wtorek, 22 grudnia 2020

Boże Narodzenie




Przy wigilijnym stole, 

Łamiąc opłatek święty, 

Pomnijcie, że dzień ten radosny 

W miłości jest poczęty;

    Że, jako mówi nam wszystkim

    Dawne, odwieczne orędzie,

    Z pierwszą na niebie gwiazdą

    Bóg w naszym domu zasiędzie.

Sercem Go przyjąć gorącym,

Na ścieżaj otworzyć wrota –

Oto co czynić wam każe

Miłość, największa cnota.

(Jan Kasprowicz "Przy wigilijnym stole")



Słowa wiersza Jana Kasprowicza niech nam wszystkim towarzyszą w tym świątecznym czasie. Nie troszczmy się zbytnio o nic, tylko o miłość w naszych sercach, jakby powiedział św. Franciszek z Asyżu. Tego Wam i sobie życzę nie tylko na święta. 

PS. Szopka pochodzi z Muzeum Ludowego Rodziny Brzozowskich w Sromowie, o którym kiedyś napiszę. 

czwartek, 10 grudnia 2020

Książka pod choinkę

Jeśli ktoś jeszcze nie zrobił świątecznych prezentów i zastanawia się, co kupić dziadkom, rodzicom, dzieciom czy wnukom albo przyjaciółce, może pomyśleć o książce. 

Polecam serię swoich "Podróży literackich". Są to bogato ilustrowane moimi zdjęciami biografie pisarzy. Dowiecie się z nich różnych rzeczy, o których nie mówi się w szkole. 

Zobaczycie obecny stan miejsc związanych z twórcami. Gdzie się urodzili, spędzili dzieciństwo, młodość, gdzie powstawały ich dzieła, aż wreszcie gdzie odeszli do lepszego świata. 


Książki można kupić każdą osobno lub w komplecie. Na życzenie dołączam dedykację. Proszę pisać na az44@wp.pl To ostatni moment, żeby doszły przed Wigilią.

Nowym Czytelnikom tego bloga polecam recenzje, które znajdziecie tu: recenzje "Podróży literackich" i tu: Wspaniała podróż śladami Mickiewicza

wtorek, 1 grudnia 2020

Tragiczny finał miłości do Konopnickiej

Jest takie miejsce w Wiedniu, związane z naszą pisarką, w którym wydarzyła się tragedia. Jego dzisiejsi mieszkańcy zapewne o tym nie wiedzą. Miejsce to znajduje się około kilometra od pomnika Mozarta. Idąc od niego pieszo, dojdzie się w kilkanaście minut. Ale po kolei.

W 1897 roku Maria Konopnicka wynajęła skromny pokój z kuchnią na piątym piętrze w kamienicy przy Josefstädterstrasse 48. Zamierzała skupić się na pracy biograficzno-krytycznej o Mickiewiczu. Od "Tygodnika Ilustrowanego" otrzymała propozycję napisania jej na przypadające w następnym roku stulecie urodzin wieszcza. Warunki w tym wiedeńskim mieszkaniu nie były najlepsze, brakowało pieca, urządzenie stanowiła niewielka sofa, stół i parę krzeseł. Jednak na coś lepszego nie było poetki stać. Odkrywanie Mickiewicza i wiedeńskie pączki, które uwielbiała, słodziły jej pobyt w tym mieście. 


Od kilku miesięcy podążał za nią w miejsca, gdzie przebywała, Maksymilian Gumplowicz. Był historykiem i pierwszym lektorem języka polskiego na Uniwersytecie Wiedeńskim. Miał robić doktorat. Jego rodzice znali poetkę z jej pobytu w Grazu i ojciec, Ludwik Gumplowicz, wpadł na pomysł, żeby pomogła Maksowi w pisaniu rozprawy doktorskiej. Niestety chłopak zakochał się w niej bez wzajemności. Ani rodzice, ani sama Maria nie mogli mu wybić z głowy tego zauroczenia. 

Josefstädterstrasse

W listopadzie 1897 roku wystawał pod kamienicą przy Josefstädterstrasse 48, chodził za nią, ilekroć wyszła na ulicę, oświadczał się, klękając na chodniku. Maria straszyła go policją, ale nic nie pomagało. Rodzice Maksymiliana nabrali pewności, że popadł w chorobę umysłową, skoro ugania się za "starą babą", jak ją nazywał w listach Ludwik Gumplowicz. Konopnicka miała wówczas pięćdziesiąt pięć lat. Maksymilian zaś trzydzieści dwa.


Wreszcie w połowie listopada doszło do tragedii. Gumplowicz chciał siłą wtargnąć do mieszkania zajmowanego przez poetkę, a gdy mu się to nie udało, strzelił sobie w głowę. Zabrano go do szpitala i wydawało się, że przeżyje. Jednak po dwóch tygodniach leczenia zmarł. 

 To tu rozegrała się ta tragedia 

Z listów Dulębianki, przyjaciółki Konopnickiej, wiemy, że poetka bardzo przeżyła śmierć swojego adoratora. Sama jednak nigdy nie wypowiadała się na ten temat. Nie chciała dawać pożywki prasie, która tylko czekała na podobne sensacje. Sprawa ta ujrzała światło dzienne również na ziemiach polskich, ale to nie był pierwszy i ostatni skandal z udziałem autorki O krasnoludkach i sierotce Marysi. 


Niestety, lubiany przez nią Wiedeń zbyt straszne pozostawił wspomnienia, aby mogła do niego jeszcze kiedykolwiek powrócić.

piątek, 20 listopada 2020

Zdalne podróże po literaturze

Podróżowanie dalej utrudnione, żeby nie powiedzieć uniemożliwiane, ale trzeba sobie jakoś radzić. Przed covidem byłam zapraszana do szkół, żeby opowiadać o swoich podróżach literackich, dziś także jestem zapraszana, tyle że na lekcje zdalne - przez komputer i Internet. 

W tym tygodniu "byłam" w trzech szkołach. Otrzymała zgodę, żeby o tym napisać i zamieścić zdjęcia zrobione przez nauczycielki, u których gościłam. 


Najchętniej zapraszana jestem na lekcje klas siódmych i ósmych, bo te zmagają się z twórczością pisarzy dziś nierozumianych przez młodzież. Takimi twórcami są przede wszystkim Adam Mickiewicz i Henryk Sienkiewicz.


W środę miałam przyjemność mówić dla nauczycieli i uczniów Szkoły Podstawowej nr 28 we Wrocławiu. Oto co napisali po tej lekcji: https://sp28.wroc.pl/podroz-tropem-adama-mickiewicza-podczas-niecodziennej-lekcji-polskiego/


W czwartek gościłam na zajęciach w Szkole Podstawowej w Święcieńcu i jednocześnie w Gminnej Bibliotece w Słupnie. Rozmawialiśmy o Sienkiewiczu, jego podróżach i związanej z nimi twórczości.


Była to już druga moja wizyta w tej szkole. Rok temu mogłam tam pojechać, teraz połączyliśmy się zdalnie. Mam nadzieję, że ta forma nie okazała się gorsza. Może nawet dla niektórych lepsza?

I na koniec znów Mickiewicz. Tym razem w klasach siódmych Salezjańskiej Szkoły Podstawowej w Rumi. Platforma Zoom ogranicza czas do 40 minut, a zanim się wszyscy zbiorą, okazuje się, że jest niewiele ponad pół godziny. Nie zdążyłam więc zbyt dużo powiedzieć. Mam jednak nadzieję, że to, co usłyszeli i zobaczyli, pozwoli spojrzeć na poetę inaczej.


Być może, omawiając ballady, "Dziady" czy też "Pana Tadeusza", przypomną sobie miejsca, które prezentowałam. Trzymam kciuki za Was, Drodzy Uczniowie, żebyście spróbowali polubić Mickiewicza. I żeby ta próba była skuteczna.


Do zobaczenia innym razem:)
Gdyby ktoś z Państwa chciał zaprosić mnie na taką lekcję (również o innych pisarzach), proszę napisać na az44@wp.pl



wtorek, 10 listopada 2020

Pierwsze recenzje "Prusa"

Są już pierwsze recenzje mojej najnowszej książki "Podróże literackie. Prus". Bardzo wszystkim dziękuję za miłe słowa i proszę o uwagi krytyczne, żeby każda kolejna książka (a mam zamiar napisać ich jeszcze kilka) była lepsza od poprzedniej. 


Pierwszy wypowiedział się na jej temat sam Wokulski! Pan ukrywający się pod takim nickiem napisał na Instagramie:


Zaraz za nim podążyła nieoceniona Gordyjka, stała Czytelniczka tego bloga i wieloletnia blogerka


Całość znajdziecie tu: http://gordyjka.blogspot.com

I jeszcze kilka komentarzy:


niedziela, 1 listopada 2020

Romantyzm - reaktywacja?

Odkąd pojawił się w naszej kulturze Halloween, część z nas przypomniała sobie o obrzędzie dziadów. Jakby w odpowiedzi na to, co nie nasze. Nie wystarczają nam więc do końca chrześcijańskie Zaduszki (też kiedyś narzucone), aby odpowiedzieć na anglosaskie święto.


Szukamy głębiej, w kulturze naszych pogańskich przodków. Gdyby nie Mickiewicz, byłoby nam trudniej odnaleźć. I to jest jedna odpowiedź na odwieczne pytanie uczniów: po co mamy to czytać? 

Takich odpowiedzi w ostatnim czasie widzę więcej. Dosłownie chodzą po ulicach. Mamy bowiem czas rewolucyjny. Nie przypuszczałam, że dożyję dni, kiedy ideologia buntu znów będzie w naszym społeczeństwie aż tak obecna. Stan wojenny z lat osiemdziesiątych pamiętam zbyt słabo, byłam dzieckiem. 

Omawiając z uczniami romantyzm, zawsze podkreślam, że wolałabym, aby nigdy się nie reaktywował. Ale jeśli będzie trzeba, Konrad i Kordian zmartwychwstaną. Nie rozumieli tego. Myślę, że dziś jest to dla nich bardziej jasne. 

Pewien znany dziennikarz powiedział, że hasła na obecnych protestach to hołd dla polonistów. Mam nadzieję, że tylko te literackie miał na myśli. I że dalej większość Polaków je rozumie, choć co do tego mam coraz więcej wątpliwości.

Kocham Mickiewicza, ale wolałabym, żeby to Prus miał rację.

Wczorajsza inscenizacja "Dziadów" przy ulicy Mickiewicza w Warszawie

A wracając do obrzędu dziadów, który także ostatnio odprawiany jest na ulicach miast, warto zapytać za wieszczem: co to będzie? co to będzie?

wtorek, 20 października 2020

Romantycy w Wiedniu

Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki nigdy nie byli w Wiedniu. Przynajmniej za życia. Trumna z ciałem autora Pana Tadeusza przybyła do tego miasta podczas podróży z Paryża na Wawel w lipcu 1890 roku. Organizatorzy sprowadzenia prochów wieszcza chcieli ominąć państwo niemieckie i wybrali dłuższą drogę przez Szwajcarię i Austrię. Z naszych wieszczów narodowych w stolicy Austrii był tylko Zygmunt Krasiński. Z twórców epoki romantyzmu warto wymienić jeszcze Aleksandra Fredrę, który zwiedzał Wiedeń kilkakrotnie. 

Ogrody Belwederu

Ze względu na charakter tego bloga, nie możemy napisać zbyt wiele, więc skupmy się tylko na Krasińskim. Zwłaszcza że komentarze przy poście o Kraszewskim informują o częstym myleniu obu panów przez podobieństwo nazwisk. Otóż Zygmunt Krasiński, autor między innymi Nie-Boskiej komedii, nazywany trzecim wieszczem, był hrabią i stać go było na liczne podróże po Europie. W dzieciństwie stracił matkę, a jego relacje z ojcem nie układały się najlepiej, więc gdy tylko mógł, wyjeżdżał zagranicę. 

Nad Dunajem


Po raz pierwszy siedemnastoletni wówczas Zygmunt zobaczył Wiedeń, towarzysząc swojemu ojcu, hrabiemu Wincentemu Krasińskiemu, w poselstwie do cesarza Austrii, które miało miejsce w maju 1829 roku. Była to zarazem pierwsza zagraniczna podróż Zygmunta, ale nie mamy o niej zbyt wiele relacji. Dużo więcej wiemy o kolejnej wyprawie do stolicy cesarstwa w 1832 roku. W połowie czerwca przybył tu poeta na leczenie do słynnego wówczas okulisty Friedricha Jägera. Tracący wzrok Zygmunt pisał do ojca, że musi siedzieć całymi dniami w ciemnym pokoju, dopiero wieczorem może wyjść na świeże powietrze. Nudził się strasznie, bo nie mógł nic robić, nawet czytać. Kazano mu godzinami siedzieć lub leżeć bez ruchu. Pisał: "Ta choroba nauczy mnie myśleć, dawniej tylko marzyć umiałem". Po dwóch miesiącach takiej egzystencji wrócił do Warszawy jeszcze bardziej chory i załamany, ale nad wiek swój dojrzały. A miał wtedy zaledwie dwadzieścia lat.

Park Schönbrunn

Kolejną podróż do Wiednia odbył w roku następnym w towarzystwie kolegi Konstantego Danielewicza. Tym razem kuracja trwała ponad cztery miesiące. Znów nudził się bardzo, chociaż pozwolono mu chodzić do teatru. Zdrowia nie odzyskał, ale tu właśnie, w stolicy Austrii zaczął pisać dzieło swego życia Nie-Boską komedię. Swoimi kłopotami ze wzrokiem obarczył jednego z bohaterów tego dramatu - Orcia, syna Hrabiego Henryka. 

Wejście do Burgtheater

Następny pobyt poety w Wiedniu wiązał się z jego romansem z Joanną Bobrową. Spotykali się przez miesiąc - od połowy października do 16 listopada 1835 roku, po czym Bobrowa wróciła na Ukrainę do męża. Zygmunt został na zimę nad Dunajem, poznał polskich arystokratów tam mieszkających oraz odwiedzających to miasto. Między nimi była Ewelina Hańska, późniejsza żona Balzaka, siostra znanego wtedy pisarza Henryka Rzewuskiego oraz Karoliny Sobańskiej (która dziesięć lat wcześniej uwiodła młodego Adama Mickiewicza na Krymie). Znudzony Wiedniem opuścił go Krasiński w styczniu 1836 roku, udając się do Włoch. Powrócił do stolicy Austrii w listopadzie tego roku na pogrzeb byłego króla Francji Karola X, obalonego przez rewolucję lipcową w 1830 roku. Liczył też na to, że teatr wiedeński natchnie go podobnie jak trzy lata wcześniej, kiedy pisał Nie-Boską...

Burgtheater - ulubiony teatr Zygmunta Krasińskiego

Na jego ulubionej scenie w Burgtheater grano wówczas przede wszystkim Szekspira i Schillera. Pisał w listach do przyjaciela Konstantego Gaszyńskiego, że "aktorów lepszych w całej Europie nie znaleźć, w każdej tragedii przynajmniej czterech lub pięciu doskonałych, genialnych występuje". Coraz rzadziej pokazywał się na salonach wiedeńskiej Polonii, nudziły go plotki i drażniły "drobne podłości", bowiem również jego romans z Bobrową był tematem owych plotek. Chętnie za to bywał u księżnej Marii Lubomirskiej, która częstując go biszkoptami, chętnie słuchała jego recenzji dopiero co obejrzanej sztuki. Coraz gorzej jednak widział. Czarne plamy przesłaniały mu pole widzenia, utrudniając czytanie i pisanie. Poeta miał dwadzieścia pięć lat i zaczynał być przedmiotem swatania. Nie chciał się żenić, nadal kochał Bobrową i uważał, że nie nadaje się do małżeństwa. Dlatego 1 czerwca 1837 roku uciekł z Wiednia przed planem ożenienia go z Julią Potocką. 

Tęsknił jednak za Burgtheatrem. W grudniu 1837 roku pisał do Reeve'a, że nie może doczekać się zobaczenia nowego przedstawienia na tej scenie. A grano w tym sezonie między innymi Fausta Goethego, Poskromienie złośnicy Szekspira, Marię Stuart Schillera i Życie snem Calderona. Zygmunt nie mógł tego nie zobaczyć, toteż w towarzystwie Konstantego Danielewicza i guwernera Kruszewskiego spędził pierwszy kwartał 1838 r. w Wiedniu. Pod koniec tego roku, spotkał miłość swego życia, Delfinę Potocką, i od tej pory podróżował już do innych miejsc.

sobota, 10 października 2020

Jest już tetralogia!

Miło mi poinformować Państwa, że jest już czwarta część "Podróży literackich". Tym razem poświęcona Bolesławowi Prusowi. 


Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do jej powstania i proszę o adres do wysłania, jeśli jeszcze takowego nie mam. Gdyby ktoś życzył sobie tę lub wcześniejsze moje książki, proszę pisać na az44@wp.pl


Jest to moje  najukochańsze "dziecko", zapewne dlatego, że najmłodsze. Przyznaję jednak, że Prus zaskoczył mnie najbardziej ze wszystkich, o których dotąd pisałam. Nie wiedziałam o nim tylu rzeczy!


Jak zawsze szkoda mi było, gdy przygoda z kolejnym pisarzem się zakończyła, ale nieprędko zacznie się następna. Czas nie sprzyja ani podróżom, ani wydawaniu książek. Jednak nie poddam się łatwo i mam nadzieję, że w przyszłym roku zabiorę się za kolejnego twórcę.


Tymczasem polecam Państwu niesamowitego Prusa oraz wcześniejszych bohaterów "Podróży literackich" i życzę przynajmniej tyle przyjemności z czytania, co ja miałam z pisania:)

czwartek, 1 października 2020

Wiedeń z relacji Kraszewskiego

W poście z 12 września tego roku, przy okazji pisania o Prusie, wspomniałam o wizycie Józefa Ignacego Kraszewskiego w Wiedniu. Obaj panowie poznali się bowiem na kongresie literackim, który odbywał się w stolicy Austrii we wrześniu 1881 roku. Był to ostatni (ale nie jedyny) pobyt autora Starej baśni w Wiedniu. 

Przed Ratuszem

Po raz pierwszy zatrzymał się w tym mieście w maju 1858 roku. Tygodniowy pobyt opisał w Kartkach z podróży, drukowanych dwa lata później w warszawskiej "Gazecie Codziennej". Dowiadujemy się z nich, że pisarz wraz z kolegą nazwiskiem Klemrod przez te kilka dni bardzo dokładnie zwiedzał zabytki, chodził do teatru i opery, był na Praterze i Schönbrunnie, ale nie wybrał się (może z braku czasu) na Kahlenberg. Oddajmy zatem głos samemu Kraszewskiemu (pisownia oryginalna):

Widok z Kahlenbergu na Wiedeń

"Deszcz i szary mrok nas otoczył, po mostach przebywamy Dunaj i jego odnogi, zielonemi drzewy opasane, pociąg wpada do dwórca - jesteśmy w stolicy ocalonej przez Jana III - w Wiedniu".

"Ścigało nas jakieś przekleństwo w stolicy ocalonej przez Sobieskiego... niestety! - wyjechawszy z dworca kolei żelaznej, włóczyliśmy się długo po całym mieście, od bramy do bramy, nim się nam przytułek znaleźć udało. Woźnica zawiózł nas naprzód do Roemischer Kaiser, przy Renn-Gasse, zaświeciła nam brama wspaniała, przyszedł odźwierny i oświadczył że miejsca nie ma, że wszystko zajęte (...) zniecierpliwiony dałem w końcu woźnicy pełną moc zawiezienia nas gdzie mu się podoba i los chciał byśmy trafili do najdroższej gospody w całym mieście..."

Katedra św. Szczepana

"...ujrzałem wspaniałą wieżę św. Szczepana ponad dachy domostw wybiegłą. Ruszyliśmy natychmiast na oględziny poczynając od tego kościoła. (...) Wewnątrz kościół św. Szczepana jest ciemny, prawie czarny, ale wspaniały i majestatyczny; wysmukłe słupy dzielą go na trzy nawy, nieszczęściem pozastawiane ołtarzami nowemi, stylem nieodpowiadającemi budowie... Więcej tu piekła, czyśćca, ziemskich męczarni niż niebios i spokoju, więcej trwogi niż pociechy, smutek ogarnia duszę wśród tego mroku pełnego widm i tajemnic".

Wnętrze katedry

"...udaliśmy się do Cesarskiej Galerij Obrazów, umieszczonej w pałacu Belwederskiem. (...) W istocie galerja cesarska licząca do dwóch tysięcy obrazów bardzo jest bogatą, choć urządzeniu jej, niedobrze rozgospodarowanemu, światłu i mieszaninie szkół, wiele zarzucić by można. (...) Obok mnóstwa oryginałów, niezmiernie wiele kopij. (...) Opisu galerij dawać nie myślę, wspomnę tylko obrazy, które mnie więcej zastanowiły, nie wdając się w szczegóły, których pierwszy lepszy przewodnik jest pełen".

Belweder

A były to dzieła następujące: Madonna del Verde Rafaela, Święty Michał Luca Giordano, portrety Tycjana, Józef uśpiony Daniela Crespi i kilka innych. Kraszewski nie miał czasu na zwiedzanie całej galerii, wolał - jak pisze - przyjrzeć się kilku dziełom, zamiast przebiegać masę "roztargnionym okiem". Obrazy, którym ja przypatrywałam się bliżej, powstały później, nie mógł ich zatem oglądać. Moją uwagę przykuł przede wszystkim Klimt, Monet i Renoir. Ale wróćmy do Kraszewskiego.

Pocałunek Gustava Klimta (oryginał z 1908 roku)

"Następnego dnia spędziliśmy wieczór w Hof-Burg-Theater, do którego było nam najbliżéj nadzieja zobaczenia na nim coś oryginalnego niemieckiego zawiodła. I tu jak prawie wszędzie w Europie francuzkie sztuczki (...) są chlebem powszedném. (...) Grano Dumasa - Les demoiselles de s. Cyr, sztukę zręczną, całą zbudowaną na komiczności roli Duobuloy, którego wybornie grał Pan Fichtner".

Burgtheater, zwany do 1920 roku Hofburgtheater

"Bawiąc kilka dni w Wiedniu i nie widzieć Prateru (...) niedarowanym byłoby dla turysty grzechem. (...) Na nieszczęście piękna ta, ślicznemi staremi drzewami otoczona przestrzeń ciągnąca się aż do zielonych brzegów Dunaju, ubrana w ogródki, domki, kawiarnie, teraz była zupełnie pusta. Wczesną tylko wiosną i późną jesienią najliczniej się tu zbierają". Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Drzew pamiętających Kraszewskiego jest niewiele, za to młody park, ciekawie zagospodarowany, przyciąga wiedeńczyków i przyjezdnych głównie w letnie dni. W czasach pisarza nie było wieży, z której mogłam zrobić zdjęcie części Prateru i Dunaju. Ogromny park, obejmujący powierzchnię sześciu milionów metrów kwadratowych, znajduje się zaledwie trzy kilometry w linii prostej od katedry św. Szczepana. 

Widok na część Prateru i Dunaj z wieży Donauturm, otwartej w 1964 roku

"Wypadało korzystając z pięknego dnia i do Schoenbrunn pojechać. (...) Schoenbrunn miasteczko w dosyć ładnem położeniu, zielone, świeże, pałac wielki, czysty, ale wcale jakoś niesmaczny. (...) Po za owym pałacem, w którym rodzina panująca zwykle latem przebywa, gdzie Napoleon podpisywał traktaty, a syn jego umierał, ciągnie się ogród w francuzkim smaku starannie utrzymywany, symetryczny, posągami wcale nie ładnemi ozdobiony, a zakończony w głębi tak zwaną Gloriettą i fontanną".

Fontanna Neptuna z 1780 roku. Tetyda błaga boga mórz o powodzenie dla jej syna Achillesa, który właśnie wyrusza do Troi. Po lewej stronie u stóp Neptuna siedzi nimfa z rogiem obfitości.

"Przechadzać się tu można swobodnie każdego czasu, a prawo to służy wszystkim bez wyjątku, nawet w czasie przebywania rodziny carskiej. (...) Cisza i porządek największy, nawet stróżów, którzy by gdzieindziej nieodzownie byli potrzebni, nie widać - ludzie się pilnują sami (...) Przeszedłszy się po cienistych alejach (...), nawet ku menażerij i ogrodowi botanicznemu uczyniliśmy wycieczkę, zwracając do miasteczka na śniadanie... Chociaż codziennie zwykłem był jadać na dole w hotelu, gdyż to oszczędzało czasu, towarzysz mój, Klemrod, (...) niemogąc się pogodzić z arystokratyczną kuchnią Munsch'a i austrjackiemi oficerami, którzy z niéj jedli, wyciągnął mnie na poszukiwanie demokratyczniejszego stołu". Ostatni wieczór w Wiedniu pisarz spędził w Operze Wiedeńskiej, zachwycając się dziełem Verdiego Rigoletto.

Pałac i ogrody Schönbrunn

Kiedy Kraszewski osiadł w Dreźnie, dość często przejeżdżał przez Wiedeń podczas różnych podróży. W październiku 1879 roku był nawet na audiencji u cesarza, któremu podziękował za otrzymany Krzyż Komandorski Orderu Franciszka Józefa. Cesarz odznaczył go za pięćdziesięciolecie pracy pisarskiej. Wtedy to, podczas uroczystego przedstawienia w Operze Wiedeńskiej, Kraszewski poznał młodą dziennikarkę, Christinę del Negro i zakochał się w niej. Kogo interesuje ten wątek, może zajrzeć do książki Antoniego Trepińskiego Romans Kraszewskiego z wiedenką.

Opera Wiedeńska

Jak wspomniałam na początku, pisarz po raz ostatni widział Wiedeń w roku 1881, kiedy to jako honorowy prezes Międzynarodowego Towarzystwa Literackiego wziął udział w IV Kongresie tegoż Towarzystwa. Wygłosił wtedy po francusku przemówienie w imieniu zagranicznych uczestników kongresu. Z licznych wspomnień tamtego wydarzenia wynika, że na ziemiach polskich nie zdawano sobie sprawy z tego, jak bardzo Kraszewski był znany w Europie. Czy zostało coś z tej popularności autora największej liczby wydanych książek i wierszy w historii literatury polskiej (pod tym względem siódmego na świecie)? Na pewno nie w naszym kraju...