Nasz noblista odwiedził Puszczę Białowieską we wrześniu 1882 roku. Pojechał tam na zaproszenie Zygmunta Glogera, a towarzyszyli mu dwaj byli powstańcy styczniowi: rzeźbiarz, kamieniarz – Julian Markowski oraz rysownik, ilustrator Michał Elwiro Andriolli. Wrażenia z pobytu opisał w dziełku pod tytułem "Z Puszczy Białowieskiej". Oto kilka jego fragmentów:
...w pobliżu Hajnówki ujrzeliśmy widnokrąg zamknięty pasem boru. Była to puszcza. Dojrzeć ją można z większej odległości, niż inne lasy, nie tylko z powodu równości gruntu, ale z powodu ogromu drzew i wielkiej głębi obszarów leśnych. Skutkiem tych głębin, puszcza odrzyna się na skłonie nieba niezmiernie czarno, bez porównania wyraziściej i twardziej, niż knieje, jakie zdarzyło mi się widzieć w Królestwie. (...)
Ciągnie się też puszcza siedm mil wzdłuż i pokrywa 22 mile kwadratowe, nie licząc w to Świsłockiej, niegdyś Tyszkiewiczowskiej, obecnie rządowej. O ile mi wiadomo, jest to największy las w Europie. Drzewa też w nim nie ustępują wyniosłością i grubością żadnym innym.
Nazajutrz rankiem wyszliśmy pod przewodnictwem leśnika, obiecano nam bowiem widok żubrów. Po dniu można się było doskonale puszczy przypatrzyć. Przedewszystkiem uderza w niej i odróżnia ją od innych lasów mieszanina drzew. Jednolity las znajduje się w częściach pojedynczych straży, ale na większości przestrzeni mieszanina przeważa. Sosna, dąb, jesion, osika, świerk, rosną tu obok siebie w bezpośredniem sąsiedztwie. Spoglądając w dal, widzisz wszystkie odcienie zieloności — od ciemnej, aż do jasno-żółtawej. Rozmaitość ta bawi oko i odejmuje puszczy posępny, jednostajny charakter. Drugą cechą puszczy jest wysokość drzew. Dążąc do światła, którego tylko wierzchołkami zachwycić może, każde drzewo nie rozrasta się tam szeroko, ale strzela w górę wyniosłym, pozbawionym gałęzi pniem, który dopiero u wierzchołka rozkłada się w gałęziastą koronę.
Nadleśny odjechał. Po chwili zjawił się jeden z budników. - Schowajcie się, schowajcie! - wołał. - Zaraz będą szły tędy. Skoczyliśmy co prędzej do sosen, żubry szły rzeczywiście. Spore stado, ruszone przez budników, zatłoczyło się w ten kąt, przez który i nam wypadało wracać do domu. Posłyszawszy nawoływanie, zaledwie zdążyliśmy schronić się za drzewa, gdy ze wszystkich stron posypało się kilkanaście sztuk. Były tam stare samce, młode byczki, i krowy z cielętami. Niespodzianie połączyło się z nimi i stado jeleni, które również schroniło się w to zacisze poprzednio. Wówczas otoczyła nas cała menażerya puszczy. Krasne łanie biegły bezładnie becząc, za niemi zaś ostatni podążał jeleń, jakiś zwycięzca z wczorajszej walki, uwieńczony potężną koroną rogów. Teraz biegł za niemi w ciężkim galopie, przechylając przeciążoną głowę na grzbiet.
Chłopi puszczańscy mają po większej części wysoki wzrost, są bardzo szczupli, niemal chudzi. Ubiór ich stanowi szara siermięga, sięgająca kolan, płócienne szarawary i chodaki z łyka, przymocowane sznurkiem, okręconym koło nogi, czem nie różnią się zresztą od swych zapuszczańskich sąsiadów. Co mnie w nich uderzyło, to nadzwyczaj delikatna cera, jakiej gdzieindziej nie dostrzedz. Zawdzięczają ją oni zapewne życiu w cieniach i mrokach leśnych. Mniej wystawieni na działanie promieni słonecznych, mniej się też opalają. Jasnowłosych niewielu pomiędzy nimi widziałem. Prawie wszyscy mają ciemno-blond włosy i wielkie, zamyślone, niebieskie oczy. Są to twarze ładne, a zwłaszcza sympatyczne, o rysach bardzo drobnych i uduchowionym wyrazie. Lud to trzeźwy, gościnny i nadzwyczaj pobożny.
Białowieża leży w samym środku puszczy; jest to ogromna wieś, mająca do 11 wiorst kwadratowych rozległości, zamożna, zamieszkana przez pomieszaną ludność Mazurów, Litwinów i Rusinów. Nazwę swą zawdzięcza zapewne wieś, jak i cała puszcza, jakiejś białej wieży, która niegdyś musiała się tu wznosić. Kiedy? — nikt nie pamięta — i o ile mi wiadomo, niema również żadnych śladów piśmiennych. Gloger, który ich poszukiwał, nic nie odkrył.
Byłbym szczęśliwy, gdyby moje opowiadanie mogło kogo zaciekawić i zachęcić. Inne części kraju znane są lepiej, a może nie są tak ciekawe, tak odrębne, może nie tworzą takiego zamkniętego w sobie świata. (...) Myśl też chętnie wraca do tych lasów odwiecznych, i pióro chętnie dzieli się wrażeniami z czytelnikiem…
Zaciekawiło mnie...
OdpowiedzUsuńCieszę się 😀
UsuńObserwacje Sienkiewicza dotyczące zarówno puszczy jak i ludzi zamieszkujących te tereny są aktualne do dziś. Puszcza to faktycznie jeden z największych obszarów leśnych w Europie z fragmentami lasu pierwotnego, a ludzie nadzwyczaj gościnni czego doświadczyliśmy spędzając urlop na Podlasiu. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam. Tylko żubrów jak na lekarstwo. Pozdrawiam również:)
UsuńCzyżby w Puszczy szukał inspiracji do niektórych wątków w swoich powieściach?
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe:)
UsuńNiezwykle dużo podróżował Henryk Sienkiewicz.....
OdpowiedzUsuńOj, tak. Od dwunastego roku życia był wciąż poza domem. Do śmierci.
UsuńO tak pięknych miejscach można tylko pięknie pisać...;o)
OdpowiedzUsuńTo prawda:)
UsuńOD 12 roku życia do końca? a to mu zazdroszczę. Niewielu rzeczy ludziom zazdroszczę, a najbardziej możliwości ciągłego podróżowania i znajomości języków obcych. Podróżowanie było zapewne inspiracją, doświadczeniem, ale też możliwością poznawania nie tylko ludzi i otoczenia, ale też samego siebie.
OdpowiedzUsuńOdkąd opuścił dom rodzinny, żeby uczyć się w Warszawie, nigdzie dłużej nie zagrzał miejsca. Zresztą żył z tego, że pisał korespondencje do warszawskich gazet z różnych stron świata. Zmarł na obczyźnie, w hotelu.
UsuńA to ciekawe, że Sienkiewicz tak jak ja był w tej pięknej puszczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)*
Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńJak zinterpretować wiersz ptaszki w pudełku ignacego kraśickiego, pilne na jutro
OdpowiedzUsuńNie ma takiego wiersza:))) Są "Ptaszki w klatce";) Mądra bajka, opowiadająca o potrzebie wolności starego czyżyka i niezrozumieniu tej potrzeby przez młodego, urodzonego w klatce. Pozdrawiam:)
UsuńWitaj Agnieszko
OdpowiedzUsuńDziękuję za tą piękną, wirtualną podróż. Ta rzeczywista jeszcze przede mną.
Ubawiło mnie to pytanie Ucznia w potrzebie:))) Mój bratanek też mnie kiedyś rozbawił Akcją pod magazynem
Pozdrawiam ciepło
Mnie też ubawiło:) Myślałam, że to żart, ale odpowiedziałam poważnie. Nawet w nazwisku poety jest błąd:(
UsuńNo tak i jeszcze z małej litery. Teraz większość nie zwraca na to uwagi. Piszą jak leci, no chyba, że komputer lub telefon wychwyci błąd
OdpowiedzUsuńNiestety...
Usuń