. Pułku Ułanów, uszyty na poczekaniu przez plut. Jana Donocika, a następnie polską flagę, którą zatknęli żołnierze z pocztu dowódcy 3. kompanii 5. Batalionu Strzelców Karpackich. Flaga przez cały czas polskiego natarcia noszona była w chlebaku przez st. sierż. Ryszarda Stachurskiego, szefa 3. kompanii.

Żegna nas św. Benedykt ze swoim przesłaniem: Módl się i pracuj

W samo południe na ruinach klasztoru Monte Cassino polski żołnierz, plutonowy Emil Czech, odegrał hejnał mariacki, ogłaszając zwycięstwo polskich żołnierzy. Wśród nich był młody Gustaw Herling-Grudziński. Jako żołnierz armii gen. Andersa nie mógł wrócić do Polski. Związał swoje życie z Neapolem, ale o tym w kolejnym poście. 

czwartek, 11 maja 2023

Zobaczyć Neapol i umrzeć (?)

Po trzech latach nareszcie dotarłam do Neapolu! Pamiętacie może, jak wiosną 2020 roku miałam już bilety na lot i opłacony hotel, a tu... wiadomo co... Ale co się odwlecze, to nie uciecze😃

Plan zakłada pokonanie tej trasy pieszo przed południem 😉

Przekonam się, czy rację miał Goethe, zachwycając się tym miastem słowami zawartymi w tytule tego wpisu. 

I dalszej części po południu 😃

Na tej trasie powinnam znaleźć siedem miejsc związanych z pobytem naszych polskich pisarzy oraz grób Wergiliusza. Ale to oczywiście nie wszystko. Trzymajcie kciuki, żeby udało mi się przywieźć dla Was jak najwięcej materiału 😘

piątek, 5 maja 2023

Rocznicowo: Sienkiewicz

Henryk Sienkiewicz dziś skończyłby 177 lat. Wśród wielu rzeczy, które mu zawdzięczamy, jest opis jednej z nielicznych wielkich zwycięskich bitew naszego oręża. Mowa oczywiście o tej pod Grunwaldem. 

Sienkiewicz bardzo chciał zobaczyć na własne oczy pola Grunwaldu. Wybierał się tam w 1899 roku, kiedy pisał powieść Krzyżacy. Nie uzyskał jednak pozwolenia wjazdu na teren Mazur. Pamiętajmy, że w czasie zaborów podróżowanie po ziemiach dawnej Polski było mocno ograniczone i wiązało się z otrzymaniem zgody zaborców. Sienkiewicz jako znany już wtedy pisarz i patriota takowej nie dostał. Musiał zatem użyć siły wyobraźni oraz posilić się dostępnymi źródłami, w tym kroniką Jana Długosza, żeby stworzyć scenę bitwy w swoim dziele. Oddajmy zatem głos mistrzowi. Wszystkie cytaty pochodzą z powieści Krzyżacy.

„Tymczasem armia niemiecka, zstępując z wolna z wyniosłej równiny, minęła Grunwald, minęła Tannenberg i zatrzymała się w zupełnym bojowym szyku w połowie pola. Z dołu, z polskiego obozu, widać było doskonale groźną ławę olbrzymich, zakutych w żelazne zbroje koni i rycerzy. (…) Król zjechał właśnie z nadbrzeża jeziora i udał się na lewe skrzydło do polskich chorągwi, gdzie miał pasować całą gromadę rycerzy, gdy nagle dano mu znać, iż dwóch heroldów zjeżdża od krzyżackiego wojska”.

„– Mistrz Ulryk – rzekł pierwszy herold – wzywa twój majestat, panie, i księcia Witolda na bitwę śmiertelną i aby męstwo wasze, którego wam widać brakuje, podniecić, śle wam te dwa nagie miecze. 

To rzekłszy, złożył miecze u stóp królewskich. Jaśko Mążyk z Dąbrowy wytłumaczył jego słowa królowi, ale ledwie skończył, wysunął się drugi herold z gryfem na tarczy i tak przemówił: 

– Mistrz Ulryk kazał wam też oznajmić, panie, iż jeśli skąpo wam pola do bitwy, to się z wojskami wam ustąpi, abyście nie gnuśnieli w zaroślach. 

Jaśko Mążyk znów przełożył jego słowa i nastała cisza (…). Ostatnie nadzieje Jagiełły rozwiały się jak dym. (…) Więc wzniósłszy załzawione oczy do góry, tak odrzekł: 

– Mieczów ci u nas dostatek, ale i te przyjmuję jako wróżbę zwycięstwa, którą mi sam Bóg przez wasze ręce zsyła. A pole bitwy On także wyznaczy. Do którego sprawiedliwości ninie się odwołuję, skargę na moją krzywdę i waszą nieprawość a pychę zanosząc – amen. (…)

Bitwa miała lada chwila rozciągnąć się i rozpalić na całej linii, więc polskie chorągwie Śpiew poczęły śpiewać starą bojową pieśń świętego Wojciecha. Sto tysięcy pokrytych żelazem głów i sto tysięcy par oczu podniosło się ku niebu, a ze stu tysięcy piersi wyszedł jeden olbrzymi głos do grzmotu niebieskiego podobny:

Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja! 

Twego syna gospodzina, Matko zwolena, Maryja,

 Zyszczy nam, spuści nam… 

Kiryjelejzon!… (…)

Echo powtórzyło w odpowiedzi: »Kiryjelejzooon!« – a tymczasem na prawym skrzydle wrzała już bitwa zacięta i zbliżała się ku środkowi coraz bardziej”.


„Leciały w górę skry skrzesane żelazem, złamki drzewców, proporce, pióra strusie i pawie. Kopyta rumaków obsuwały się po krwawych leżących na ziemi pancerzach i trupach końskich. Kto padł ranny, tego miażdżyły podkowy. (…) Jednakże setki, a potem tysiące rycerzy zaległy z obu stron ziemię, aż wreszcie pod razami zaciekłych Polaków poczęła się chwiać niemiecka nawała (…) Bitwa zmieniła się w rzeź i pościg. Kto nie chciał się poddać, zginął. Wiele bywało w owych czasach na świecie bitew i spotkań, ale nikt z żywych ludzi nie pamiętał tak straszliwego pogromu. (…) Zakon krzyżacki leżał oto pokotem u stóp króla, ale cała potęga niemiecka zalewająca dotychczas jak fala nieszczęsne krainy słowiańskie rozbiła się w tym dniu odkupienia o piersi polskie”.


Tak pięknego opisu krwawej bitwy dostarczyć nam umiał chyba tylko Sienkiewicz. Korzystają z niego twórcy corocznej inscenizacji, którą organizuje się na polach Grunwaldu w sobotę poprzedzającą datę tej walki z krzyżakami. Wydarzenie ogląda ponad trzydzieści tysięcy osób. Mnie też było dane znaleźć się w tym gronie. Zachwyca rozmach przedsięwzięcia, stroje, umiejętności współczesnych rycerzy. Zabrakło chyba tylko tej zaciętości walki. Ktoś, kto miał w pamięci dynamikę i krwawość scen Sienkiewiczowskich, musiał poczuć rozczarowanie. No cóż, to tylko inscenizacja, a więc bezpieczeństwo aktorów i widzów jest najważniejsze… Myślę jednak, że Sienkiewicz cieszyłby się, widząc współczesną inscenizację bitwy pod Grunwaldem.


Więcej podróży śladami Sienkiewicza znajdą Państwo w mojej książce.

niedziela, 23 kwietnia 2023

23 kwietnia

Jest jedna data wspólna dla dwóch sławnych pisarzy. 23 kwietnia 1616. Tego dnia obaj odeszli z tego świata Miguel de Cervantes i William Szekspir (Shakespeare). Nie pisałam jeszcze o Cervantesie, więc pora to zrobić. 

Widok na starożytny most i Mezquitę

Miguel de Cervantes y Saavedra urodził się, co prawda, w  Alcalá de Henares, ale jego rodzina związana była od pokoleń z Kordobą. Tam też przyszły pisarz mieszkał kilka lat od szóstego roku życia. Przez dwa lata uczył się w szkole prowadzonej przez Alonsa de Vierasa, a potem w kolegium jezuickim. Nie będę opowiadać tu całego życia Cervantesa, skupię się na Kordobie, która odwiedziłam kilka miesięcy temu. 

Puerta del Puenta - brama do miasta Kordoba

Kordoba to miasto dwóch słynnych retorów i filozofów: Seneki Starszego i jego syna Seneki Młodszego. Nie zauważyłam nigdzie po nich śladu. Przewodnik też o nich nie wspomniał. Najwięcej czasu poświęcił za to Mezquicie – meczetowi, którego początki sięgają VIII wieku, a który po zdobyciu Kordoby przez chrześcijan, został przebudowany na katedrę. 

Fasada Mezquity

Wewnątrz świątyni zobaczymy 850 kolumn połączonych podkowiastymi łukami. Ich mnogość i wysokość (11,50 metrów) naprawdę robi wrażenie, którego nie odda żadne zdjęcie.

Wnętrze Mezquity

Warta uwagi jest także synagoga z XIV wieku. Po wypędzeniu Żydów w 1492, budynek pełnił różne funkcje. Między innymi był to szpital chorych na wściekliznę z Santa Quiteria, kaplica św. Kryspina cechu szewskiego i szkoła dla małych dzieci. Budynek pełnił te funkcje do 1885 roku, kiedy został uznany za zabytek narodowy. 

Menora w kordobańskiej synagodze

Ta starożytna miejscowość pełna jest zabytków, o których możecie sobie poczytać w sieci. Kordoba w ogóle jest urocza. Ma wiele wąskich uliczek, które tworzą swoisty klimat tego miejsca. 






Mnie interesowały przede wszystkim ślady literackie. Znalazłam plac, przy którym mieszkał mały Cervantes. 

Dom rodziny Cervantesa przy Plaza del Potro (czyli placu źrebaka)

Jest on wspomniany w najsłynniejszym dziele Cervantesa, czyli w "Przygodach Don Kichota". Mowa o prostokątnym placu z renesansową fontanną pochodzącą z XVI wieku, czyli o Plaza del Potro, przy którym mieszkała rodzina Cervantesa i przez kilka lat on sam. Nazwa placu pochodzi od źrebaka zdobiącego stojącą tu fontannę. 

Tablica upamiętniająca Miguela de Cervantesa

Na placu Źrebaka 😀

Podczas tej podróży odświeżyłam sobie "Don Kichota". Wpadła mi w ręce hiszpańska wersja książki i choć nie władam tym językiem, znajomość treści, internacjonalizmy i obrazki pozwoliły mi ją "przeczytać" na nowo. Ciekawe doświadczenie:)



Wspomniałam na początku o dzisiejszej dacie. Dzień śmierci dwóch wybitnych pisarzy ustanowiono Dniem Książki. Z tej okazji moje wszystkie książki tylko dziś za symboliczne 5 zł (plus przesyłka) 😊 Zamawiajcie na az44@wp.pl