Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Henryk Sienkiewicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Henryk Sienkiewicz. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 maja 2023

Rocznicowo: Sienkiewicz

Henryk Sienkiewicz dziś skończyłby 177 lat. Wśród wielu rzeczy, które mu zawdzięczamy, jest opis jednej z nielicznych wielkich zwycięskich bitew naszego oręża. Mowa oczywiście o tej pod Grunwaldem. 

Sienkiewicz bardzo chciał zobaczyć na własne oczy pola Grunwaldu. Wybierał się tam w 1899 roku, kiedy pisał powieść Krzyżacy. Nie uzyskał jednak pozwolenia wjazdu na teren Mazur. Pamiętajmy, że w czasie zaborów podróżowanie po ziemiach dawnej Polski było mocno ograniczone i wiązało się z otrzymaniem zgody zaborców. Sienkiewicz jako znany już wtedy pisarz i patriota takowej nie dostał. Musiał zatem użyć siły wyobraźni oraz posilić się dostępnymi źródłami, w tym kroniką Jana Długosza, żeby stworzyć scenę bitwy w swoim dziele. Oddajmy zatem głos mistrzowi. Wszystkie cytaty pochodzą z powieści Krzyżacy.

„Tymczasem armia niemiecka, zstępując z wolna z wyniosłej równiny, minęła Grunwald, minęła Tannenberg i zatrzymała się w zupełnym bojowym szyku w połowie pola. Z dołu, z polskiego obozu, widać było doskonale groźną ławę olbrzymich, zakutych w żelazne zbroje koni i rycerzy. (…) Król zjechał właśnie z nadbrzeża jeziora i udał się na lewe skrzydło do polskich chorągwi, gdzie miał pasować całą gromadę rycerzy, gdy nagle dano mu znać, iż dwóch heroldów zjeżdża od krzyżackiego wojska”.

„– Mistrz Ulryk – rzekł pierwszy herold – wzywa twój majestat, panie, i księcia Witolda na bitwę śmiertelną i aby męstwo wasze, którego wam widać brakuje, podniecić, śle wam te dwa nagie miecze. 

To rzekłszy, złożył miecze u stóp królewskich. Jaśko Mążyk z Dąbrowy wytłumaczył jego słowa królowi, ale ledwie skończył, wysunął się drugi herold z gryfem na tarczy i tak przemówił: 

– Mistrz Ulryk kazał wam też oznajmić, panie, iż jeśli skąpo wam pola do bitwy, to się z wojskami wam ustąpi, abyście nie gnuśnieli w zaroślach. 

Jaśko Mążyk znów przełożył jego słowa i nastała cisza (…). Ostatnie nadzieje Jagiełły rozwiały się jak dym. (…) Więc wzniósłszy załzawione oczy do góry, tak odrzekł: 

– Mieczów ci u nas dostatek, ale i te przyjmuję jako wróżbę zwycięstwa, którą mi sam Bóg przez wasze ręce zsyła. A pole bitwy On także wyznaczy. Do którego sprawiedliwości ninie się odwołuję, skargę na moją krzywdę i waszą nieprawość a pychę zanosząc – amen. (…)

Bitwa miała lada chwila rozciągnąć się i rozpalić na całej linii, więc polskie chorągwie Śpiew poczęły śpiewać starą bojową pieśń świętego Wojciecha. Sto tysięcy pokrytych żelazem głów i sto tysięcy par oczu podniosło się ku niebu, a ze stu tysięcy piersi wyszedł jeden olbrzymi głos do grzmotu niebieskiego podobny:

Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja! 

Twego syna gospodzina, Matko zwolena, Maryja,

 Zyszczy nam, spuści nam… 

Kiryjelejzon!… (…)

Echo powtórzyło w odpowiedzi: »Kiryjelejzooon!« – a tymczasem na prawym skrzydle wrzała już bitwa zacięta i zbliżała się ku środkowi coraz bardziej”.


„Leciały w górę skry skrzesane żelazem, złamki drzewców, proporce, pióra strusie i pawie. Kopyta rumaków obsuwały się po krwawych leżących na ziemi pancerzach i trupach końskich. Kto padł ranny, tego miażdżyły podkowy. (…) Jednakże setki, a potem tysiące rycerzy zaległy z obu stron ziemię, aż wreszcie pod razami zaciekłych Polaków poczęła się chwiać niemiecka nawała (…) Bitwa zmieniła się w rzeź i pościg. Kto nie chciał się poddać, zginął. Wiele bywało w owych czasach na świecie bitew i spotkań, ale nikt z żywych ludzi nie pamiętał tak straszliwego pogromu. (…) Zakon krzyżacki leżał oto pokotem u stóp króla, ale cała potęga niemiecka zalewająca dotychczas jak fala nieszczęsne krainy słowiańskie rozbiła się w tym dniu odkupienia o piersi polskie”.


Tak pięknego opisu krwawej bitwy dostarczyć nam umiał chyba tylko Sienkiewicz. Korzystają z niego twórcy corocznej inscenizacji, którą organizuje się na polach Grunwaldu w sobotę poprzedzającą datę tej walki z krzyżakami. Wydarzenie ogląda ponad trzydzieści tysięcy osób. Mnie też było dane znaleźć się w tym gronie. Zachwyca rozmach przedsięwzięcia, stroje, umiejętności współczesnych rycerzy. Zabrakło chyba tylko tej zaciętości walki. Ktoś, kto miał w pamięci dynamikę i krwawość scen Sienkiewiczowskich, musiał poczuć rozczarowanie. No cóż, to tylko inscenizacja, a więc bezpieczeństwo aktorów i widzów jest najważniejsze… Myślę jednak, że Sienkiewicz cieszyłby się, widząc współczesną inscenizację bitwy pod Grunwaldem.


Więcej podróży śladami Sienkiewicza znajdą Państwo w mojej książce.

środa, 11 stycznia 2023

Sienkiewicz o Konstantynopolu

Kiedy byłam w Stambule kilka lat temu, nie szukałam śladów Henryka Sienkiewicza i pewnie takowych tam nie ma. Ale natknęłam się ostatnio na cudowne opisy tego miasta (zwanego jeszcze za czasów noblisty Konstantynopolem) i zachwyciły mnie do tego stopnia, że chcę się z Wami nimi podzielić. 

Błękitny meczet

W 1886 roku Sienkiewicz z kolegami: Antonim Zaleskim i Kazimierzem Pochwalskim udali się w podróż do Turcji, Grecji i Włoch. Z tej wyprawy powstał później krótki utwór zatytułowany, co prawda, Wycieczka do Aten, ale zawierający między innymi również wrażenia ze Stambułu. I dziś o nich właśnie. 

Cieśnina Bosfor

"Wyjeżdżając ze Stambułu do Aten, na francuskim statku Donnaï, miałem przed sobą najpiękniejszy widok, jaki w świecie mieć można. (...) Pobliski brzeg azyatycki zalany był światłem; Bosfor i Złoty Róg wyglądały, jak olbrzymie ogniste wstęgi, a Pera, Galata i Stambuł, ze swemi wieżami, z kopułami i minaretami meczetów, tonęły w złocie i purpurze."

Zachód słońca w Stambule

"Konstantynopol jest jedną z lepszych ostoi morskich w Europie, to też u stóp tego miasta, panującego ze stromych wiszarów dwom morzom, roi się drugie miasto — okrętów. Jak nad tamtem minarety, tak nad tem sterczą maszty — nad niemi zaś tęcza chorągwi. I nie jest ono mniej gwarne. Tu, jak tam, mieszanina języków, ras, barw skóry, strojów. Ujrzysz tu wszystkie typy, jakie tylko zamieszkują przyległe trzy części świata, począwszy od Anglików, skończywszy na półdzikich mieszkańcach Azyi mniejszej, którzy ściągnęli do stolicy, aby jako „kaidży“ zarabiać na kawałek chleba."

"Ni Neapol, ni żadne inne miasto w świecie, nie może się równać z tą przepyszną panoramą. (...) Chwilami zdawało się, że cały gród zaczarowanych pałaców wisi w powietrzu, to znów byłem pod wrażeniem takiego majestatu, ogromu i potęgi, jak gdyby z tego miasta dotychczas jeszcze szedł strach na całą Europę i jakby w wieży Seraskieratu dziś, tak samo jak ongi, ważyły się losy świata."

Więcej o podróżach Henryka Sienkiewicza po Europie i dalej znajdą Państwo w książce, ilustrowanej zdjęciami z moich podróży, którą można zamawiać z dedykacją, pisząc maila na az44@wp.pl

wtorek, 15 listopada 2022

Ateny okiem Sienkiewicza

Dziś przypada 106. rocznica śmierci Henryka Sienkiewicza. Za oknem zimno, przenieśmy się zatem do słonecznej Grecji, żeby zobaczyć, jakie wrażenie zrobiły na pisarzu Ateny. Był w tym mieście przy okazji większej podróży, którą odbył w 1885 roku. Razem z dziennikarzem Antonim Zaleskim i malarzem Kazimierzem Pochwalskim zwiedził wtedy nie tylko Grecję, ale też Włochy i Turcję.

Kika fragmentów wspomnień Sienkiewicza opublikowanych w 1905 roku pod tytułem Wycieczka do Aten pokaże, jak pisarz zapamiętał stolicę Grecji.

"Naprzód, to nieprawda, że w Atenach widzi się o tyle zieloność, o ile podadzą sałatę na obiad. Może właśnie dlatego, że w kraju jej mało, miasto wysiliło się, aby swoje ulice i place ocienić drzewami. Wjeżdżałem do miasta koło Akropolu i Olimpijonu, przez bulwar panhelleński, który jest jedną zieloną wstęgą. Pieprzowe drzewa, o jasno-zielonych delikatnych listkach, przypominają wierzby płaczące i nadają tej drodze wiosenny, majowy pozór. Wszędy widzisz ogrody, w nich palmy, czarne dęby, kaktusy i aloesy. Prawda, że wszystko to okryte jest szarym pyłem, idącym od skał i ruin, jakby te umarłe zabytki chciały mówić każdej żyjącej istocie: „prochem jesteś i w proch się obrócisz“ — można tu jednak już dziś znaleźć wszędzie cień i chłód".

"Zresztą miasto jest jasne, schludne i zupełnie europejskie, ale budujące się pod łatwo zrozumiałym wpływem i na wzór dawnych porządków architekturalnych greckich, co mu nadaje pyszny pozór. Wszędzie spostrzegasz kolumny doryckie, jońskie i korynckie; fryzy, które począł rzeźbić człowiek, a dorzeźbia słońce".

"Idzie się wężowatą drogą, pod górę, zarośniętą agawami i kaktusami. Przed sobą i nad sobą widzisz tylko olbrzymi mur, szary, pokruszony, który częściowo tylko jest zabytkiem helleńskim, częściowo zaś wznosili go łacinnicy, lub nawet Turcy. Z poza zrębu wyglądają trójkątne szczyty i wydłużone przecznice świątyń. Pusto było, gdym szedł; naokoło ani żywej duszy, bo godzina była południowa i upał, pomimo, iż poczęły się już pierwsze dnie listopada. W bocznej bramie drzemie stary weteran, mijasz go, przechodzisz obok domu, przy którym nagromadzono stosy marmurowych obłamków. Droga zakręca się raz jeszcze, wchodzisz schodami na górę i jesteś w Propyleach, przez które obejmujesz okiem całe szczytowe płaskowzgórze".

"W pierwszej chwili również wszystko ci jedno, że Parthenon jest zbudowany w czystym stylu doryckim, Erechteion i Nike Apteros są jońskie, a w Propyleach znajdują się kolumny obydwóch porządków. Wiedziałeś to już przed przybyciem do Aten. Tu wieje na cię przede wszystkiem ogólny duch, a raczej gieniusz dawnej Hellady — i tchnienia tego rozpraszać, ani analizować nie chcesz".

"Atena umiała też sobie wybrać miejsce na stolicę, bo cóż to za tło dla tych świątyń i posągów! Z jednej strony widać morze, które w tem przeźroczem powietrzu wydaje się tuż; z drugiej całą Attykę, jak na dłoni: góry Hymetu, dalej Pentelikon, na północ Parnes, a ku południo-zachodowi, ku cieśninie salamińskiej, Dafni. Nad wszystkiem niebo ciągle pogodne i orły, których krakanie przerywa do dziś dnia ciszę na Akropolu".

"W samem mieście i w jego okolicach jest jeszcze nieco zabytków godnych uwagi, jako to: stoa Adriana, stoa Attala, Agora, wieża wiatrów, mała kapliczka Lisikrata, łuk Adriana i pomnik Filopaposa, wreszcie odkryty przed niedawnemi czasy cmentarz Hagia Triada, na którym można widzieć kilka pięknych, nawet bardzo pięknych grobowców. Ale nie usiłuję dać opisu ruin, zdaję tylko sprawę z wrażeń, więc zatrzymałem się głównie na Akropolu, który najsilniej przemawia do duszy, bo streszcza w sobie wszystko, co najpiękniejszego wydała cywilizacya helleńska w zakresie sztuki plastycznej i całą potęgę greckiego gieniuszu." (pisownia oryginalna)

 "...bądźmy pewni, że gdyby nie owo olbrzymie credit, które na rachunek Grecyi zapisała cywilizacya, gdyby nie jej sława i czyny, gdyby nie pieśni Homera, nie wspomnienia Maratonu i Salaminy, nie te ruiny akropolskich arcydzieł, baszowie do tej pory mieliby swoje haremy w Erechteionie, a ze szczytów Akropolis powiewałaby chorągiew proroka. Więc gdy powiem, że Grecyę dzisiejszą odbudowali Homer, Milcyades, Leonidas, Temistokles, Fidias, Perikles i inni bohaterowie lub gieniusze tej miary, nie będzie to figurą retoryczną, ale dziejową prawdą. Pracując dla sławy swego narodu, pracowali, nie wiedząc o tem, dla jego odrodzenia — i tacy nieśmiertelni agenci sprawili, że Grecya żyje".

Jeśli ktoś chciałby zobaczyć miejsce, gdzie 106 lat temu zmarł Henryk Sienkiewicz, zapraszam pod ten link:  http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/search/label/Vevey

środa, 5 października 2022

Krakowskie ślady Sienkiewicza

Dawna stolica Polski to ukochane miasto Henryka Sienkiewicza. Pisarz odwiedzał Kraków kilkadziesiąt razy, po raz pierwszy prawdopodobnie w 1869 roku, kiedy jako guwerner w domu państwa Woronieckich spędził z tą rodziną kilka tygodni w Szczawnicy i okolicach. Przez Kraków właśnie wiódł wtedy trakt z Królestwa do górskich uzdrowisk. Kolejny raz odwiedził miasto Kraka w 1875 roku, jadąc z Warszawy do Lwowa. 

Po ślubie z Marią Szetkiewiczówną w 1881 roku częstotliwość bywania w Krakowie zwiększyła się znacznie, bowiem siostra Marii – Jadwiga zamieszkała w tym mieście po wyjściu za mąż za profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Edwarda Janczewskiego. Adresy państwa Janczewskich zmieniały się, najpierw była to kamienica przy ul. Karmelickiej 31, potem przy ul. Studenckiej 11, a od roku 1891 przy Wolskiej 16 (dziś Józefa Piłsudskiego). Sienkiewicz jednak nie lubił zatrzymywać się u rodziny żony. Wolał nie sprawiać kłopotu i mieszkać w hotelu. Codziennie jednak bywał u Janczewskich na obiedzie lub herbacie. 

Najczęściej zatrzymywał się w Hotelu Saskim, czasami w Hotelu Pollera lub w Grand Hotelu. Z tym ostatnim związana jest pewna historia, opisana przez Adama Grzymałę Siedleckiego. Otóż w książce „Niepospolici ludzie” w dniu swoim powszechnym wspomina on, że spotykał się z Sienkiewiczem w kawiarni Grand Hotelu przy ulicy Sławkowskiej, gdzie codziennie o dziesiątej rano pisarz miał zwyczaj zamawiać specjalną „kawusię ze śmietanką”. 

W Krakowie właśnie postanowiono uczcić jubileusz 25-lecia pracy literackiej Sienkiewicza. Przypadał on na rok 1897, kiedy to przygotowywano się do obchodów setnej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza. Autor „Trylogii” nie chciał swoim jubileuszem zakłócać „czasu Mickiewiczowskiego, w którym wszystkie nasze siły i środki powinniśmy poświęcić sprawie pomnika dla największego naszego twórcy” – jak pisał w liście do Michała Radziwiłła w kwietniu 1897 roku. Sam był jednym z kilkunastu członków Komitetu Budowy Pomnika Mickiewicza i to on zdecydował o lokalizacji monumentu na krakowskim Rynku Głównym. Nie wziął jednak udziału w jego odsłonięciu w czerwcu 1898 roku, żeby swoją osobą nie zakłócać uroczystości. Chciał, aby cała uwaga krakowian i zgromadzonych gości skupiła się na wieszczu i jego najstarszych dzieciach – Marii i Władysławie, którzy przybyli z Paryża. 


Odłożony jubileusz Sienkiewicza odbył się w Krakowie już na początku roku 1900. W poniedziałek 19 lutego w Teatrze Miejskim (dzisiejszym Teatrze im. Juliusza Słowackiego) zainaugurowano krakowskie uroczystości jubileuszowe, jednak sam jubilat nie był na nich obecny, usprawiedliwiając się chorobą. Żałował tego, czytając w prasie doniesienia o odczytach wygłoszonych wtedy na jego cześć. Zdał sobie sprawę, że sprawił krakowianom wielki zawód i postanowił im to zadośćuczynić. Dwa miesiące później, w kwietniu 1900 roku, przyjechał do Krakowa, aby przed obrazem Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” odczytać właśnie napisane zakończenie „Krzyżaków”, czyli opis tej bitwy. Dzieło mistrza Jana wisiało wówczas w Sukiennicach i tam właśnie odbył się godzinny odczyt. Sala była wypełniona po brzegi, a cały dochód z tego spotkania pisarz ofiarował na Dom Matejki. 

Dom Jana Matejki

Zwieńczeniem uroczystości jubileuszowych było przyznanie Sienkiewiczowi doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego w 500. rocznicę odnowienia uczelni. Widzimy więc, że pisarz miał za co kochać Kraków. 
Więcej informacji na ten temat (i zdjęć) znajdą Państwo w mojej drugiej książce z cyklu „Podróże literackie”.



środa, 14 września 2022

Różany weekend

W miniony weekend wybrałam się do Kutna na Festiwal Róż. Lubię te kwiaty, jak zresztą prawie wszystkie, a odkąd mam działkę, szukam roślin, które by ją ozdobiły. Róże nadają się do tego idealnie. Nie jest to może temat na ten blog, ale można go powiązać z literaturą. Wszak róży w poezji i prozie ci u nas dostatek, jakby powiedział Sienkiewicz (którego zresztą w Kutnie "spotkałam", o czym za chwilę). 


Park Traugutta w Kutnie przez trzy dni tonął w różach. Chciałoby się powiedzieć: pachniał różami, ale nie byłaby to prawda, bo większość współczesnych róż nie pachnie 😞 


Pomiędzy nimi stoi pomnik Bolesława Wituszyńskiego, który w latach 50. XX wieku założył gospodarstwo ogrodnicze znane później nie tylko w kraju, ale i za granicą. Wyhodował cztery własne odmiany róż, które nazwał: Kutno, Marylka, Kopernik, Leszek. Ta ostania na cześć syna, z którym zainicjował kutnowskie wystawy róż. Obaj ukwiecali parki, skwery i ronda. Dzisiejsze święto róży kontynuuje rozpoczętą przez nich tradycję. 


Krzewów było tyle, że nie wiedziałam, na co się zdecydować. Ostatecznie wybrałam trzy drobnokwiatowe, rabatowe, z których pożytek mają pszczoły. Róże bowiem nie wydzielają nektaru, ale z niektórych pszczoły mają pyłek. 


Spośród wszystkich mi znanych wierszy o różach, wybrałam zapomniany barokowy utwór Daniela Naborowskiego, którego kunszt niezmiennie podziwiam. Wiersz jest bardzo długi, więc ograniczę się do fragmentów:


Godna rymu jest róża: sam Tytan, gdy wschodzi,
 różaną twarz podaje, lubo też zachodzi,
 różane lice kryje w oceańskie morze;
 różane są tak ranne, jak wieczorne zorze (...)
 Róża nam wyraziła nasze krótkie lata,
 bo z słońcem na świat wschodzi, z słońcem schodzi z świata,
 i w to nieunoszone zwierciadło patrzajcie,
 a czasu – póki płynie – radzę, zażywajcie;
 potem godzina minie. Gdy kwiatu nie stało,
 starej twarzy już będzie z paciorki przystało.
 Że między ciernie roście, ma róża przyganę,
 skąd, chciwie ją szczypiącym, czyni w palcu ranę;
 lecz próżno – tak mieć chciała bogini miłości,
 aby żółć przymieszana była do słodkości
 i rozkosz sama nigdy, lecz z troską na poły:
 tak miód wespół i żądło mają w sobie pszczoły. (...)


Nie tylko pszczoły mają z róż pożytek. Oprócz piękna, dostarczają nam płatków, które można dodawać do kosmetyków, a nawet lemoniady. Intrygujący smak, powiedziałabym...


Na kutnowskim placu Wolności, zwanym od niedawna betonozą, ze względu na ilość wylanego tam betonu i znikomej ilości zieleni, zobaczymy ciekawą ekspozycję. Sto jedenaście postaci, miejsc i faktów związanych z Kutnem umieszczono na największej ponoć infografice historycznej na świecie. 


I tu właśnie spotkałam Henryka Sienkiewicza 😃 Pisarz gościł w Kutnie w 1904 roku, czyli jeszcze przed otrzymaniem Nagrody Nobla, ale już jako znany autor większości swoich dzieł. Na ekspozycji widzimy go obok Feliksa i Walentyny Mniewskich, właścicieli Kutna, zasłużonych dla tego miasta. 


Powiedzieć, że kocham Kutno, to byłaby przesada. Ale mam tam przyjaciół, do których chętnie wracam. Oni zapewne kochają swoje miasto, no może lubią 😉

wtorek, 15 lutego 2022

Sienkiewicz w Puszczy Białowieskiej

Nasz noblista odwiedził Puszczę Białowieską we wrześniu 1882 roku. Pojechał tam na zaproszenie Zygmunta Glogera, a towarzyszyli mu dwaj byli powstańcy styczniowi: rzeźbiarz, kamieniarz – Julian Markowski oraz rysownik, ilustrator Michał Elwiro Andriolli. Wrażenia z pobytu opisał w dziełku pod tytułem "Z Puszczy Białowieskiej". Oto kilka jego fragmentów:

...w pobliżu Hajnówki ujrzeliśmy widnokrąg zamknięty pasem boru. Była to puszcza. Dojrzeć ją można z większej odległości, niż inne lasy, nie tylko z powodu równości gruntu, ale z powodu ogromu drzew i wielkiej głębi obszarów leśnych. Skutkiem tych głębin, puszcza odrzyna się na skłonie nieba niezmiernie czarno, bez porównania wyraziściej i twardziej, niż knieje, jakie zdarzyło mi się widzieć w Królestwie. (...)

Ciągnie się też puszcza siedm mil wzdłuż i pokrywa 22 mile kwadratowe, nie licząc w to Świsłockiej, niegdyś Tyszkiewiczowskiej, obecnie rządowej. O ile mi wiadomo, jest to największy las w Europie. Drzewa też w nim nie ustępują wyniosłością i grubością żadnym innym. 

Nazajutrz rankiem wyszliśmy pod przewodnictwem leśnika, obiecano nam bowiem widok żubrów. Po dniu można się było doskonale puszczy przypatrzyć. Przedewszystkiem uderza w niej i odróżnia ją od innych lasów mieszanina drzew. Jednolity las znajduje się w częściach pojedynczych straży, ale na większości przestrzeni mieszanina przeważa. Sosna, dąb, jesion, osika, świerk, rosną tu obok siebie w bezpośredniem sąsiedztwie. Spoglądając w dal, widzisz wszystkie odcienie zieloności — od ciemnej, aż do jasno-żółtawej. Rozmaitość ta bawi oko i odejmuje puszczy posępny, jednostajny charakter. Drugą cechą puszczy jest wysokość drzew. Dążąc do światła, którego tylko wierzchołkami zachwycić może, każde drzewo nie rozrasta się tam szeroko, ale strzela w górę wyniosłym, pozbawionym gałęzi pniem, który dopiero u wierzchołka rozkłada się w gałęziastą koronę. 

Nadleśny odjechał. Po chwili zjawił się jeden z budników. - Schowajcie się, schowajcie! - wołał. - Zaraz będą szły tędy. Skoczyliśmy co prędzej do sosen, żubry szły rzeczywiście. Spore stado, ruszone przez budników, zatłoczyło się w ten kąt, przez który i nam wypadało wracać do domu. Posłyszawszy nawoływanie, zaledwie zdążyliśmy schronić się za drzewa, gdy ze wszystkich stron posypało się kilkanaście sztuk. Były tam stare samce, młode byczki, i krowy z cielętami. Niespodzianie połączyło się z nimi i stado jeleni, które również schroniło się w to zacisze poprzednio. Wówczas otoczyła nas cała menażerya puszczy. Krasne łanie biegły bezładnie becząc, za niemi zaś ostatni podążał jeleń, jakiś zwycięzca z wczorajszej walki, uwieńczony potężną koroną rogów. Teraz biegł za niemi w ciężkim galopie, przechylając przeciążoną głowę na grzbiet.

Chłopi puszczańscy mają po większej części wysoki wzrost, są bardzo szczupli, niemal chudzi. Ubiór ich stanowi szara siermięga, sięgająca kolan, płócienne szarawary i chodaki z łyka, przymocowane sznurkiem, okręconym koło nogi, czem nie różnią się zresztą od swych zapuszczańskich sąsiadów. Co mnie w nich uderzyło, to nadzwyczaj delikatna cera, jakiej gdzieindziej nie dostrzedz. Zawdzięczają ją oni zapewne życiu w cieniach i mrokach leśnych. Mniej wystawieni na działanie promieni słonecznych, mniej się też opalają. Jasnowłosych niewielu pomiędzy nimi widziałem. Prawie wszyscy mają ciemno-blond włosy i wielkie, zamyślone, niebieskie oczy. Są to twarze ładne, a zwłaszcza sympatyczne, o rysach bardzo drobnych i uduchowionym wyrazie. Lud to trzeźwy, gościnny i nadzwyczaj pobożny. 

Białowieża leży w samym środku puszczy; jest to ogromna wieś, mająca do 11 wiorst kwadratowych rozległości, zamożna, zamieszkana przez pomieszaną ludność Mazurów, Litwinów i Rusinów. Nazwę swą zawdzięcza zapewne wieś, jak i cała puszcza, jakiejś białej wieży, która niegdyś musiała się tu wznosić. Kiedy? — nikt nie pamięta — i o ile mi wiadomo, niema również żadnych śladów piśmiennych. Gloger, który ich poszukiwał, nic nie odkrył.

Byłbym szczęśliwy, gdyby moje opowiadanie mogło kogo zaciekawić i zachęcić. Inne części kraju znane są lepiej, a może nie są tak ciekawe, tak odrębne, może nie tworzą takiego zamkniętego w sobie świata. (...) Myśl też chętnie wraca do tych lasów odwiecznych, i pióro chętnie dzieli się wrażeniami z czytelnikiem…

wtorek, 16 listopada 2021

Sienkiewicz w Szczawnicy

Minęła właśnie 105. rocznica śmierci naszego pierwszego noblisty, dlatego dziś jemu poświęcę post. Niedawno byłam w Szczawnicy, gdzie odnalazłam kilka śladów po Henryku Sienkiewiczu i szkołę jego imienia. Ale po kolei.


Sienkiewicz odwiedził tę miejscowość trzykrotnie. Po raz pierwszy w 1868 roku jako student warszawskiej Szkoły Głównej. Dorabiał wtedy jako guwerner książąt Woronieckich wraz z nimi wyjechał do uzdrowiska. Z Warszawy dojechali pociągiem do Krakowa, a dalej góralską bryczką 18 godzin do Szczawnicy. Przyszły pisarz zamieszkał w domu akademickim zwanym "Bratniakiem", który stał w miejscu obecnego napisu Szczawnica (rozebrano go w 1950 roku). 


W tym czasie uzdrowisko odwiedził też Adam Asnyk, jednak to Sienkiewicz wodził rej. Był zapraszany głównie do towarzystwa panien, ale i starszyzna była zainteresowana jego pięknymi, patriotycznymi przemówieniami. 


Pieniny i samo uzdrowisko go zachwyciły. Nic dziwnego, że zawitał tu ponownie. W roku 1879 był już znanym nowelistą i przyjechał do Szczawnicy z odczytami o Ameryce. I tym razem miał wielkie powodzenie u kobiet, był bowiem jeszcze kawalerem. Pewnego letniego dnia spotkał na szczawnickim deptaku rodzinę Szetkiewiczów, dwie panny z rodzicami. Zauroczyła go jedna z nich - Maria. Dwa lata później została jego żoną. 


Spacery nad Dunajcem z panną Marią oraz wycieczki w Pieniny z przewodnikiem Józefem Madeją to najpiękniejsze chwile w życiu młodego pisarza. Zwiedzanie Wąwozu Homole pozwoliło mu później plastycznie opisać w "Potopie" scenę walki ze Szwedami w tym  właśnie miejscu. 


Po raz ostatni Sienkiewicz odwiedził te miejsca w 1909 roku. Wraz z córką Jadwigą zamieszkał w willi "Batory" w Parku Górnym. Szukał tam schronienia do pisania powieści "Wiry", ale nie mógł się opędzić od wielbicieli jego twórczości. Narzekał też w liście do Wandy Ulanowskiej, że w "Batorym" jest mało światła, bo okna wychodzą na północ, a przed nimi rosną gęste drzewa. Mimo pogodnego sierpnia, było mu zimno i kazał palić w piecu. 


Dzisiaj w willi "Batory" jest piękny, wygodny hotel. Pamiętają w nim o niezwykłym gościu sprzed stu kilkunastu lat. Pokoje zostały przebudowane, więc nie wiadomo dokładnie, które z nich zajmował Sienkiewicz z córką, ale na recepcji można zobaczyć niemal wszystkie jego  książki. 


Podczas drugiego pobytu w Szczawnicy pisarz kwestował na tamtejszą szkołę i na zakup książek dla góralskich dzieci, a także na pomoc dla uczniów i na Straż Ogniową.


Dzisiaj szkoła nosi imię Henryka Sienkiewicza. Pan dyrektor Paweł Sypek przyjął mnie bardzo serdecznie. Opowiedział o historii szkoły, pokazał zdjęcia i grafiki upamiętniające pisarza. 


Rozmawialiśmy także o corocznych zjazdach szkół imienia Henryka Sienkiewicza. Zapoczątkował je w 1993 roku ówczesny kustosz muzeum pisarza w Woli Okrzejskiej, Antoni Cybulski. Szczawnica gościła szkoły sienkiewiczowskie w 2009 roku.


Honorowym gościem była wtedy prawnuczka pisarza Anna Pawlikowska. Przemawiała przy odsłoniętym rok wcześniej pomniku swego słynnego przodka. To jeden z ładniejszych (jeśli nie najładniejszy) pomnik Sienkiewicza, który widziałam. 


Chciałabym jeszcze kiedyś wrócić do Szczawnicy i pochodzić tymi ścieżkami, co nasz noblista oraz inni pisarze (o których następnym razem).