środa, 24 lipca 2019

Gombrowicz w Vence

Mija 50 lat od śmierci Witolda Gombrowicza. Źródła podają dwie daty jego odejścia: 24 i 25 lipca. Zmarł w nocy między tymi dniami. Jego żona twierdzi, że o północy, stąd nie wiadomo, na którą datę się zdecydować. Ostatnich pięć lat swojego życia spędził we francuskim miasteczku Vence. Tam też został pochowany.


25 października 1964 roku razem z Ritą Labrosse (wzięli ślub 28 grudnia 1968) zamieszkali w apartamencie na drugim piętrze willi „Alexandrine” przy Place du Grand-Jardin 36, tuż przy starówce. Dziś jest tam muzeum.


Przez wiele lat willa była zaniedbana, dopiero w 2004 roku, po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, w stulecie urodzin pisarza, zaczęto rozmawiać na temat jej odnowienia i upamiętnienia w niej pobytu Gombrowicza. Dopiero jednak jesienią 2016 roku zaczęto prace remontowe, a w lutym 2017 roku zostało podpisane porozumienie między naszym Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego a burmistrzem Vence w sprawie utworzenia muzeum. Otwarto je we wrześniu tego samego roku w obecności żony pisarza.


Ekspozycje można zwiedzać od wtorku do soboty. Wstęp jest bezpłatny. Na parterze znajduje się biuro informacji turystycznej, pierwsze piętro przeznaczono na salę konferencyjną, dopiero na drugim, w dawnym mieszkaniu Gombrowiczów, zobaczymy wystawy poświęcone pisarzowi. Jest jeszcze punkt widokowy na trzecim piętrze, ale zazwyczaj niedostępny dla turystów.


Ciekawa jest już klatka schodowa. Możemy poczytać na temat renowacji willi, a także zapoznać się z biografią Gombrowicza. Informacje są bogato ilustrowane zdjęciami, a całość cieszy oczy estetów.


Mnóstwo zdjęć z różnych etapów życia autora Ferdydurke sprawia wrażenie, jakby autorzy ekspozycji świadomie chcieli nawiązać do ulubionego motywu w jego twórczości, streszczającego się w jednym krótkim słowie JA.


W pierwszym tomie swojego Dziennika Gombrowicz pisał: Słowo "ja" jest tak zasadnicze i pierwotne, tak wypełnione najbardziej namacalną a przeto najuczciwszą rzeczywistością, tak nieomylne jako przewodnik i surowe jako probierz, iż zamiast nim gardzić, należałoby paść przed nim na kolana. (...) Ja jestem najważniejszym i bodaj jedynym moim problemem: jedynym ze wszystkich moich bohaterów, na którym mi naprawdę zależy.


Zapewne niektórzy z Państwa pamiętają, jak zaczyna się Dziennik. Prezentuje to poniższe zdjęcie.


Gombrowicz odbija się w swojej twórczości jak w lustrze. Przyjmuje różne "gęby", wśród których szuka prawdziwego "ja". Pięknie oddaje to lustrzana szafa z jego książkami.


Jedyną rzeczą w muzeum należącą do pisarza jest zegar, widoczny na poniższym zdjęciu. Przepraszam za jakość fotografii, ale trudno ją było zrobić, bo zewsząd odbijało się światło.


Brak rzeczy osobistych bohatera wystawy rekompensuje w jakimś stopniu jej iście gombrowiczowski klimat. Warto też wyjrzeć przez okno, żeby zobaczyć, jaki z niego widok na plac Starego Miasta miał pisarz, choć dziś, po 50 latach od jego śmierci, zapewne wiele się tu zmieniło.


Sądzę, że klimat tego miasteczka jednak pozostał ten sam, mimo większego ruchu samochodowego. Są tam bowiem uliczki, na których ma się wrażenie, że czas się zatrzymał w XX wieku, a nawet wcześniej.


Dla Gombrowicza ziemski czas zatrzymał się, jak już wspomniałam, o północy z 24 na 25 lipca 1969 roku. Od lat chorował na astmę. Dwa dni przed śmiercią ataki się nasiliły. Z relacji żony wiemy, że późnym wieczorem zjadł trochę malin i wypił kieliszek burgunda. To go uśpiło. Następnego dnia lekarze stwierdzili zgon, spowodowany niewydolnością oddechową i zawałem serca.


Został pochowany na miejscowym cmentarzu, do którego idzie się z muzeum może z 10 minut. Trudno jednak znaleźć mogiłę pisarza, jeśli nie ma się żadnej informacji, gdzie szukać. Ja skorzystałam z mapki zamieszczonej tu: grób Gombrowicza. Poniższe zdjęcia, przybliżą Wam lokalizację.


Po wejściu główną bramą na cmentarz, przechodzimy "rondo" prawą stroną i idziemy do końca, aż zacznie się niższy taras. Wtedy kierujemy się w lewo i szukamy żółtego domu, przylegającego do muru cmentarza. Po drugiej stronie tego muru, zaraz przy nim, leży Gombrowicz.


Jasny grób, położony między żywopłotem a ciemnymi grobami, jest widoczny z daleka. Byłam tam  ponad rok temu. Wyglądał na nieco zapomniany. Myślę jednak, że w rocznice śmierci czy urodzin pisarza, ktoś o nim tam pamięta. 


Będąc w Vence warto wybrać się jeszcze chociażby do katedry pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Narodzenia z IV wieku n.e., gdzie znajdziemy mozaikę Marca Chagalla z 1911 roku.


Sama świątynia jest maleńka, ale kiedyś była tu siedziba biskupstwa. Marc Chagall ozdobił ją piękną mozaiką. Artysta ten jest pochowany niedaleko Vence w miejscowości Saint-Paul-de-Vence.


Na koniec zwierzę Wam się z pewnej przygody. Otóż wracając z Vence autobusem do Nicei, gdzie mieliśmy nocleg, zauważyliśmy już na przystanku pewnego pana. Przypomina Wam kogoś?


Szkoda, że był w okularach przeciwsłonecznych, ale układ twarzy, nos, usta... Mina...


Gombrowicza, nieprawdaż? Porównajcie choćby z tym zdjęciem:)


Tak to właśnie nie mogliśmy rozstać się z pisarzem... a może on z nami? Za kilkanaście dni przypada 115. rocznica jego urodzin. Będzie więc o nim mowa w następnym poście. Zapraszam.

piątek, 12 lipca 2019

Florencja okiem Słowackiego

Polskich literatów odwiedzających stolicę Toskanii było mnóstwo. Wymienię tylko Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Zygmunta Krasińskiego Cypriana Norwida, Marię Konppnicką, Stefana Żeromskiego, Władysława Reymonta, Jarosława Iwaszkiewicza.
Nie sposób w jednym poście (ani nawet w kilku) opisać wszystkich polskich śladów, skupimy się więc dziś na jednym. Podążymy tropem Juliusza Słowackiego.

Widok na Florencję z placu Michała Anioła


Poeta zawitał do Florencji 17 lipca 1837 roku, wracając z Ziemi Świętej. Miał zamiar pozostać w tym mieście kilka miesięcy, ale zeszło mu półtora roku. Przebywało tam kilkoro jego znajomych, między innymi Antonina, Herman i Józef Potoccy, Zenon Brzozowski, a także Bernard Zaydler, który znalazł mu mieszkanie przy via dei Bianchi nr 4216 (obecnie 7).
Miał do dyspozycji dwa pokoje za 27 franków miesięcznie. W sierpniu pisał do matki, że mieszkanie jest śliczne i zmieścił się nawet fortepian, który kupił i gra na nim po kilka godzin dziennie. Ulubionym jego miejscem spacerowym był teren wokół katedry. "Nieraz marzę sobie, że tak chodził po tych kamieniach zamyślony Dante" - zwierzał się matce.

Katedra Santa Maria del Fiore

Odwiedzał także pusty grób Dantego w kościele Santa Croce. Więcej o pisarzu i jego grobach tu: Florencja Dantego.  W tym samym sierpniowym liście do Salomei Słowackiej pisał: "Ładna, bardzo ładna Florencja - a jednak smutno mi w niej".

Kościół Santa Croce

Znajomi dotrzymywali mu towarzystwa. Z Potockimi i Zenonem Brzozowskim jeździł po okolicach Florencji. Bernard Zaydler zaproponował mu nawet mieszkanie u siebie przy via della Scala 4307 (obecnie 65). Poeta był bardzo szczęśliwy: "... będę miał ładny salonik z tarasem i statuami, sypialny pokoik ciepły, bo na południe, i małe obserwatorium, to jest wieżyczkę, nazywaną belwederem, w której jest mała stancyjka z oknami na cztery strony świata, z najpiękniejszym widokiem na wszystkie góry Toskanii i na wszystkie gwiazdy nad Toskanią świecące" - relacjonował matce w październiku 1837 roku. Dziś na tym budynku jest tablica pamiątkowa.


Kamienica przy via della Scala 65, w której mieszkał Słowacki

Odwiedzał muzea, zwłaszcza Galerię Uffizi, gdzie zachwycał się rzeźbą Wenus Medycejskiej. Widział także słynnego Dawida Michała Anioła na Piazza della Signoria. Od 1873 oryginał znajduje się w Gallerii dell’Accademia, a na placu można podziwiać wierną kopię. 

Piazza della Signoria

Jest we Florencji jeszcze jedna kopia Dawida. Znajduje się pod drugiej stronie rzeki Arno na placu Michała Anioła. Plac ten, położony na wzgórzu San Miniato, stanowi doskonały punkt widokowy na stolicę Toskanii. Jest tam duży bezpłatny parking. Najlepiej przyjechać wieczorem i podziwiać zachód słońca.

Kopia Dawida Michała Anioła na placu imienia rzeźbiarza

Ciekawe czy Juliusz Słowacki tam dotarł. Być może oglądał panoramę Florencji z którąś z dam. Miał tam bowiem niezwykłe powodzenie. Jedna Włoszka nawet mu się oświadczyła. Inna, zwana przez niego w listach Fornaliną, zawróciła w głowie poecie do tego stopnia, że przez chwilę rozważał osiedlenie się na dłużej w tym mieście.

Widok na Florencję z placu Michała Anioła

Tutaj poznał także Aleksandrę Moszczeńską. Ojciec panny był nawet przychylny poecie i widział w nim swego przyszłego zięcia, ale ten w porę się wycofał. Pisał o domu Moszczeńskich, że jest napełniony "zimną atmosferą złota", a o samej pannie, że lepiej umrzeć niż żyć z taką skałą. O tym jest jeden z dwóch sonetów poświęconych Aleksandrze, które napisał jesienią 1838 roku.

Rzeka Arno we Florencji

Dwudziestodwuletnia panna Moszczeńska utopiła się w rzece Arno. Niestety nie znalazłam nigdzie okoliczności ani przyczyny jej śmierci. Pochowana jest w kościele Santa Croce, o czym pisałam tu: Santa Croce
Z Florencją związana jest także zagadkowa znajomość Słowackiego z Charlottą Bonaparte, bratanicą Napoleona I, wdową po bracie późniejszego cesarza Francuzów Napoleona III. Nasz poeta poznał ją pod koniec 1837 roku i zaczął bywać w jej florenckim buduarze, o czym nie omieszkał zawiadomić swej matki. Latem 1838 roku Charlotta zaszła w ciążę, ale dziecko urodziło się martwe, a ona także wkrótce zmarła. Została pochowana w kościele Santa Croce.

Nagrobek Charlotty Bonaparte w kościele Santa Croce

Wiadomo, że ojcem dziecka był jakiś Polak. Czyżby Słowacki? Niektórzy historycy literatury sądzą, że tak. Z Florencją więc związany byłby jedyny chyba przypadek ojcostwa naszego poety. Jak wiemy, wolał płodzić teksty niż potomstwo, choć stolica Toskanii sprzyjała jednemu i drugiemu. Pracował wówczas nad Anhellim, Trzema poematami (W Szwajcarii, Ojciec zadżumionych, Wacław) oraz Poemą Piasta Dantyszka.
Czy wiedział o dziecku Charlotty, która opuściła Florencję, gdy ciąża zaczęła być widoczna? Czy wyjeżdżając z tego miasta 10 grudnia 1838 roku do Paryża miał świadomość, że będzie ojcem? Tego się już pewnie nie dowiemy...

wtorek, 2 lipca 2019

Wyjątkowość bazyliki Santa Croce


Zapowiadałam w poprzednim poście, że wrócę do florenckiej bazyliki, żeby opowiedzieć Wam o znajdujących się w niej nagrobkach sławnych ludzi. Oprócz pustego grobu Dantego (patrz post sprzed tygodnia), znajdziemy tam sarkofagi Michała Anioła, Galileusza, Machiavellego, a także kilkoro Polaków. Ale po kolei.

Bazylika Santa Croce we Florencji

Przed świątynią wita nas wielki pomnik Dantego. Między nim a kościołem (czyli po lewej stronie budynku) widać kolejkę po bilety, ale nie zrażajcie się, choć długa, staliśmy tylko 10 minut. Nie wchodzi się głównymi drzwiami, ale właśnie z lewej strony (a wychodzi z prawej). Organizacja jest bardzo sprawna, a obsługa miła.

Wnętrze bazyliki

Kiedy już znajdziemy się w środku, warto popatrzeć na otrzymaną razem z biletami mapkę. Bez niej także znajdziemy główne grobowce, ale polskich już niekoniecznie. Dobrze jest się nie spieszyć i poświęcić na zwiedzanie więcej niż godzinę, bo łatwo przeoczyć ważne rzeczy.

Ołtarz główny

Na przykład znajdującą się po prawej stronie ołtarza malutką kapliczkę, gdzie spoczął Galileusz. Choć dziś ma wielki pomnik naprzeciwko nagrobka Michała Anioła, początkowo pochowano go w małej niszy pod dzwonnicą. Jest tak wąska, że nie można zrobić dobrego zdjęcia.

kaplica Galileusza

Pogrzeb Galileusza odbył się po cichu, aby władza kościelna nie wydała zakazu pochowania uczonego w poświęconej ziemi. Wiemy przecież o jego konflikcie z Watykanem z powodu głoszenia nauki Kopernika. Co prawda Galileusz dostosował się do zaleceń papieża, ale nie wyzbył się podejrzeń o herezję. Zrehabilitował go dopiero Jan Paweł II w 1992 roku, czyli 350 lat po śmierci astronoma. Zatem ciało Galileusza spoczęło w małej krypcie. Nie chciał się z tym pogodzić Vincenzo Viviani, który rozumiał, że złożenie szczątków uczonego w godnym ich grobie byłoby jednoznaczne z uznaniem doniosłości jego badań. 

Miejsce, gdzie pierwotnie był pochowany Galileusz

Do końca życia Viviani starał się o wybudowanie dużego grobowca, ale nie doczekał tej chwili. Musiało upłynąć prawie sto lat od śmierci Galileusza, aby 12 marca 1737 r. jego zwłoki zostały ekshumowane i przeniesione do prawie już ukończonego grobowca. Uroczyste odsłonięcie nastąpiło kilka miesięcy później - 6 czerwca. Pierwotnie miały widnieć trzy rzeźby - alegorie Astronomii, Geometrii i Filozofii. Z tej ostatniej jednak zrezygnowano, na wyraźne życzenie hierarchów Kościoła. Burzyło to symetrię ze stojącym naprzeciwko grobowcem Michała Anioła, ale było konieczne, aby postać Filozofii nie została odczytana jako aluzja do istoty badań Galileusza.

Obecny grób Galileusza

Nie przypadkiem bowiem nagrobek astronoma nawiązuje do monumentu Michała Anioła. Jego twórcy podkreślali, że Galileusz urodził się w roku (a nawet miesiącu) śmierci malarza i należy połączyć upamiętnienie obu wielkich Toskańczyków. Początkowo uważano nawet, że Galileo Galilei urodził się w dniu śmierci Buonarrotiego (teraz podaje się datę urodzenia wcześniejszą o trzy dni). Warto wspomnieć jeszcze jedną analogię miedzy dwoma wybitnymi Toskańczykami: przeniesienie szczątków do nowego grobu odbyło się 12 marca o godzinie 18.00. Ciało Michała Anioła (sprowadzone potajemnie z Rzymu, gdzie zmarł) złożono uroczyście w tym samym kościele również 12 marca o 18.00. 

Nagrobek Michała Anioła

Na nagrobku projektu Giorgio Vasariego, przedstawione są personifikacje trzech sztuk (od lewej Malarstwo, Rzeźba, Architektura). Ponad nimi umieszczone zostało popiersie artysty. Znak trzech nachodzących na siebie kół ilustruje tezę Michała Anioła, iż podstawą jego wszechstronności była umiejętność rysunku.

Grobowiec Machiavellego w remoncie.

Kolejny nagrobek wart zobaczenia został niestety zasłonięty, gdyż wykonywane są na nim prace renowacyjne. Tu spoczywa Niccolò Machiavelli, autor traktatu o sprawowaniu władzy pt. Książę. Najkrócej rzecz ujmując, da się wyłożoną tam ideę streścić w jednym zdaniu Machiavellego: "cel uświęca środki". Pisarz przez całe życie był związany z Florencją. Tu się urodził, wykształcił, mieszkał i zmarł. Miał też epizod "dantejski", gdyż podobnie jak autor Boskiej komedii, został wygnany z Florencji z powodów politycznych. Zdążył jednak wrócić siedem lat przez śmiercią. 


Odnowiony nagrobek Machiavellego będzie można podziwiać już niedługo, na razie musi wystarczyć jego zdjęcie, które powieszono na rusztowaniu.
Przejdźmy zatem do kaplicy Salvatich, gdzie zobaczymy między innymi grobowiec Zofii Zamoyskiej, córki Izabeli Czartoryskiej. Arystokratka zmarła w 1837 we Florencji, do której udała się na leczenie gruźlicy.  Nazywana jest "matką rodu Zamoyskich", ponieważ urodziła dziesięcioro dzieci, w tym siedmiu synów. Pisałam o niej tu: Kozłówka


Nagrobek Zofii Zamoyskiej

Dla zwiedzających, nie wiem czemu, kaplica ta jest niedostępna. Na szczęście pan z obsługi był tak miły, że wpuścił rodaków hrabiny. Nie mogliśmy się tam zatrzymać zbyt długo. Kopię tego nagrobka można podziwiać w kaplicy pałacowej w Kozłówce.


W tej samej kaplicy jest również nagrobek Zofii z Kickich Cieszkowskiej (drzwi tego grobowca rzeźbił Teofil Lenartowicz, który także zmarł we Florencji, ale jest pochowany w krakowskiej Krypcie Zasłużonych na Skałce). Była ona matką filozofa i ekonomisty Augusta Cieszkowskiego. Osierociła go zaledwie cztery lata po urodzeniu. Wtedy ojciec oddał go pod opiekę wychowawczyni Zygmunta Krasińskiego (a wcześniej Napoleona), baronowej de la Haye.

Kaplica Salvatich

Bardzo ciekawy jest grobowiec tej młodziutkiej hrabiny, który według jednych jest "bramą śmierci", wg innych "bramą Życia Wiecznego". Szczegółowy opis znajdziecie pod tym linkiem: nagrobek Cieszkowskiej

Grobowiec Zofii Cieszkowskiej

Koniecznie trzeba jeszcze zajrzeć do kaplicy Castellanich, gdzie znajduje się grobowiec polskiego malarza Michała Bogoria-Skotnickiego, a także autora mojego ukochanego poloneza  - Michała Kleofasa Ogińskiego. Podejrzewa się go nawet o autorstwo melodii do naszego hymnu narodowego, bowiem kompozytor w 1797 r. posłał generałowi Dąbrowskiemu podobnie nazwany utwór Marsz dla Legionów. Nie wszystkich przekonuje informacja, że melodia Mazurka Dąbrowskiego była wzięta z pieśni ludowej.

kaplica Castellanich

Niektórzy sądzą, że autorem wspomnianego przeze mnie poloneza a-moll Pożegnanie Ojczyzny nie był Michał Kleofas, ale kuzyn jego ojca Michał Kazimierz Ogiński. W każdym razie wszystko zostaje w rodzinie, a dla mnie zawsze ten polonez będzie najładniejszy, mimo niewątpliwego uroku tego, który został skomponowany przez Wojciecha Kilara do ekranizacji Pana Tadeusza w reżyserii Andrzeja Wajdy.

Nagrobek Michała Kleofasa Ogińskiego

Także z wdzięcznością przypatrywałam się popiersiu Ogińskiego w kaplicy Castellanich. Gdzieś obok miała być pochowana Aleksandra Moszczeńska, młodo zmarła ukochana Juliusza Słowackiego. Długo szukałam jej nagrobka i pewnie bym nie znalazła, gdyby nie życzliwa obsługa. Okazało się, że trzeba zejść na dziedziniec i stamtąd udać się do podziemnej galerii.

Galeria w krużganku bazyliki

Epitafium hrabianki jest ostatnie po prawej stronie, tuż przy wyjściu. Miała tylko 22 lata, ale nigdzie nie mogę znaleźć przyczyny jej śmierci. Podobno utonęła w rzece Arno. Czy było to samobójstwo? Chyba nie z rozpaczy po Słowackim? Biograf poety, prof. Zbigniew Sudolski milczy na ten temat. 

Płyta nagrobna Aleksandry Moszczeńskiej

Widzimy zatem, że kościół Santa Croce (Świętego Krzyża) jest wart odwiedzenia. Najlepiej przeznaczyć na niego kilka godzin.

Dziedziniec bazyliki

Wrócimy jeszcze do Florencji, bo przecież nic nie pisałam o pobycie w niej polskich literatów.