wtorek, 1 kwietnia 2014

Z ziemi egipskiej do obiecanej - cz.1.


Jest czas Wielkiego Postu, niedługo Wielkanoc, pora wrócić myślą do miejsc związanych z tym świętem. Nie będzie to podróż stricte literacka, choć jeśli uznać Biblię za dzieło literackie właśnie, można tak też ją potraktować. Byłam w miejscach opisanych w Starym i Nowym Testamencie dwa razy - w 2008 i 2009 roku, a zdjęć, które zrobiłam, wystarczyłoby na kilkadziesiąt postów. Ograniczę się do trzech, tyle bowiem tygodni pozostało do świąt, a chcę nimi skłonić Was do refleksji wielkanocnej.
Zacznę od "domu niewoli", czyli Egiptu. Stąd bowiem wyszedł naród wybrany w poszukiwaniu swego miejsca na ziemi (jak się znalazł w kraju faraona, to już inna historia).
Jak Egipt, to przede wszystkim piramidy.


Piramida faraona Chefrena w Gizie koło Kairu.
Jest podobno mniejsza od sąsiadującej z nią piramidy Cheopsa,
 ale sprawia wrażenie najwyższej, bo stoi na wzniesieniu.


Ta sama piramida z innej perspektywy:)
Jest oryginalna, bo tylko na niej zachowały się płyty wapienne,
 którymi kiedyś pokryte były wszystkie grobowce faraonów w Gizie.
 Stopniowo jednak ludzie je rozkradali, gdyż nadawały się do budowy domów.

Wszystkie trzy: piramida Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa.
Słońce zimą ... bezcenne!

A to już Sfinks. Mimo tylu badań do dziś pozostaje zagadką.
Nie wiadomo czy pierwotnie miał głowę lwa czy szakala.
Nawet po łapach nie można było poznać, jakie to zwierzę, tak były zniszczone.

Zabytki zabytkami, ale poza tym 

Kair to brzydkie miasto,

czystością niegrzeszące.

Ale jeszcze smutniejszy jest widok uwięzionych w prawie koranicznym kobiet.
Dalej jest to "dom niewoli" dla połowy mieszkańców tej ziemi.


Też musiałam założyć coś na głowę, wchodząc do meczetu.

Mężczyźni kompromitują się tym nakazem, świadczy on bowiem o tym,
 że nie potrafią się skupić na modlitwie, widząc włosy kobiety. Chore.


A teraz na pustynię. Izraelici wędrowali przez nią podobno 40 lat. Współczuję. 


Widzicie fatamorganę? To nie wynik palenia sziszy, ale zjawisko powstania
 pozornego obrazu odległego przedmiotu w wyniku różnych współczynników
 załamania światła w warstwach powietrza o różnej temperaturze i gęstości.
 Widzimy tu wodę, której nie ma.

Nie ma, nie ma wody na pustyni...

a wielbłądy nie chcą dalej iść... Śpiewała kiedyś Beata Kozidrak:)

Jednak jest tu jakieś życie


Kobiety i dzieci mieszkańców pustyni egipskiej.
Czy te dziewczynki zbuntują się kiedyś przeciwko burkom,
 w których widać tylko oczy?

Salon ;)

Trzymając na rękach to egipskie maleństwo, przypomniałam sobie fragment
mojego "ulubionego" Psalmu 136:
"On Egipcjanom pobił pierworodnych,
bo Jego łaska trwa na wieki" [Księga Psalmów]
I jeszcze raz Stary Testament: "O północy Pan pozabijał
wszystko pierworodne Egiptu" [Księga Wyjścia, 12;29]

Pora stąd uciekać!
Izraelici raczej na wielbłądach nie opuszczali Egiptu,

tylko pieszo, nawet przez Morze Czerwone.
Zrobiłam to zdjęcie, stojąc w wodzie zaledwie do kolan,
 choć z pół kilometra od brzegu! Tak to można sobie wędrować przez morze:)

Byleby nie po rafie koralowej.



W następnym poście miejsca po drugiej stronie Morza Czerwonego:)

6 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia :) Mam nadzieję, że i mnie kiedyś uda się pojechać do Egiptu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite, piramidy na tle pochmurnego nieba...

    OdpowiedzUsuń
  3. W świetle tego, co się teraz dziej w Egipcie, nigdy bym się tam nie wybrała. Podziwiam odwagę.

    OdpowiedzUsuń

Pozostawienie komentarza (choćby anonimowego) daje mi poczucie, że warto dalej tworzyć ten blog, bo ktoś go jednak czyta:)