wtorek, 19 maja 2015

Na Saskiej Kępie z Agnieszką Osiecką

To był maj,
pachniała Saska Kępa
szalonym zielonym bzem...

Tak się zaczyna chyba najpopularniejszy tekst Agnieszki Osieckiej - "Małgośka", śpiewany przez Marylę Rodowicz.




Dziś także Saska Kępa pachnie bzem... Postanowiłam o tym napisać, natknąwszy się na pomnik Osieckiej przy ul. Francuskiej, odsłonięty dokładnie osiem lat temu.





"Ziemianie uciekli, oficerowie zginęli, podlotki odpłynęły do ciepłych krajów. Wciąż jednak zostało jeszcze to coś, co włóczy się do dziś po starych ogródkach: odrobina dekadenckiego wdzięku, zapach mocnej kawy i pozbawiona ostentacji sympatia dla starych zasad" - pisała o Saskiej Kępie Agnieszka Osiecka w "Galerii potworów" pod koniec ubiegłego wieku. 




Poetka często bywała w kawiarni przy ul. Francuskiej 11. Można tam wypić pyszną kawę, zjeść wspaniałe naleśniki i inne dobre rzeczy.




Urodzona w Warszawie córka pianisty i kompozytora Wiktora Osieckiego oraz polonistki Marii Osieckiej z domu Sztechman pierwsze lata dzieciństwa spędziła w Zakopanem, gdzie w popularnej restauracji Watra koncertował ojciec. Po wojnie rodzina Osieckich zamieszkała na Saskiej Kępie w prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy.




Niewielkie mieszkanie przy ul. Dąbrowieckiej 25 stało się dla poetki ulubionym miejscem na całe życie. Choć mieszkała okresami w Falenicy, na Żoliborzu czy na Manhattanie, to jednak najważniejsze utwory powstawały przy biurku w tym rodzinnym domu. 




Agnieszka już tu nie mieszka...

piątek, 8 maja 2015

Koniec wojny oczami świadka

Niedawno wpadł mi w ręce niezwykły zeszyt. Stary, liczący sobie ponad 70 lat, zatytułowany "Pamiętnik czasu wojny, okupacji, obozu niemieckiego, powrotu i poznania Bogusia".
Autorką jest, licząca sobie dziś lat 90, pani Jadwiga. Miała 14 lat, gdy wybuchła II wojna światowa i postanowiła pisać pamiętnik, a raczej dziennik, bo zwłaszcza na początku robiła krótkie notatki dzień po dniu, ołówkiem, jak Słowacki. Wieszcz był zresztą czasami cytowany z pamięci!


Jadwiga Ferens z domu Dembowska, maj 2015 rok 

Kiedy zobaczyłam te zapiski, nie mogłam uwierzyć, że coś takiego marnuje się na półce i nikt o tym nie wie. Poprosiłam o pożyczenie do przeczytania. Pani Jadwiga zgodziła się chętnie, nieco zawstydzona, że ktoś w ogóle się tym zainteresował. 




Nie poszłam spać, dopóki nie przeczytałam całości. To było niesamowite! Najbardziej wzruszyły mnie notatki z pierwszych dni powstania warszawskiego, ale o tym kiedy indziej. Dziś o końcu wojny. Wszak mija właśnie 70 lat.



Pod datą 7 maja 1945 czytamy: 2.45 w nocy (czyli już 8 maja - przyp. AZ). Koniec wojny. Ogólna kapitulacja niemiec (pisownia oryginalna). Słuchamy audycji z Czech. O Polsce smutne wieści.
Przypuszczam, że Niemcy małą literą były napisane specjalnie na znak braku szacunku, Czechy, Polska są wielką, więc zasada przez autorkę znana.


Pani Jadwiga ze swoim późniejszym mężem Bogusławem w 1945 roku


9 maja Święto Wolności w całym świecie. I rocznica śmierci Ojca. Nie mógł doczekać wolności. Jakie smutne!! Na wygnaniu słucham z radia wiadomości. Mieszane uczucia, radość i smutek mieszają się razem. Wyrazy uznania i podziwu dal Polaków. A co z Wami i Warszawą? Odbudujemy ją naszymi rękami!!!




Pani Jadwiga, rodowita warszawianka, po powstaniu została wywieziona do Niemiec na roboty, jak to się wtedy mówiło. 





Jeden z ostatnich majowych wpisów brzmi: Sprawa Polski wyjaśnia się. Rosja opuszcza ziemie niemieckie po Odrę. 
Dwudziestoletnia wtedy dziewczyna nie ma pojęcia, w jakim kraju przyjdzie jej żyć...
Koniec niewoli był początkiem następnej.

piątek, 1 maja 2015

Śladami "Lalki" Bolesława Prusa - cz. 2.

Ostatni dzwonek przed maturą, żeby przypomnieć sobie lektury! Może ten post też się na coś przyda:) Kontynuujemy wycieczkę po Warszawie śladami "Lalki" Bolesława Prusa. Część pierwszą znajdziecie tu: http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2015_04_01_archive.html




Kiedy przejeżdżaliśmy przez Powiśle czy Aleje Ujazdowskie, uczniowie czytali odpowiednie fragmenty "Lalki", opisujące spacer Wokulskiego, wygląd ulicy, przy której mieszkali Łęccy itd.

Po Alei chodziły wiosenne powiewy, roznosząc tę szczególną woń, która poprzedza pękanie liści na drzewach i ukazanie się pierwiosnków; szare trawniki nabrały zielonawego odcienia; (t.1., rozdz. 7.)




Pan Tomasz Łęcki z jedyną córką Izabelą i kuzynką Florentyną nie mieszkał we własnej kamienicy, lecz wynajmował lokal, złożony z ośmiu pokojów, w stronie Alei Ujazdowskiej. Miał tam salon o trzech oknach, gabinet własny, gabinet córki, sypialnię dla siebie, sypialnię dla córki, pokój stołowy, pokój dla panny Florentyny i garderobę, nie licząc kuchni i mieszkania dla służby... (t.1, rozdz.5.)





Przewodnik, pan Sebastian Łabęda, opowiadał o losach kamienic, które opisał Prus, a których już nie ma... Przy ulicy Kruczej, pod numerem 12. mieszkał autor "Lalki". Tu powstawała ta powieść.




Niestety z kamienicy ocalała tylko jedna część. Dobudowano do niej mieszania o wątpliwym uroku.




Zobaczyliśmy dom przy ulicy Kruczej 26, który - jak uważają badacze twórczości Prusa - znajduje się w tym miejscu, w którym stała do powstania warszawskiego kamienica Łęckich. Tu mieszkała baronowa Krzeszowska, która oskarżyła panią Stawską o kradzież lalki. O takim autentycznym incydencie przeczytał Prus w gazecie i, jak pisał, proces o lalkę skleił mu większość wątków pisanej wtedy powieści. Z wdzięczności nadał dziełu ten właśnie tytuł. Choć czytelnikom od początku lalka kojarzyła się z Izabelą Łęcką, pisarz jasno stwierdził, że chodziło mu o lalkę Helusi Stawskiej. 



W powieści nie jest to przyjazne miejsce, dziś możemy to samo powiedzieć po przygodzie, jaka nas tam spotkała. Otóż kiedy przewodnik opowiadał nam o tej kamienicy, uczniowie znaleźli w "Lalce" fragmenty ją opisujące i zaczęli czytać. 

Pisze do mnie Stach z Paryża (prosił mnie o to samo przed wyjazdem), ażebym się zaopiekował kamienicą, którą kupił od Łęckich. (...) Patrzę, dom żółty o trzech piętrach, numer ten sam, ba!... nawet już na tabliczce znajduję nazwisko Stanisława Wokulskiego...
(t.2., rozdz.2.)



Szybko zjawił się młody człowiek, ochroniarz, który kazał nam odejść, ponieważ staliśmy na chodniku i, częściowo, prywatnym parkingu. Przewodnik grzecznie wytłumaczył, o co chodzi, ale nie dotarło. Ochroniarz stanowczo nas przeganiał i wzywał krótkofalówką pomoc, informując kolegę, że "jacyś jehowi coś tu czytają i nie chcą odejść". Próbowałam mu wytłumaczyć, że "Lalka" to nie "Biblia", ale chyba bezskutecznie. Wreszcie zapytałam czy ma maturę. Stwierdził, że ma i... uciekł. Dzieciaki się śmiały, że powieści Prusa na pewno nie czytał.




Nie zdążyliśmy już zajrzeć do Łazienek, ale każdy z nas je zna. Zimny wiatr odebrałby nam zresztą przyjemność spacerowania.
Warszawa jest bardzo bogata w tego typu trasy do zwiedzania. Zamierzamy tu wrócić jesienią szlakiem Stefana Żeromskiego.

Relację moich uczniów możecie przeczytać na: https://humaniscizsce.wordpress.com/