Upita to wieś na Litwie, która zainteresowała mnie ze względu na miejsce rehabilitacji Andrzeja Kmicica z Sienkiewiczowskiego "Potopu". Mianowicie kościół p.w. św. Karola Boromeusza, drewniany, wzniesiony w 1787 r. na miejscu starszego, fundowanego w 1742 r. przez Stanisława Tyszkiewicza i jego żonę Ewę z Białłozorów. Według różnych źródeł w kaplicy lub przy kościele miał być lub jest pochowany poseł upicki Władysław Siciński, który jako pierwszy skorzystał z prawa liberum veto, zrywając w 1652 r. sejm w Warszawie.
We wsi mieszka podobno około pięciuset osób, ja widziałam może kilka. Poza kościołem. cmentarzem, pocztą, szkołą, sklepem i domami mieszkalnymi nie ma nic więcej. Nie byłoby o czym pisać, gdyby nie Sienkiewicz:) Zatem zajrzyjmy do "Potopu".
We dwa tygodnie później pan Kmicic wstawał już i chodził na kulach, a następnej niedzieli uparł się jechać do kościoła.
- Pojedziem do Upity - rzekł do Soroki - bo od Boga trzeba poczynać, a po mszy do Wodoktów.
Soroka nie śmiał się sprzeciwiać, więc kazał jeno wymościć sianem skarbniczek, a pan Andrzej wystroił się odświętnie i pojechali.
Przyjechali w czas, gdy mało jeszcze ludzi było w kościele. Pan Andrzej, wsparty na ramieniu Soroki, podszedł pod sam wielki ołtarz i klęknął w kolatorskiej ławce; nikt też go nie poznał, tak zmienił się wielce; twarz miał bardzo chudą, wynędzniałą, a przy tym nosił długą brodę, która mu czasu wojny i choroby wyrosła. Kto i spojrzał na niego, pomyślał, że jakiś przejezdny personat na mszę wstąpił; kręciło się bowiem wszędzie pełno przejezdnej szlachty, która z pola do swych majętności wracała.
Kmicic, zatopiony w modlitwie, nie widział nikogo; z pobożnego zamyślenia zbudziło go dopiero skrzypienie ławki pod nogami wchodzących do niej osób. Wówczas podniósł głowę, spojrzał i spostrzegł tuż nad sobą słodką a smutną twarz Oleńki. Nagle przed kościołem rozległ się szczęk broni i tętent kopyt końskich.(...)
Tłumy poczęły się kołysać, wszystkie głowy zwróciły się naraz ku drzwiom. A wtem zaroiło się we drzwiach i hufiec zbrojny pojawił się w kościele. Na czele szli z brzękiem ostróg pan Wołodyjowski i pan Zagłoba. Tłumy rozstępowały się przed nimi, a oni przeszli przez cały kościół, klękli przed ołtarzem, pomodlili się krótką chwilę, po czym obaj weszli do zakrystii.
Więc uczyniło się cicho; ksiądz zaś w serdecznych słowach powitał naprzód wracających żołnierzy, wreszcie oznajmił, że list królewski zostanie odczytany, przez pułkownika chorągwi laudańskiej przywieziony.
Więc uczyniło się jeszcze ciszej i po chwili po całym kościele rozległ się głos od ołtarza:
"My, Jan Kazimierz, król polski, wielki książę litewski, mazowiecki, pruski etc., etc., etc. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen.
...wiadomo czynimy całemu stanowi rycerskiemu, mianowicie zaś ludziom wojskowym i świeckim, urzędy mającym cuiusvis dignitatis et praeeminentiae, oraz wszystkiemu obywatelstwu Wielkiego Księstwa Litewskiego i naszego starostwa żmudzkiego, że jakiekolwiek gravamina ciążyłyby na urodzonym a nam wielce miłym panu Andrzeju Kmicicu, chorążym orszańskim, te coram jego następnych zasług i chwały zniknąć z pamięci ludzkiej mają, w niczym czci i sławy pomienionemu chorążemu orszańskiemu nie ujmując." (...)
 |
Kościół był zamknięty, więc próbowałam zajrzeć do środka oknem. Niestety było za wysoko, stąd takie rozmazane zdjęcie |
Tłumy poczęły się kołysać, wszystkie głowy zwróciły się naraz ku drzwiom. A wtem zaroiło się we drzwiach i hufiec zbrojny pojawił się w kościele. Na czele szli z brzękiem ostróg pan Wołodyjowski i pan Zagłoba. Tłumy rozstępowały się przed nimi, a oni przeszli przez cały kościół, klękli przed ołtarzem, pomodlili się krótką chwilę, po czym obaj weszli do zakrystii.
Więc Babinicz to on?! Więc ów pogromca Szwedów, zbawca Wołmontowicz, zwycięzca w tylu bitwach to Kmicic?!... Szum wzmagał się coraz bardziej, tłumy poczęły cisnąć się ku ołtarzowi, aby go widzieć lepiej. (...)
- Panie Andrzeju! - wołał pan Zagłoba - ot, przywieźliśmy ci gościńca. Sam się takiego nie spodziewałeś! Do Wodoktów teraz, do Wodoktów, na zrękowiny i wesele!...
("Potop", t. III, rozdz. 30.)
Słynne słowa Oleńki: "Jędruś! ran twoich niegodnam całować!" nie padły w kościele upickim, jak to pokazał film Jerzego Hoffmana, ale w Wodoktach.