Tegoroczni maturzyści wybierają właśnie dalszą drogę. Część z nich szkoły wyższe. Mój osobisty maturzysta postanowił zwiedzić te warszawskie. Jedną z nich jest SGGW na Ursynowie. Ziemia, na której mieszczą się teraz budynki uczelni, należała niegdyś do Juliana Ursyna Niemcewicza. Pisarz kupił ją w 1822 roku, kiedy jeszcze nazywano to miejsce Rozkoszą dla upamiętnienia miesiąca miodowego Stanisława Kostki Potockiego i Aleksandry z Lubomirskich. Nowy właściciel zmienił nazwę majątku na Ursynów - inspiracją stał się rodowy przydomek Niemcewicza.
Do Ursynowa przybywało wielu znamienitych gości, wśród nich młody Juliusz Słowacki. W jednym z listów do matki poeta opisał Niemcewicza, a także jego dom i ogród "zarosły wielkimi drzewami, bardziej do dzikiego lasu niż do ogrodu podobny".
Kolejny właściciel Ursynowa – wnuk Zygmunta Krasińskiego Adam – ofiarował w 1906 roku 120 hektarowy folwark Ursynów, włącznie z istniejącym do dziś pałacem, Polskiej Macierzy Szkolnej. Pół wieku później teren ten objęła Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego.
Moje pokolenie pamięta zapewne, że w lekturze obowiązkowej był kiedyś "Powrót posła" Niemcewicza. Od lat już tego nie czyta się w szkole. A szkoda. Wiele bowiem rzeczy jest nadal aktualnych. Zobaczcie sami.
Podkomorzy
Narody szybkim pędem do upadku lecą,
Lecz długo trzeba czekać, niźli się oświecą,
Nim się zwalczą przesądy, duch niezgód obłudny,
Nad wkorzenionym błędem tryumf światła trudny
 |
Pałacyk Niemcewicza |
Starosta
Wiesz waćpan, co to było za naszej pamięci! Nauka
Młodzieniec wiedział, że go głośna czeka sława,
Gdy umiał po łacinie i Volumen prawa;
Szedł potem do wszystkiego, i ludzie bywali,
Którzy, nic się nie ucząc, o wszystkiem gadali;
Dziś spytaj chłopca w szkołach prosto, nie zawile,
Rozumie Horacego, pozwu ani tyle:
Głowę mając dzikiemi rzeczami nabitą,
Wie dobrze co ananas, a nie wie co żyto.
Podkomorzy
To niedobrze: powinien znać jedno i drugę,
Niech się naprzód sposobi na kraju usługę,
Niech wie dalej, jak inne narody się rządzą,
Naśladuje ich cnoty, strzeże się w czem błądzą;
Przez takową wiadomość człek światła nabiera,
Ta krajowych przesądów zasłonę rozdziera.
A jeśli w dalszym wieku zwiedzi obce kraje,
Niech przejmuje ich cnoty, nie śmieszne zwyczaje,
Niech z uwag swych dla kraju pożytki gotuje,
Niechaj zdobi swój umysł, lecz serca nie psuje.
 |
Tablica upamiętniająca pisarza |
Szarmancki
Urzędy, dostojeństwa, słowem wszystkie żądze,
Łatwe do dostąpienia, gdy człek ma pieniądze.
Będą się kłaniać, chociaż nie będę pracować.
Walery
Będą się kłaniać, ale nie będą szanować:
Publicznego szacunku ten tylko bezpieczny
Kto cnotliwie pracując, ludziom pożyteczny:
Ale go nie otrzyma, kto tylko próżnuje.
Ciekawe są też bajki Niemcewicza.
"SZCZUPAK".
W stawie, co raczej był wielkim jeziorem,
tak, żeś nie ujrzał, gdzie jego początek,
razu jednego we czwartek wieczorem
łowiono ryby na piątek.
Gdy jedni lądem ciągną, drudzy w łodzi
i ciężka sieci do brzegu dochodzi,
pan chciwy już się z daleka wpatruje,
co się też w matni znajduje?
Było ryb wiele: tam karpie tuczone,
liny, okunie i płocie wzgardzone;
z pierwszych, co większe, pan bierze dla siebie,
a mniejsze rzuca ku dalszej potrzebie.
I lin i karaś życiem darowany,
lecz każdy szczupak wraz na śmierć skazany.
Człowiek go biorąc »ty« — rzecze — »niegodny,
ty, prawdziwie, wilku wodny,
co nieustannie paszczę twą otwierasz
i bez litości ryby me pożerasz.
Nie chcęć jak inne wolnością darować,
lecz zaraz każę z pieprzem ugotować«.
Szczupak odpowie: »Właśnie też Waszmości
bardzo do twarzy mówić o litości!
Cóż, że ja biedny, przymuszony głodem,
zjem płotkę, małym pożywię się płodem?
I to mnie tak srodze wini?
Ilekroć człowiek gorzej czyni,
gdy nie z potrzeby, nie dla pożywienia,
dla pustej chwały, lub też z przywidzenia,
nie płotki, własnych swych braci,
męczy, zabija i traci.
A tysiące srodze zamorduje,
cieszy się dumny i Bogu dziękuje.
Wierzaj mi człeku wyrodny,
przy tobie tygrys łagodny.
10/XI 1808.
"Miłość i rozum"
Było to rankiem pogodnego lata,
Gdy się kwiaty i serca otwierają tłumem,
Gdy niespodzianie ze dwóch końców świata,
Miłość się zeszła z Rozumem.
Kupidyn gadał o śnie, co miał wczora,
Rozum rozmawiał o pięknej pogodzie,
Czas był tak słodki, tak piękna dnia pora,
Że poszli razem chodzić po ogrodzie.
Chłopczyna biegał, latał z mocy całej.
Rozum poważnym postępował krokiem,
A idąc, w swej postaci wspaniałej
Cień długi rzucał tym i owym bokiem.
Nie dziw, że Kupid, zimnem zdjęty tkliwym,
Zwijał skrzydełka i kulił się z drżeniem,
Bo cień Rozumu ogromem straszliwym
Stawał między nim i słońca promieniem.
Być to nie może, rzecze Kupid mały,
Nie dla ciebie jednego to słońce stworzone,
Jeżeliś tylko sam o siebie dbały,
Ja pójdę chodzić w te myrty zielone.
Odchodzi z głośnym i krzykiem i śmiechem
Skacze, za każdym motylem się goni,
Cieszy się wdzięcznym zefirów oddechem,
I pije rozkosz w słodkiej kwiatów woni.
Wśród drzew rodzajnych i jasnych granatów
Wszystko obrywał co znalazł na krzaku,
Tyle jadł fruktów, tyle wąchał kwiatów,
Że aż sytości doświadczył niesmaku.
Lecz gdy w południe słońce wyniesione
Płomień skwarnego rozlało upału,
Chłopczyna, czując siły swe zemdlone,
Z zwieszoną główką czołgał się pomału.
Czarne kędziorki pot mu oblał hojny,
Częstym się piersi wznoszą odetchnieniem..
Ach! gdzież naówczas był Rozum spokojny,
Żeby go swoim mógł ochłodzić cieniem?
Tam gdzie dąb ziemię krył wierzchem szerokim
Gdy zmierza kroki mdlejące,
Znajduje bóstwo w zamyśle głębokim
Spokojnie w cieniu leżące.
Przyjmij mnie, rzecze, na twe zimne łono,
Jeżeli nie chcesz, bym z upału zginął.
Rozum swą szatę otworzył przestrono
I tą Kupida wokoło obwinął.
Jak gdyby zimnym wskroś przejęty lodem,
Puls w nim bić przestał, krew się zatrzymała,
Niestety! zbytnim ostudzona chłodem,
Miłość na łonie Rozumu skonała.