piątek, 20 września 2019

W poszukiwaniu stepów akermańskich

Adam Mickiewicz nas oszukał! Tak, wszystkich zrobił w balona, nabił w butelkę czy jak tam się jeszcze mówi... Kiedy? Jak? W 1826 roku, dołączając do sonetów krymskich wiersz "Stepy akermańskie"! Owszem jest to sonet, ale nie krymski. A takie właśnie rozpoczyna. 


Miałam ze sobą ów tomik, kiedy wyruszyłam na podbój stepów akermańskich. Nie znajdują się one na Krymie, ani nawet nie po drodze z Odessy na ten półwysep i nie opisał ich Mickiewicz po tej wyprawie, tylko dużo wcześniej. W Odessie poznał poeta Karola Marchockiego, który zaprosił go do swego domu w Akermanie, gdy Mickiewicz dowiedział się o pobycie w tej miejscowości swego znajomego Serafina Haciskiego. 


Akerman to dziś ukraińskie miasto Białogród, położone około osiemdziesięciu kilometrów na południowy zachód od Odessy (a więc w przeciwną stronę niż Krym). Góruje nad nim twierdza, której początki sięgają VI wieku, a która była lennem królów Polski w XIV wieku. Swą nazwę Akerman zawdzięcza Turkom. W ich języku oznacza białą twierdzę.


Zwiedzał ją Mickiewicz wiosną 1825 roku. Dziś nie jest specjalnie atrakcyjna dla turysty. Wewnątrz  udostępnione tylko jedno małe pomieszczenie, ale nic tam nie ma. Warto jednak wejść na mury, z których rozciąga się piękny widok.


Z jednej strony leman Dniestru, czyli zatoka, która powstała z zalanego, ujściowego odcinka głębokiej doliny rzecznej lub cofającego się morza (w tym wypadku Morza Czarnego), z drugiej zaś miasto Białogród i okoliczne wsie.


Rozglądałam się za stepami. Przecież były rozległe jak ocean... Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu... pisał Mickiewicz. 


Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzenka wschodzi?
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu...


Pytałam o nie okolicznych mieszkańców. Odpowiadali, że stepów już nie ma... Zasiedlone, zalesione.
Nie ma już stepów akermańskich. Zostały tylko u Mickiewicza. Tym cenniejsze jest przekazywanie wiedzy o nich. Przed twierdzą, w której, jak wspomniałam, niewiele można zobaczyć, jest pewna rekompensata dla turysty. Założono średniowieczne miasteczko, gdzie można kupić pamiątki, odpocząć, zjeść, wypić piwo czy też posłuchać baśni i legend związanych z tym miejscem. Szkoda, że nie czytają tam sonetu Mickiewicza. 


Dlaczego poeta zaliczył "Stepy akermańskie" do sonetów krymskich a nie odeskich? Nie pasowały tematycznie. Odeskie bowiem nie mówią o przyrodzie, ale są wyrazem uczucia miłości do kobiety. Zachwyt nad jej urodą od rana do wieczora. Najlepiej to ujmują sonety Dzień dobry i Dobranoc, pisane z myślą o Karolinie Sobańskiej.
(...)
Dzień dobry, nie pozwalasz ucałować ręki?
Każesz odejść, odchodzę: oto masz sukienki,
Ubierz się i wyjdź prędko — dzień dobry ci powiem.



(...)
Dobranoc, już uciekłaś i drzwi chcesz zatrzasnąć.
Dobranoc ci przez klamkę, — niestety! zamknięta!
Powtarzając: dobranoc! nie dałbym ci zasnąć.


W pobliżu twierdzy akermańskiej można je sobie poczytać na specjalnej ławeczce dla zakochanych w "Akermańskiej miłowarni". Mickiewicz jednak był tu bardzo samotny. Swój najsłynniejszy sonet, który napisał właśnie po tej podróży, zakończył słowami: 
W takiéj ciszy — tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy. — Jedźmy, nikt nie woła!


I pojechał na Krym, gdzie mógł choć przez chwilę, podziwiając nowe dla niego orientalne krajobrazy, zapomnieć o swojej samotności.

piątek, 13 września 2019

O podróżach literackich w telewizji

Niedawno zaproszono mnie do programu Jakuba Porady "Pokaż nam świat". Rozmawialiśmy o moich podróżach literackich. Byłam strasznie stremowana, co pewnie wyjdzie na wizji. Ale co tam:)


Do budynku telewizji Discovery stawiłam się na 10.00 rano. Chwilę trzeba było poczekać na makijaż, bez którego nie wpuszczają przed kamery nawet mężczyzn.


Następnie zaproszono mnie do pokoju VIP -ów:) Tam czekała kawa, herbata, woda... Po kilkunastu minutach przyszedł po mnie Kuba i poszliśmy do zielonego studia.


Nagrywano nas właśnie w takiej scenerii. W tle będą lecieć zdjęcia z moich podróży, które wcześniej przesłałam na prośbę bardzo miłej pani producent Małgorzaty Główki. 


Kuba cały czas miał w ręku moją książkę i rozmawialiśmy głównie o podróżach, które się w niej znalazły. Jednak jego najukochańszym pisarzem jest Stefan Żeromski, ponieważ obaj pochodzą z Kielc. Obiecałam,  że zajmę się również publikacją podróży jego śladami.


Także możecie nas obejrzeć w najbliższą sobotę o godzinie 15.30 w TVN24BIS. Powtórka w niedzielę o 12.45.


ZAPRASZAM SERDECZNIE


piątek, 6 września 2019

Mickiewicz w Odessie

17 lutego/1 marca 1825 roku trzech filomatów, skazanych na "osiedlenie się w oddalonych od Polski guberniach" przybyło z Petersburga do Odessy. Adam Mickiewicz, Franciszek Malewski i Józef Jeżowski. Ten pierwszy miał tu rozpocząć pracę jako nauczyciel w Liceum Richelieu. Jednak nigdy do tego nie doszło, bo car postanowił skierować trzech wygnańców do którejś z wewnętrznych guberni Rosji. Sprawa się przeciągała i zanim zarządzono o ich dalszym losie, spędzili w Odessie prawie dziewięć miesięcy (Malewski krócej). Pracy jednak nie dostali, jedynie zapewniono im skromny pobyt w budynku szkoły. 


Patron liceum kojarzy nam się zapewne ze słynnym kardynałem Richelieu, ale to nie on. Armand Emmanuel Sophie Septemanie du Plessis, książę de Richelieu był francuskim politykiem okresu restauracji i walczył w armii Imperium Rosyjskiego podczas najazdu Napoleona na Rosję. Za swoje zasługi został generał-gubernatorem noworosyjsko-besarabskim. Przeprowadził w tym regionie meliorację gruntów, a Odessa za jego rządów stała się pierwszym portem Morza Czarnego. W okresie, kiedy Richelieu zarządzał tym miastem, liczba mieszkańców wzrosła z 8 tysięcy w 1804 roku do 35 tysięcy w 1813 roku. Był poliglotą, znał też język polski.

Budynek dawnego liceum im. Richelieu przy ul. Deribasowskiej
Dziś w budynku dawnego liceum jego imienia mieszczą się sklepy i mieszkania prywatne. Jest tablica upamiętniająca pobyt naszego wieszcza w tym miejscu. Bardzo trudno było zrobić zdjęcie bez ludzi, bo to główny deptak Odessy. Latem tłumy przewijają się tu zarówno w ciągu dnia jak i nocą. Tutaj właśnie powstawały sonety z cyklu odeskiego oraz zamysł i pierwsze fragmenty Konrada Wallenroda. Tu także Mickiewicz zajmował się tłumaczeniem z włoskiego dwóch sonetów Petrarki oraz dwóch ustępów z Boskiej komedii Dantego.


Już za czasów Mickiewicza Odessa była wielkim centrum handlowym, zamieszkałym przez ponad czterdzieści tysięcy ludzi różnych narodowości. Większość stanowili... Polacy, Włosi, Grecy i Francuzi! Mogli więc nasi przybysze obracać się w kręgu rodaków. Przyjmowani byli (zwłaszcza Mickiewicz) w salonach Branickich, Rzewuskich, Potockich, Zaleskich, Sobańskich... Można powiedzieć, że poeta spędzał tam czas całkiem przyjemnie, mimo że regularnie donoszono rosyjskim władzom o przebiegu jego pobytu. 


Zapewne bywał też na spektaklach. Dzisiejszy budynek Teatru Opery i Baletu nie jest jednak tym, który mógł odwiedzać. Tamten spłonął w pożarze w 1873 roku. Obecny, wzniesiony w latach 80. XIX wieku miał być wysadzony przez Niemców w 1944 roku. Na szczęście jednak stróż teatralny, Polak nazwiskiem Wiśniewski (imienia nigdzie nie mogłam znaleźć), rozbroił instalację i do wybuchu nie doszło. Powinni mu powiesić na tym gmachu tablicę pamiątkową, a nie znają nawet jego imienia...


Warto wybrać się do tej opery, nawet jeśli nie jest się pasjonatem tego typu dzieł, dla widoku wnętrza budynku. Zwłaszcza że bilet można już kupić za równowartość naszych 8 (ośmiu!) złotych. Jeśli chcecie zaszaleć, można wybrać najdroższą lożę za 50 zł, ale wtedy należy to zrobić wcześniej. W dniu spektaklu były już tylko najtańsze bilety, ale jak widać na zdjęciach, nie były to złe miejsca.


Trafiliśmy na balet Don Kichote, który niewiele miał wspólnego z treścią utworu Cervantesa, ale balety podobno tak mają. Nie znam się. W każdym razie było na co popatrzeć. Przepiękna sala, dekoracje i oczywiście taniec artystów. Nawet młodzież chciała zostać do końca. Ale wróćmy do Mickiewicza.

pałac gen. Witta

Do polskich salonów w Odessie wprowadzili poetę państwo Zalescy, poznani przez niego nieco wcześniej w Pustowarówce. Bywał także w pałacu generała Jana Józefowicza Witta, którego kochanka Karolina Sobańska opiekowała się Mickiewiczem podczas jego pobytu w Odessie i na Krymie. Opieka ta polegała na rozkochaniu go w sobie i donoszeniu władzom rosyjskim o każdym jego kroku. Dodajmy, że Karolina była  rodzoną siostrą Eweliny Hańskiej (wielkiej miłości Balzaka) oraz pisarza Henryka Rzewuskiego.


Naprzeciwko pałacu Witta jest dziś Muzeum Literatury. Warto tam zajrzeć ze względu na piękne aranżacje wnętrz, ekspozycji, ale przede wszystkim zobaczymy kącik poświęcony Mickiewiczowi. Stoi tam szafa z pierwszymi wydaniami jego dzieł, zdjęciami, pamiątkami. Jest na co popatrzeć.


Wszystkie sale są bardzo interesujące. Każda przedstawia inny okres w dziejach literatury. Mnie najbardziej podobała się ekspozycja romantyzmu, ale ciekawe były naprawdę wszystkie. Bilet kosztował jakieś grosze, podobnie jak do opery. To chyba jeszcze pozostałość po Związku Radzieckim, w którym kultura miała być dla wszystkich dostępna.


Mickiewicz korzystał z zaproszeń zarówno polskich jak i rosyjskich arystokratów, którzy chętnie przyjmowali znanego już wtedy poetę. Ale nie szukał tylko rozrywki. O tym, że spotkania te nie miały charakteru wyłącznie towarzyskiego świadczą słowa Karola Kaczkowskiego: "Widywaliśmy się ukradkiem bojąc się, abyśmy sobie wzajemnie biedy nie narobili". Odessa była bowiem wówczas jednym z ośrodków opozycji. Z tego zresztą względu car zabronił Mickiewiczowi nauczać w tamtejszym liceum.


Szczególnie lubił poeta spędzać czas w domu państwa Zaleskich. Pani Joanna darzyła go głębokim uczuciem i nieba by mu przychyliła, żeby tylko był częstym gościem w jej salonie. Zachowały się listy, z których możemy poznać kilka szczegółów jego pobytu u Zaleskich. Czytamy w nich: "Jedna z dam, z lekka przegrywając akordy, prosiła Mickiewicza, aby usiadł przy niej, przy fortepianie, i pieśń do jej wtóru zaśpiewał. (...) Na podany więc temat zaczął wielki wieszcz śpiewając improwizować; a śpiewając pieśń sielankową najbardziej lubił nutę starej Karpińskiego sielanki: Już miesiąc zeszedł." Sielanka ta jest znana pod tytułem "Laura i Filon". 


Mickiewicz miał powodzenie u dam w Odessie, szczególny związek łączył go jednak ze wspomnianą wyżej Karoliną Sobańską. Jej dedykował kilka napisanych wtedy utworów. Między innymi część sonetów czy piękny wiersz Pożegnanie. Do D. D. Inicjały oznaczają tajemniczą Donnę Giovannę (jak u Boccaccia czy Dantego) i nie wszyscy historycy literatury zajmujący się biografią wieszcza zgadzają się, że chodzi o Sobańską. 
Dwa tygodnie przed opuszczeniem Odessy Mickiewicz napisał Dumania na dzień odjazdu, w których gorzko stwierdzał: 
...roje pięknych niewiast spotykałem co dzień. 
Chcą mnie poznać - dlaczego? - że jestem przychodzień!
Lećmy! szczęściem zostały pióra do powrotu:
Lećmy i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu!

Pomnik wieszcza stoi przy placu Aleksandryjskim
Adam Mickiewicz opuścił Odessę 12/24 listopada 1825 roku i udał się do Moskwy. Kilka miesięcy później ukażą się jego sonety odeskie (razem z bardziej znanymi krymskimi), które są jednymi z najpiękniejszych wierszy miłosnych w naszej literaturze.
Syn poety, Władysław, pisał: "Bolesne Adam wywiózł z Odessy doświadczenie. Tam się przekonał, że jak miłość jest dla pewnych istot jedynie zabawą towarzyską, tak dla drugich patryotyzm bywa tylko powierzchownym pokostem. Opisując później nieznane mu salony warszawskie, Mickiewicz miał na myśli różne typy przeważnie w Odessie widziane".

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Polacy w Odessie

Właśnie wróciłam z Odessy. Zanim jednak opowiem Wam o pobycie pisarzy w tym pięknym mieście, kilka słów o Polakach tam żyjących. Nasi rodacy zamieszkują te tereny od XV wieku, kiedy to król Władysław Jagiełło postanowił sprowadzać stąd pszenicę. Miasto założono w 1794 roku i częściowo Polacy przyczynili się do jego świetności. Swoje pałace budowali tu Potoccy, Braniccy, Sobańscy, Brzozowscy... W Odessie działali również polscy architekci: Feliks Gąsiorowski (Hotel Imperiał/Spartak, dom Nowikowa, Muzeum Archeologiczne), Lew Włodek (Hotel Pasaż), Mikołaj Tołwiński (m.in. Biblioteka Uniwersytecka i inne budynki uniwersyteckie, Dyrekcja Kolei).  Jedną z największych aptek prowadzili Gajewski i Popowski. Mieszkało tu wielu polskich lekarzy, adwokatów i inżynierów.

Port w Odessie i słynne schody potiomkinowskie

W mieście istniały dwie księgarnie polskie, ostatnią zamknięto w 1990 roku. W tym samym roku powstało Polskie Kulturalno-Oświatowe Towarzystwo im. A. Mickiewicza. Od 1995 roku oficjalna nazwa Stowarzyszenia brzmi Związek Polaków na Ukrainie Oddział im. A. Mickiewicza w Odessie. Miałam przyjemność spotkać się z jego członkami i porozmawiać o ich działalności. Przyjęto nas bardzo serdecznie, herbatą, ciastkami, cukierkami, a przede wszystkim uśmiechem i życzliwością. Niezwykle miłe panie, Swietłana Zajcewa-Wełykodna i Anastazja Strelcowa, opowiadały o codziennym życiu naszych rodaków w tej części Ukrainy. 


Przy Związku Polaków od 1997 roku działa szkoła sobotnio-niedzielna, do której uczęszcza około trzystu osób. Najmłodszy uczeń ma pięć lat a najstarszy osiemdziesiąt trzy! Łączy się tu naukę języka polskiego (na wszystkich poziomach) z wiedzą o kulturze, tradycjach i historii naszego kraju. Dzięki temu szkoła może pochwalić się laureatami konkursów, olimpiad, zaś absolwenci podejmują studia w Polsce i uzyskują Kartę Polaka.


Są dwie grupy teatralne: Studio Teatralne im. Aleksandra Fredry, działające od 2007 roku oraz powstałe trzy lata później Studio Teatralne POLOT. Działa też chór, w którego repertuarze są zarówno utwory religijne, patriotyczne, jak i rozrywkowe. Uświetnia on swoimi występami uroczystości nie tylko polskie, ale również miejskie. Promocją polskiej muzyki zajmuje się także zespół popowy "Kolorowe jarmarki".


Przy szkole działa biblioteka założona w 2001 roku. Księgozbiór liczy ponad 200 woluminów. Na ręce pani prezes przekazałam swoją książkę "Podróże literackie. Mickiewicz", wszak tenże poeta jest patronem Związku Polaków w Odessie.

Z panią prezes Swietłaną Zajcewą-Wełykodną 

Bardzo spodobały mi się prace pań z grupy "Kreatywne Mickiewiczówny", które za pomocą różnych technik rękodzielniczych wyczarowują ozdoby, dekoracje i prezenty. 


Najmłodsi mają swój zespół "Krakowiaczek". Dzieci w wieku 5-10 lat poznają w nim polskie tradycje, a swym śpiewem i tańcem umilają czas nie tylko członkom Stowarzyszenia.


W każdą niedzielę o godzinie 11.00 około trzystu osób uczestniczy we mszy św. odprawianej po polsku w Katedrze Wniebowzięcia NMP.


Na koniec pamiątkowe zdjęcie z Polakami, którzy właśnie przyszli na lekcję. Bardzo serdecznie ich pozdrawiam! Podziwiam zapał i zaangażowanie pani prezes i wszystkich członków Związku. 
Nie żegnamy się jeszcze z Odessą, wrócę za kilka dni z nowym postem, tym razem śladami kogo? Mickiewicza oczywiście:)


poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Nałkowska w Grodnie

Moja trzecia wizyta w Grodnie zaowocowała poznaniem muzeum, o którym dotąd nie miałam pojęcia. Jednak podróże kształcą:) Powszechnie wiadomo, że w tymże nadniemeńskim grodzie mieszkała Eliza Orzeszkowa i w jej domu są dziś ekspozycje do zwiedzania. Ale kto z Was wie o muzeum Zofii Nałkowskiej w tym mieście? 

Rzeka Niemen płynąca przez Grodno

Autorka Granicy zamieszkała tu latem 1923 roku wraz z drugim mężem, podpułkownikiem Janem Jurem Gorzechowskim, który otrzymał rozkaz przeniesienia się do Grodna. Spędzili w nim niemal trzy lata (do końca kwietnia 1926 roku). W tym czasie wyjeżdżali do Warszawy, Górek, a nawet Szwajcarii i Francji, ale ich dom był nad Niemnem przy ulicy Kirchowej 5, przemianowanej w latach trzydziestych na Akademicką (nazwa aktualna do dziś).

Wejście do muzeum znajdującego się w gmachu uniwersytetu
"Grodno jest daleko brzydsze niż Wilno" - pisała w Dziennikach 15 września 1923. - "[...] przez całe lato mieszkam w tym mieście, które położone jest prześlicznie, a zbudowane w sposób okropny, brudne, cuchnące, odrapane, zeszpecone przez ludzi". Swój ambiwalentny stosunek do niego wyraziła również w szkicu pt. Grodno, zamieszczonym w 45. numerze "Tygodnika Ilustrowanego" z 1926 roku. Doceniała jego historię, kulturotwórczą rolę, zachwycała się jego położeniem, ale jednocześnie drażnił ją prowincjonalny charakter, pospolitość tego miejsca.


Jednak dla Nałkowskiej najważniejsi byli ludzie, wśród których się obracała. Profesja męża oficera narzucała krąg znajomych, ale pisarka poszerzała go, jak mogła. Bywała w towarzystwie ziemiaństwa, grodzieńskiej inteligencji, tamtejszej palestry, działaczy społecznych.
  

Wśród nich był także Józef Piłsudski. W Dzienniku pod datą 3 października 1925 roku zanotowała, że jej dawniejsze wyobrażenia nie prysły przy bezpośrednim spotkaniu z Marszałkiem. Była nim zachwycona, choć drażnił ją autorytarny ton jego wypowiedzi. „To, co uczuwam - pisała - bywa podziwem, ale nie jest nigdy sympatią. Jest zbyt inny”. Jego literackie upodobania, zwłaszcza dzieła Sienkiewicza, były wówczas passé, tym bardziej ciekawe wydały się Nałkowskiej rozmowy o nich. Nie podzielała też jego niechęci do prozy Dostojewskiego czy Żeromskiego.


Bardzo leżał jej na sercu rozwój intelektualny kobiet. Organizowała dla nich spotkania, aby mogły wymieniać poglądy, rozmawiać o książkach, nowinkach. Jednocześnie były to dla pisarki okazje do poznania różnych postaw i zachowań, które dawały materiał do kreacji bohaterów jej utworów. W Grodnie właśnie ujrzała prototypy między innymi Zenona Ziembiewicza (głównego bohatera Granicy) i jego kobiet. Tu ukończyła Romans Teresy Hannert, napisała Dom nad Łąkami i kilka szkiców.


Te niespełna trzy lata życia nad Niemnem były bardzo owocne dla Nałkowskiej. Po przeprowadzce do Warszawy wróciła tutaj jeszcze na dwa tygodnie w styczniu 1927, by - jak stwierdziła w Dziennikach - „zlikwidować swoje życie tam”. Po raz ostatni przebywała w Grodnie w październiku 1929, gdzie podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Elizy Orzeszkowej reprezentowała PEN Club i wygłosiła okolicznościową mowę. Wypadało więc upamiętnić także jej pobyt w tym mieście.

Krystyna Poczobut opowiada o Nałkowskiej

Inicjatorką i organizatorką Muzeum Zofii Nałkowskiej przy Katedrze Filologii Polskiej Państwowego Uniwersytetu im. Janki Kupały była badaczka jej twórczości Swietlana Musijenko. Jej także zawdzięczamy otwarcie kierunku polonistyki na tej uczelni. 16 maja 1989 roku zainaugurowano działalność muzeum. To tylko jeden pokój, ale zaaranżowany tak, że nie chce się z niego wychodzić. 


Zobaczymy w nim wiele pamiątek po pisarce, zdjęcia, listy, rękopisy, pierwsze wydania jej dzieł... Poczujemy ducha epoki, słuchając opowieści pani Krystyny Poczobut. Warto tam zajrzeć, przebywając w Grodnie, do którego teraz możemy pojechać bez wizy. 

Główny deptak w Grodnie

Korzystałam z pracy Bolesława Farona „Obca” w Grodnie. Nadniemeńskie lata Zofii Nałkowskiej, dostępnej tu: "Obca" w Grodnie

niedziela, 4 sierpnia 2019

115. rocznica urodzin Gombrowicza

Małoszyce to wieś położona w województwie świętokrzyskim. Tutaj 4 sierpnia 1904 roku przyszedł na świat Witold Gombrowicz. Był tu kiedyś majątek, który w latach 80. XIX wieku zakupił ojciec pisarza. Dwór, w którym urodził się autor Ferdydurke był ogrzewany był przez osiemnaście dużych, kaflowych pieców. Z początku modrzewiowy, z czasem rozbudowany z częścią murowaną kojarzył się pisarzowi z dzieciństwem oraz wakacjami, gdyż Gombrowiczowie przenieśli się do Warszawy, gdy miał zaledwie siedem lat. Później spędzał tam czas letni aż do śmierci ojca, kiedy to dwór został sprzedany gospodarzom z Krzczonowic. Do II wojny światowej mieściła się w nim szkoła, która spłonęła podczas zawieruchy wojennej.


Dziś fundamenty dworu, właściwie już rozebrane, znajdują się na działce prywatnej i nie ma tam wstępu. Małoszycki majątek możemy odnaleźć jedynie na kartach utworów Gombrowicza. Czasami występuje pod swą własną nazwą (jak w Ślubie czy opowiadaniu Przygody), innym razem pod zmienioną, ale opisany z fotograficzną dokładnością (Ferdydurke, Pornografia).


Rozczarowałam się miejscem urodzenia Witolda Gombrowicza. Tym, że poza wyblakłą tablicą, na której są fałszywe informacje (data śmierci pisarza - 26 lipca, zamiast 24/25 lipca, patrz: poprzedni post) i dziwnego "pomnika" obok, mieszkańcy miejscowości nie zadbali o upamiętnienie w niej pobytu pisarza. Smutne to.


Smutno bywało też tutaj Gombrowiczowi, który we Wspomnieniach polskich, myśląc o spędzonej tu jesieni 1920 roku zwierzał się: "Ten kilkumiesięczny pobyt w Małoszycach zapisał się w miej pamięci w sposób szczególnie przykry". Powodem tego stanu był fakt, że nie zgłosił się na ochotnika do walki w czasie wojny polsko-bolszewickiej, jak jego koledzy, i czuł się z tym okropnie. Ale, na Boga, miał wtedy dopiero 16 lat! 


Zostawmy więc już Małoszyce i powędrujmy dalej. Zaledwie 3 kilometry stąd znajduje się wieś Wszechświęte. Jest tu kościół, którego początki sięgają XIV wieku.


8 września 1904 roku ochrzczono w nim Mariana Witolda Gombrowicza. Mało kto chyba wie, że na pierwsze dano mu Marian. Chrzcielnica ta sama stoi do dziś, ale nie mogłam jej zobaczyć. Kościół był zamknięty, wokół żywego ducha, księdza ani kościelnego nie można było zlokalizować. Pojechaliśmy więc dalej.


Po 87 kilometrach na północ w kierunku Radomia dojechaliśmy do miejscowości Wsola. Tutaj w pierwszej połowie XX wieku mieszkał brat Witolda Gombrowicza, Jerzy, z żoną Aleksandrą i córką Teresą. Pisarz odwiedzał ich wielokrotnie, ostatni raz w 1939 roku, niedługo przed wybuchem II wojny światowej. Wtedy brat poradził mu, aby przyjął propozycję podróży do Argentyny pionierskim rejsem transatlantyku „Chrobry”. Wiemy, że z tej podróży pisarz nigdy już do Polski nie wrócił.


W rezydencji pałacowej, usytuowanej w zabytkowym parku mieści się muzeum Witolda Gombrowicza, a w nim ekspozycja stała „JA, Gombrowicz”. Została zaaranżowana przez pracownię technik scenograficznych według scenariusza i koncepcji Jolanty Pol oraz projektu graficznego Adama Orlewicza z Tryktrak.


Pan Robert Utkowski przyjął nas z otwartymi ramionami, mimo że było tuż przed zamknięciem muzeum. Opowiadał historię tego miejsca i fakty z życia pisarza.


W tym pałacu powstawał Pamiętnik z okresu dojrzewania – debiut literacki Gombrowicza oraz fragmenty powieści Ferdydurke. W muzeum można zobaczyć pamiątki po pisarzu, jak choćby walizkę, która towarzyszyła Gombrowiczowi przez 30 lat emigracji, maszynę do pisania, pióra, krawaty czy okulary.


Moją uwagę przykuwały cytaty z jego dzieł oraz liczne zdjęcia i portrety. Wszystko tak pięknie zaaranżowane, że ma się chwilami wrażenie przeniesienia do pierwszej połowy XX wieku. Warto tu wybrać się z młodzieżą, zwłaszcza podczas omawiania powieści autora Transatlantyku na  języku polskim. Trzeba się oczywiście wcześniej umówić. Muzeum posiada salę edukacyjną, w której odbywają się lekcje wprowadzające do twórczości Witolda Gombrowicza lub poświęcone krytycznej lekturze Ferdydurke


Interesujące są też wyeksponowane dokumenty. Wśród nich znajdziemy świadectwo dojrzałości  Witolda Gombrowicza. Jakim był uczniem? Zobaczcie sami.


Ostatnie pomieszczenie, zwane czystelnią, to połaczenienie czytelni z łazienką. Stoi tam wanna Gombrowiczów, przywieziona z ich mieszkania w Vence (patrz poprzedni post), 


a także nocnik, specjalnie ozdobiony na życzenie pisarza i podarowany przez niego chrześniakowi.


Warto też przyjrzeć się rękopisom. Jeden z nich (poniższy) zainteresował mnie szczególnie. Są tam zmiany, których się nie spodziewałam. Sami zobaczcie.



Na koniec wypada zacytować Mistrza: "koniec i bomba a kto czytał, ten trąba!"