czwartek, 28 lipca 2022

Z Mickiewiczem w Bochni

Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni zaprosiło mnie na wykład o podróżach śladami Adama Mickiewicza. Nigdy nie byłam w tym mieście, więc pojechałam tam z ochotą skonfrontować swoje wyobrażenie z rzeczywistością. Oczywiste skojarzenie z kopalnią soli sprawiło, że myślałam o Bochni jak o prowincjonalnym mieście, w którym, oprócz zakładu górniczego, nie ma nic interesującego. Jakże się myliłam! To miasto zachwyciło mnie po prostu!


Przede wszystkim piękny, zadbany Rynek Główny, który powstał w czasach Kazimierza Wielkiego. Pomnik tego króla zobaczymy w samym centrum Rynku. Tablica informuje, że mieszkańcy Bochni wystawili go w 1871 roku "Królowi chłopków, opiekunowi miast, swojemu dobroczyńcy" . 


W pobliżu znajdziemy kolejny pomnik, tym razem Stanisława Fiszera, badacza przeszłości Bochni i regionu, działacza kulturalnego i kolekcjonera. Założył on muzeum, które nosi jego imię. Pani dyrektor Anetta Stachoń, zaprosiła mnie w ramach Muzealnej Akademii Wakacyjnej, której przyświecają słowa Fiszera, aby ta instytucja "kształtowała bochnian (...), ucząc ich odnoszenia się z czcią do tego wszystkiego, co w naszej przeszłości było piękne i wartościowe". 


Starałam się właśnie w taki sposób przekazać moją wiedzę o Adamie Mickiewiczu. W kamienicy przy Rynku 20 spotkałam się z ludźmi zainteresowanymi tematem. Przez czterdzieści minut mówiłam o wieszczu i miejscach z nim związanych, pokazując zdjęcia z wypraw jego śladami. Potem były pytania, rozmowa, to, co lubię najbardziej. 


Dzięki uprzejmości pani dyrektor Anetty Stachoń zwiedziłam muzeum i zachwyciłam się jego zbiorami. Zgromadzone w pięciu działach: artystycznym, etnograficznym, historycznym, archeologicznym i przyrodniczym stanowią bogatą kolekcję wartą poznania. Wiele rzeczy możecie zobaczyć na stronie internetowej muzeum http://www.muzeum.bochnia.pl/ Nic jednak nie zastąpi realnego zwiedzania na miejscu. 


Warto dodać, że muzeum mieści się w budynku dawnego klasztoru dominikanów, wpisanym do rejestru zabytków. Wewnątrz znajdują się interesujące sklepienia: w piwnicach kolebkowe o wątku ceglanym i kamiennym, zaś w sieni kolebkowe z lunetami, podobnie w pomieszczeniach od strony północnej. Tu pierwotnie znajdował się obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, znany pod nazwą Matki Bożej Bocheńskiej. W 1777 roku, po pierwszym rozbiorze Polski, nastąpiła kasata klasztoru ojców dominikanów, a ich ko­ściół wraz z kaplicą został rozebrany. Rozpoczęto wówczas budowę kaplicy dla obrazu w ko­ście­le św. Mikołaja, gdzie przebywa do dziś. 


W bocheńskiej bazylice św. Mikołaja odnaleźć można prace samego Jana Matejki. W kaplicy św. Kingi zaprojektował polichromię ścienną, ołtarz, witraże i stalle. Naszkicował też sam wizerunek świętej, który dokończył już jego uczeń Władysław Rossowski. Artysta odwiedzał w Bochni swojego szwagra Leonarda Serafińskiego. W 1871 roku Matejko uczestniczył w uroczystości odsłonięcia wspomnianego już pomnika króla Kazimierza Wielkiego. Dzieło dłuta Walerego Gadomskiego powstało z inicjatywy ówczesnego marszałka bocheńskiej rady powiatowej Leonarda Serafińskiego. Autorem tego pomysłu był Jan Matejko, który natchnął tą ideą swego szwagra.



W Bochni jest więcej ciekawych miejsc. Zupełnie przypadkiem, spacerując, natknęliśmy się na Muzeum Motyli. Jest to prywatna, mała placówka, powstała na bazie kolekcji, będącej własnością Jacka Kobieli. Aktualnie muzeum i kolekcją zarządza jego syn, Filip Kobiela. Niezwykłe okazy (podobno ponad cztery i pół tysiąca sztuk!), zaprezentowane na niewielkiej przestrzeni, naprawdę zrobiły na mnie wrażenie. Jak będziecie w Bochni, udajcie się na ulicę Tadeusza Czackiego 9, a nie pożałujecie.




Niedaleko Muzeum Motylki znajduje się bocheńska tężnia solankowa. Dostępna dla wszystkich nieodpłatnie codziennie w godzinach od 10:00 do 21:30 od kwietnia do października, przy Plantach Salinarnych. Miło było tam posiedzieć w ciepły lipcowy dzień.

A gdzie w tym wszystkim kopalnia? Na nią po prostu nie starczyło czasu, więc muszę tam jeszcze wrócić.

środa, 20 lipca 2022

"Chwila" z Szymborską

Mieszkałam chwilę u Wisławy Szymborskiej! Ta noc z 13 na 14 lipca była do innych niepodobna (jak śpiewała Kora) 😃 Dwa pokoje, kuchnia i łazienka zostały całkowicie odnowione i przystosowane do przyjmowania gości. Jedynie trzeci pokój wygląda tak, jak za życia noblistki. Teoretycznie każdy może tu nocować, w praktyce jednak nie jest łatwo o wolny termin, bowiem pierwszeństwo mają literaci. 


Klucze wręczył nam sam Michał Rusinek, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, dawny sekretarz poetki, a obecnie prezes fundacji jej imienia. Bo właśnie Fundacja Wisławy Szymborskiej, utworzona dziesięć lat temu, opiekuje się tym mieszkaniem, jak i całą spuścizną noblistki. 


Poetka zamieszkała przy Piastowskiej 46 w Krakowie już po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla. Mogła wreszcie zamienić ciasne lokum na czwartym piętrze bez windy na przestronniejsze, znajdujące się na pierwszej kondygnacji. 
Kiedy przekraczam jego próg, wita mnie profesor Rusinek i sama Wisława Szymborska, przyglądająca się na zdjęciu gościom przez binokle. Na prawo od wejścia przyciąga mnie urok "salonu" z końca ubiegłego stulecia. Pamiętam takie pokoje z dzieciństwa. 


Po krótkiej rozmowie zapracowany pan prezes opuszcza mieszkanie, a ja smakuję każdy kąt i szukam wzrokiem rzeczy, których dotykała poetka. Przeglądam biblioteczkę, pustawą trochę, i wpadam na pomysł zostawienia egzemplarza moich Podróży literackich. Mam ze sobą część szóstą, o Elizie Orzeszkowej, która odwiedzała Kraków. Może kiedyś napiszę o Szymborskiej, kto wie? Na razie to zadanie wydaje mi się zbyt karkołomne.


Trzeba uczcić tę wizytę, więc otwieramy wino i rozsiadamy się w wygodnych zielonych fotelach. W tych samych, w których Szymborska udzielała wywiadów, częstując dziennikarzy kawą rozpuszczalną i kieliszkiem koniaku. W ręce wpada mi biografia poetki autorstwa Anny Bikont i Joanny Szczęsnej. Nie rozstanę się z nią do rana. Siądę sobie przy dużym stole, przy którym noblistka przyjmowała gości i pochłonę te pięćset siedemdziesiąt stron. Zanim jednak nakarmię umysł, trzeba zatroszczyć się o żołądek. Małe okienko łączące duży pokój z kuchnią, zaprasza na kolację. To pomysł Szymborskiej, aby podawać dania do stołu w salonie bezpośrednio z kuchni. W okienku radyjko i cudnie pachnące japońskie świece. 


Najważniejszym, choć zarazem najmniejszym pokojem jest ten, w którym Szymborska spędzała najwięcej czasu. Tu spała, pracowała, piła kawę i paliła papierosy. Dużo czytała i rozwiązywała krzyżówki. Na ścianie nad biurkiem jej wiersz Radość pisania przypomina, że właśnie tu odczuwała tę przyjemność. Tu też zmarła po długiej chorobie 1 lutego 2012 roku. Pamiętam jej pogrzeb, oglądany w telewizji, jakby to było niedawno, a minęło już dziesięć lat. 


Pokój, w którym nocują goście, nazywała Szymborska pokojem Urszulki. Skojarzenie z Kochanowskim jest niewłaściwe, bowiem chodziło o Urszulę Kozioł, przyjaciółkę pani Wisławy, również poetkę, która w nim nocowała, odwiedzając koleżankę. Kiedy otworzyłam rano oczy (bo jednak trochę się zdrzemnęłam po lekturze biografii), mój wzrok padł na reprodukcję wiersza Urodziny, a konkretnie na słowa: "Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę"...


Chwila mijała zbyt szybko. Jeszcze tylko śniadanie przy stole biesiadnym literatów, rzut oka na różne drobiazgi, w tym kubek z imieniem Wisławy... Przez moment przeszła mi przez głowę myśl, by zrobić sobie w nim poranną kawę. Nie ośmieliłam się jednak. 


 

Wertując ostatnie strony Pamiątkowych rupieci, czekam na panią Anetę Nitychoruk z Fundacji Wisławy Szymborskiej, która odbierze klucze. Z założenia krótka rozmowa przeciąga się do kilkudziesięciu minut. Słucham opowieści o poetce, o tym mieszkaniu... Nie chcę go opuszczać, czuję, że tu wrócę. Być może napisać ósmą część Podróży literackich?