sobota, 15 października 2022

Nałkowska w Krakowie

Lato 1912 roku Zofia Nałkowska spędziła w Krakowie. Zamieszkała w Hotelu Francuskim przy Pijarskiej 13, gdzie "było wygodnie, czysto i ślicznie", jak możemy przeczytać w drugim tomie jej Dzienników. 


Jednak pośród tego "dobrobytu, chcianego w celach higienicznych" było jej smutno. Jak zwykle zresztą, gdy znajdowała się z dala od domu. Innym powodem jej przygnębienia była świadomość, że w Krakowie mieszka Edmund Szalit, którego poznała trzy lata wcześniej. Zakochała się w nim z wzajemnością, ale oboje byli w związkach małżeńskich i nie chcieli ich rozbijać. 

Reprezentacyjne schody w Hotelu Francuskim, po których Nałkowska zapewne wchodziła

Tak więc dni wypełnione były "nie czekaną zupełnie tęsknotą za Szalitem". Patrząc na Planty z okna hotelu, przypomina sobie, że "pod tymi drzewami przeżyła największą miłość swego życia". Miała dużo czasu na czytanie i pisała kilka zdań o każdej z lektur. Podobał jej się Sam wśród ludzi Stanisława Brzozowskiego (notabene szwagra Szalita), ale krytykowała Ikarowe loty Iłłakowiczówny i Urodę życia  Żeromskiego. "Znowu rozczarowanie. Zwłaszcza bezsilny i zgoła głupi drugi tom. Wyrosłam już z tego gatunku piękności i ze smutkiem straciłam mistrza" - napisała o autorze Ludzi bezdomnych

Wnętrza Hotelu Francuskiego

Z Żeromskim i jego żoną spotkała się zresztą w Krakowie, ale wspomniała o tym w Dziennikach jednym zdaniem. Była też na kawie z Wacławem Berentem, pisarzem dziś zapomnianym, którego powieść Próchno, była jedną z ważniejszych w okresie Młodej Polski. Nałkowska wypowiedziała się o niej w jednej z recenzji: Próchno to obraz obcej metropolii, świecącej złudnym światłem...

Przepiękna klatka schodowa, której uroku nie oddaje żadne zdjęcie

Spacerując po Plantach rozmawiała z Berentem między innymi o samotności. "Aż do zachwytu poważam tego człowieka" - zapisała w Dziennikach - "za obojętność nieskończona wobec ludzkich sądów, za najistotniejszy psychiczny arystokratyzm, jaki mi się widzieć przytrafiło".

Planty

Hotel Francuski, w którym pisarka mieszkała, znajduje się bardzo blisko (naprzeciwko) Muzeum Czartoryskich. Nie omieszkała go zwiedzić. "...widziałam śliczną Leonarda kobietę z łasicą oraz inkrustacje srebrem, konchą i kością na starych meblach" - zanotowała w Dziennikach
Nie pokażę Wam jednak obrazu Leonarda da Vinci, bo możecie go znaleźć w Internecie, a moje zdjęcie jest ciemne i niewyraźne. Jak zwykle nie można robić fotografii z lampą, a pomieszczenie jest nieoświetlone ze względu na dobro arcydzieła. Najlepiej więc wybrać się do muzeum i zobaczyć Damę z łasiczką na własne oczy. 

Muzeum Czartoryskich

W Krakowie Nałkowska pozostała do końca lipca, a następnie wybrała się do Drezna. Ale to już inna historia.

19 komentarzy:

  1. Świetny trop, lubię te opowiadania o wielkich literatach i ich czasem przyziemnych sprawach w różnych miejscach świata. Ostatnio znów byłem w Wilnie, i znów "u Mickiewicza" i znów opowiadanie i... całkiem inna historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęsknię za Litwą, mam tam przyjaciół. Może wybiorę się w przyszłym roku.

      Usuń
  2. Zofia Nałkowska często wspomina czym jest dla niej dziennik. Warto zacytować więc stosunkowo obszerne fragmenty z tego jej „prywatnego dzieła”. 1 IV 42 zapisuje: „Przemijanie moich uczuć i przemijanie ludzi, którzy wciąż odchodzą i wciąż umierają, po których nie zostaje nic – to jest jedyny dla mnie powód pisania. Chęć zatrzymania mknącego, na zawsze znikającego życia. Jak dawniej i teraz nie chodzi mi o zdarzenia historyczne, o losy narodów, o fakty przepływające wstecz – nie kuszę się o to, inni zajmą się tym i zrobią lepiej. Ale o mną ujrzane i mną doznane życie – całkowicie skazane na zgubę (...).” Notatki są więc próbą wyodrębnienia i zapisania swojego, jedynego w swoim rodzaju świata. Nie jest to jednak w pełni możliwe i świadoma tego Nałkowska ubolewa, iż jej zamiar jest niewykonalny. „Nigdy nie zdołam, nigdy nie zdążę, nie ogarnę, nie poradzę, nie spamiętam. Ach, oto już nie ma, już uleciało, już mi się bezpowrotnie wymknęło” – woła, ale na przekór temu tym bardziej stara się zatrzymać życie, ustrzec jego fragmenty przed zgubą i zniszczeniem. „Przemijanie bez śladu napełnia mnie przerażeniem”, mówi, dlatego jej pisarstwo to wszystko, aby pozostawić po sobie jakiś widomy znak, aby utrwalić siebie. Wokulski Stach -Fb

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj pisze się po to, by utrwalić siebie lub kogoś. Ale Nałkowska pięknie to ujęła.

      Usuń
  3. Jeśli ktoś z zamierza napisać książkę "Śladami Agnieszki Zielińskiej" to niech już zacznie wędrówkę, bo nie "wyrobi"...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak to bywa, że pisarze też mają " własne gusta" :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę zobaczenia "Damy z łasiczką" na żywo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie jak Mona Lisa wydała mi się mniejsza niż myślałam.

      Usuń
  6. Gdy będę w Krakowie chciałabym zobaczyć miejsca zaprezentowane przez Ciebie.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię to spojrzenie na odwiedzane miejsca przez pryzmat sławnych pisarzy. Zaczyna to być zaraźliwe, bo gdy myślę o wyprawie do Krakowa to biorę pod uwagę prezentowane przez Ciebie miejscówki. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ,, Podróże z Tobą " to wielka przyjemność. Wydaje nam się że znamy np Kraków czy inną miejscowość a tu proszę niespodzianka Ty pokazujesz nam z zupełnie innej strony. Wspaniałe pozdrawiam serdecznie B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi. Takie słowa zachęcają do dalszego prowadzenia bloga. Dziękuję:)

      Usuń
  9. Ciekawy trop, Kraków kojarzyłam z wieloma pisarzami, ale nigdy z Nałkowską. Zresztą mało mi znaną, poza Granicą i Medalionami nie czytałam nic więcej. A jak widzę z fragmentu zacytowanego przez któregoś z komentatorów dzienników to ciekawa osobowość i warto się z nią zapoznać. Moim ulubionym Leonardo niezmiennie pozostaje Madonna wśród skał, ale nie widziałam jeszcze na żywo Ostatniej Wieczerzy więc wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam Ostatnią Wieczerzę, ale nie mogłam się jej przyjrzeć, nie mówiąc już o jakiejś refleksji w tym miejscu. Popędzali nas jak owce na pastwisku...

      Usuń
    2. Tego się obawiam, co nie zmienia faktu, iż będę próbowała ją obejrzeć.

      Usuń

Pozostawienie komentarza (choćby anonimowego) daje mi poczucie, że warto dalej tworzyć ten blog, bo ktoś go jednak czyta:)