W poprzednim poście zabrałam Was do Nowego Jorku, ale ze względu na rocznicę tragicznego wydarzenia, skupiłam się tyko na miejscu po WTC. Dziś więc kilka zdjęć miasta, okraszonych komentarzami oraz informacjami o pobycie w nim polskich literatów.
Na stronie http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=58942&page=3
Pod koniec II wojny światowej przebywał w Nowym Jorku także trzeci z poetów Skamandra - Julian Tuwim. Lechoń i Wierzyński nie mogli mu darować, że wrócił do komunistycznej Polski (w 1946 roku), gdzie nie można było być niezależnym poetą. Tuwim jednak nie chciał żyć poza ojczyzną, tęsknił za nią bardzo i gdy tylko można było bezpiecznie wrócić, zrobił to. W Ameryce powstały jego "Kwiaty polskie", w których czytamy m.in.:
Dlatego Ameryce nie poświęcił zbyt wiele uwagi w swojej twórczości. W książce wydanej w 1950 roku, korzysta z doświadczeń amerykańskich, bawiąc się językiem. Przytacza ...historię pewnego pana nazwiskiem Abel, który pojechał do Ameryki. Tam nazywano go Ebel. Zaczął się więc pisać Ebel. Wtedy mówiono mu: Ibel. Pisał się więc Ibel. Wtedy zaczęto go nazywać Ajbel. Więc na wizytówce zjawisł się Ajbel, co Amerykanie wymawiali Edżbel. Na wizytówce ukazał się Edżbel… Słowem, po paru miesiącach p. Abel wyjechał z Ameryki jako Mr. Kopstruczumcziwadze. ("Pegaz dęba, czyli panopticum poetyckie")
Statua Wolności rozczarowała mnie swoim rozmiarem. Myślałam, że jest większa:) |
Pierwszym chyba z naszych wielkich, który znalazł się w Ameryce był Cyprian Norwid. 12 lutego 1853 przypłynął tu statkiem "Margaret Evans". Znalazł posadę w pracowni graficznej, ale nie czuł się dobrze z dala od ojczyzny. Jesienią tego samego roku dowiedział się o wybuchu wojny krymskiej i zapragnął wrócić do Europy. Umożliwił mu to książę Marceli Lubomirski. Wiosną 1853 r. obaj już byli na starym kontynencie.
Początki tego uniwersytetu sięgają lat 30. XIX wieku, a więc czasów Norwida |
Tematyka amerykańska jest obecna w twórczości Norwida. Najbardziej znany jest, napisany już w Europie na znak protestu, wiersz "Do obywatela Johna Brown". Poeta zabrał głos w prawie skazania na śmierć abolicjonisty. Krytykował rozbieżność między ideałami wolnościowymi Stanów Zjednoczonych a istnieniem w tym kraju niewolnictwa.
New York jednak nie tylko nie zachwycił mnie, ale rozczarował potężnie. Każde z europejskich miast ma jakąś swoją osobliwość, którą istotnie widzieć warto: Paryż ma ich tysiące, Londyn również, Wiedeń ma Stefana, Berlin swego Kaulbacha, Bruksela - Wiertza i Św. Gudulę, Wenecja - swoje kanały, Rzym - papieża i Rzym starożytny, Kolonia - tum najpierwszy na świecie, Kraków - Wawel i Matejkę, Warszawa dobre chęci, którymi jest brukowaną, wielkich ludzi do małych interesów, najdłuższe na świecie języki, Saski Ogród i dobro społeczne w kształcie dziurawego orzecha, na którym świszcze, kto chce i jak mu się podoba. Wszędzie jest jakaś tradycja, wszędzie z murów patrzy na ciebie, jeśli nie czterdzieści wieków, jak było raz powiedziane na pewnym obiedzie dla jednego z jubilatów warszawskich, to przynajmniej kilkanaście; wszędzie widzisz historię zakrzepłą w mur i kamień, wszędzie pewną odrębność narodową, wszędzie jakiś wielki ideał, którego początek w mrokach przeszłości. W New Yorku nie ma tego wszystkiego. Główne ciekawości miasta to hotele i banki, czyli inaczej mówiąc: nie ma tu żadnych pamiątek historycznych, żadnych ciekawości. Historii Stanów Zjednoczonych szukaj w Waszyngtonie; w New Yorku masz tylko kupców. Handel, handel i handel, business i business, oto, co widzisz od rana do wieczora, o czym ustawicznie słyszysz i czytasz. Na rzut oka nie jest to miasto zamieszkane przez taki a taki naród, ale wielki zbiór kupców, przemysłowców, bankierów, urzędników, kosmopolityczny zarwaniec, który imponuje ci ogromem, ruchliwością, przemysłową cywilizacją, ale nuży cię jednostronnością społecznego życia nie wytwarzającego nic więcej prócz pieniędzy.
To nie moja opinia, choć poniekąd ją podzielam. Tak o Nowym Jorku pisał w 1876 roku Henryk Sienkiewicz. W tym właśnie roku przybył do Ameryki i z początku nie zachwycił się nią. Dopiero później (a spędził tam dwa lata jako korespondent "Gazety Polskiej") docenił oryginalność tego państwa i narodu. Swoje spostrzeżenia spisał w "Listach z podróży do Ameryki", skąd pochodzi powyższy cytat.
Widok na Manhattan z Empire State Building, do niedawna najwyższego budynku na świecie (obecnie wyższy jest w Dubaju). |
Za czasów Sienkiewicza oczywiście takich widoków nie było:)
W środku budynek zwany Żelazkiem ze względu na jego kształt. Wybudowany w 1902 r. (jeszcze za życia Sienkiewicza), był wtedy najwyższy. |
Z jednego z takich wieżowców, z 12. pietra hotelu Hudson, 8 czerwca 1956 roku wyskoczył Jan Lechoń. Od lat zmagał się z depresją i podejmował kilka prób samobójczych, ta była ostatnia. Poeta przybył do Nowego Jorku w 1941 roku i pracował w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji Rządu Polskiego a następnie w tamtejszym studio Radia Wolna Europa.
Od 30 sierpnia 1949 roku prawie do śmierci (ostatniego wpisu dokonał 9 dni przed samobójstwem) pisał Dziennik. Miał on stanowić rodzaj terapii, jak się okazało nieskutecznej.
Ostatni swój wiersz, Poeta niemodny, Jan Lechoń, napisał w listopadzie 1955. To bolesny rozrachunek ze swoją twórczością i samym sobą.
|
Razem z Lechoniem byli przez pewien czas w Nowym Jorku jeszcze dwaj inni Skamandryci: Julian Tuwim i Kazimierz Wierzyński. Ten ostatni jest już prawie zapomniany. A szkoda! Był to jeden z najbardziej antykomunistycznych naszych poetów, w PRL-u skazany na niebyt, dziś powinien być wskrzeszany.
![]() |
Jan Lechoń i Kazimierz Wierzyński w 1955 roku. |
Wrażenia z pobytu w Stanach zjednoczonych wydał w zbiorku "Moja prywatna Ameryka". Próbował spojrzeć na to miejsce obiektywnie. Widział słabe punkty, ale bronił mocnych. Ubolewał, że świat ma nieprawdziwy obraz mieszkańców tego kontynentu: "Kapelusze turystów z Teksasu pokrzykujących w Luwrze przysłoniły plan Marshalla i odbudowę Europy". Odbudowę, z którą, jak sądził, po II wojnie światowej stary kontynent sobie nie poradzi bez Ameryki.
Widok na Manhattan z Empire State Building |
można usłyszeć Kazimierza Wierzyńskiego, czytającego swoje wiersze. Polecam, to są nagrania sprzed pół wieku!
Po śmierci Lechonia zanotował:
"Mówi się - double talk,
Sni się - double dreams, Żyje się - double life,
Ale skacze się z okna tylko raz".
Osobiście zajął się pogrzebem przyjaciela.
"Mówi się - double talk,
Sni się - double dreams, Żyje się - double life,
Ale skacze się z okna tylko raz".
Osobiście zajął się pogrzebem przyjaciela.
Słynne żółte nowojorskie taksówki. |
Pod koniec II wojny światowej przebywał w Nowym Jorku także trzeci z poetów Skamandra - Julian Tuwim. Lechoń i Wierzyński nie mogli mu darować, że wrócił do komunistycznej Polski (w 1946 roku), gdzie nie można było być niezależnym poetą. Tuwim jednak nie chciał żyć poza ojczyzną, tęsknił za nią bardzo i gdy tylko można było bezpiecznie wrócić, zrobił to. W Ameryce powstały jego "Kwiaty polskie", w których czytamy m.in.:
Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziale
Dom polski przypadł. To – ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziale
Dom polski przypadł. To – ojczyzna
A inne kraje są hotele.
Dlatego Ameryce nie poświęcił zbyt wiele uwagi w swojej twórczości. W książce wydanej w 1950 roku, korzysta z doświadczeń amerykańskich, bawiąc się językiem. Przytacza ...historię pewnego pana nazwiskiem Abel, który pojechał do Ameryki. Tam nazywano go Ebel. Zaczął się więc pisać Ebel. Wtedy mówiono mu: Ibel. Pisał się więc Ibel. Wtedy zaczęto go nazywać Ajbel. Więc na wizytówce zjawisł się Ajbel, co Amerykanie wymawiali Edżbel. Na wizytówce ukazał się Edżbel… Słowem, po paru miesiącach p. Abel wyjechał z Ameryki jako Mr. Kopstruczumcziwadze. ("Pegaz dęba, czyli panopticum poetyckie")
Czesław Miłosz, odwrotnie niż Tuwim, wojnę przeżył w Polsce a po jej zakończeniu, wyemigrował. W Nowym Jorku mieszkał tylko kilka miesięcy w 1946 roku, na początku swojego prawie 50-letniego (z przerwami) pobytu w USA. Pracował tu jako radca kulturalny w Konsulacie Generalnym RP. Potem wyjechał do Waszyngtonu. Ale o tym następnym razem:)