środa, 19 sierpnia 2020

Podróż w czasie plandemii ;)

Opowiem Wam dziś o mojej pierwszej podróży w czasie tej histerii z pandemią. Opóźniona o pół roku, wreszcie się odbyła. Co prawda nie do Neapolu, jak planowałam, ale do Wiednia. Policzyłam, że było tam przynajmniej dwunastu naszych znanych pisarzy, w tym Bolesław Prus, o którym właśnie kończę książkę. 

Pałac Schönbrunn

Także nie mogłam nie jechać. A właściwie lecieć, bo bilety lotnicze po 59 zł zniechęciły mnie do podróży samochodem. Na lotnisku luźno, bez kolejek, spokojnie. Tylko w Polsce mierzyli temperaturę, na szczęście nie strzałem w głowę a w rękę. I tylko raz, przy wejściu na lotnisko. Mieliśmy wszyscy (kilka osób) od 35 do 36 stopni Celsjusza, choć byliśmy rozgrzani, bo na zewnątrz, skąd dopiero co weszliśmy, temperatura sięgała 32 stopni. Powinniśmy chyba zaliczyć zgon:) Podejrzewam, że termometr był tak ustawiony, żeby z lekkim stanem podgorączkowym, na przykład spowodowanym owulacją, można było przejść. 

Jedna trzecia samolotu pusta, więc można się było rozłożyć i w ogóle usiąść w innym niż wyznaczone miejscu. Takiego komfortu, jak latam, nie widziałam. Stewardessy starały się, jak mogły, żeby wszyscy czuli się bezpiecznie. Chyba były milsze niż zwykle. 

Duże lotnisko w Wiedniu wydało mi się jeszcze bardziej puste niż nasze. Spokojnie kupiliśmy bilety na kolejkę do centrum i po godzinie byliśmy już w mieszkaniu, które wynajęliśmy przez znaną stronę internetową za całe tysiąc złotych na pięć dni dla pięciu osób! Dwa pokoje, kuchnia, łazienka, 8 minut tramwajem od centrum. Nad polskim morzem czy w górach zapłaciłabym dwa, jak nie trzy razy tyle! To jest odpowiedź dla tych, którzy pytają, jak stać mnie na te wszystkie podróże. Przed epidemią było tylko trochę drożej.

Wiedeńczycy żyją normalnie. Zakładają, co prawda, maseczki w dużych sklepach i muzeach, ale mniej niż u nas na ulicach. Cieszę się, że tam byłam. Kolejny raz przekonałam się, że do odważnych świat należy i przywiozłam ze sobą tyle materiału, że mogę Was nim zamęczać przez kolejne dwa miesiące  😃 Jak nie trzy 😂

piątek, 7 sierpnia 2020

Dzieje się:)

No i trafiłam do telewizji. Co prawda tylko na pięć minut, ale zawsze:) Było miło i sympatycznie, ale za krótko! Zdążyłam powiedzieć tylko o jednej podróży, a miałam o trzech. Trudno. 

Poznałam za to świetną dziewczynę, Jessikę, która jeździ śladami seriali, autorkę bloga  https://buszujacwcodziennosci.com Zajrzyjcie do niej koniecznie, bo ma wiele ciekawych postów.

Programu tv nie ma co linkować, bo nic ciekawego nie udało nam się powiedzieć, obie spodziewałyśmy się czegoś innego. Za to warto przeczytać wywiad ze mną w najnowszym numerze "Kobiety i życia". Jest od wczoraj w sklepach. 

Także jak się nic nie dzieje, to nic, ale jak już zacznie, to jedno po drugim... Jak to w życiu...

sobota, 1 sierpnia 2020

Nieznany powstaniec, nieznany syn...

Nie mogę tego dziś nie napisać, choć powinnam wstrzymać się do wydania mojej kolejnej książki. Zbierając do niej materiały, dokonałam odkrycia! Jednym z powstańców 1944 roku był syn Bolesława Prusa - Jan Bogusz Sacewicz. 

Jan Bogusz Sacewicz - źródło: wspolnypowiat.pl

Nie wiedzieliście, że autor "Lalki" miał syna? Więcej o tym dowiecie się z mojej książki już we wrześniu, a teraz, w rocznicę Powstania Warszawskiego, kilka słów o jego zapomnianym uczestniku.
Jan Bogusz Sacewicz urodził się 1 grudnia 1906 roku w Finlandii. Jego matką była Alina Sacewicz, z którą Prus miał wieloletni romans. Żonaty pisarz nie uznał dziecka za swoje (nie wiadomo nawet czy był pewien ojcostwa, bo pani Alina twierdziła, że adoptowała dziecko i sama nie jest matką), ale opiekował się nim i zapisał mu w testamencie jedną czwartą swojego majątku. Chłopiec był jedyną, obok żony pisarza, Oktawii, osobą wymienioną w tym dokumencie.

Młody Bolesław Prus

Janek nie miał jeszcze sześciu lat, kiedy zmarł jego ukochany opiekun. W wieku dwudziestu dziewięciu lat stracił matkę. Ukończył Politechnikę Warszawską, pracował jako inżynier, zdążył jeszcze przed wojną założyć rodzinę i doczekać się dwóch córek. Potem wstąpił w szeregi Armii Krajowej, przybrał pseudonim "Bohusz" i walczył w Powstaniu Warszawskim w randze podporucznika w Śródmieściu. Przeżył je, ale dostał się do niewoli, z której już nie wyszedł. Jako jeniec o numerze 102606 zmarł 25 maja 1945 roku, na dzień przez wyzwoleniem oflagu XC Lübeck w Niemczech. 

Bolesław Prus w roku 1871

W powstańczych biogramach Muzeum Powstania Warszawskiego podano imiona rodziców Jana Bogusza: Bolesław i Alina. A przecież Bolesław Prus naprawdę nazywał się Aleksander Głowacki i tym imieniem posługiwał się w dokumentach. W rodzinie Sacewiczów znano historię romansu pisarza i wiedziano, że Janek jest jego dzieckiem. Mówiono, że jest do niego podobny. Córka Jana Bogusza, Hanna, mieszkała przez jakiś czas w Anglii, teraz podobno w Warszawie. Niestety nic nie wiem o żonie i drugiej córce. Gdyby ktoś z Państwa miał jakieś informacje, proszę pisać. Chętnie ujęłabym je w swojej książce.