Ostatni dzwonek przed maturą, żeby przypomnieć sobie lektury! Może ten post też się na coś przyda:) Kontynuujemy wycieczkę po Warszawie śladami "Lalki" Bolesława Prusa. Część pierwszą znajdziecie tu: http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2015_04_01_archive.html
Po Alei chodziły wiosenne powiewy, roznosząc tę szczególną woń, która poprzedza pękanie liści na drzewach i ukazanie się pierwiosnków; szare trawniki nabrały zielonawego odcienia; (t.1., rozdz. 7.)
Pan Tomasz Łęcki z jedyną córką Izabelą i kuzynką Florentyną nie mieszkał we własnej kamienicy, lecz wynajmował lokal, złożony z ośmiu pokojów, w stronie Alei Ujazdowskiej. Miał tam salon o trzech oknach, gabinet własny, gabinet córki, sypialnię dla siebie, sypialnię dla córki, pokój stołowy, pokój dla panny Florentyny i garderobę, nie licząc kuchni i mieszkania dla służby... (t.1, rozdz.5.)
Przewodnik, pan Sebastian Łabęda, opowiadał o losach kamienic, które opisał Prus, a których już nie ma... Przy ulicy Kruczej, pod numerem 12. mieszkał autor "Lalki". Tu powstawała ta powieść.
Niestety z kamienicy ocalała tylko jedna część. Dobudowano do niej mieszania o wątpliwym uroku.
Zobaczyliśmy dom przy ulicy Kruczej 26, który - jak uważają badacze twórczości Prusa - znajduje się w tym miejscu, w którym stała do powstania warszawskiego kamienica Łęckich. Tu mieszkała baronowa Krzeszowska, która oskarżyła panią Stawską o kradzież lalki. O takim autentycznym incydencie przeczytał Prus w gazecie i, jak pisał, proces o lalkę skleił mu większość wątków pisanej wtedy powieści. Z wdzięczności nadał dziełu ten właśnie tytuł. Choć czytelnikom od początku lalka kojarzyła się z Izabelą Łęcką, pisarz jasno stwierdził, że chodziło mu o lalkę Helusi Stawskiej.
W powieści nie jest to przyjazne miejsce, dziś możemy to samo powiedzieć po przygodzie, jaka nas tam spotkała. Otóż kiedy przewodnik opowiadał nam o tej kamienicy, uczniowie znaleźli w "Lalce" fragmenty ją opisujące i zaczęli czytać.
Pisze do mnie Stach z Paryża (prosił mnie o to samo przed wyjazdem), ażebym się zaopiekował kamienicą, którą kupił od Łęckich. (...) Patrzę, dom żółty o trzech piętrach, numer ten sam, ba!... nawet już na tabliczce znajduję nazwisko Stanisława Wokulskiego...
(t.2., rozdz.2.)
Szybko zjawił się młody człowiek, ochroniarz, który kazał nam odejść, ponieważ staliśmy na chodniku i, częściowo, prywatnym parkingu. Przewodnik grzecznie wytłumaczył, o co chodzi, ale nie dotarło. Ochroniarz stanowczo nas przeganiał i wzywał krótkofalówką pomoc, informując kolegę, że "jacyś jehowi coś tu czytają i nie chcą odejść". Próbowałam mu wytłumaczyć, że "Lalka" to nie "Biblia", ale chyba bezskutecznie. Wreszcie zapytałam czy ma maturę. Stwierdził, że ma i... uciekł. Dzieciaki się śmiały, że powieści Prusa na pewno nie czytał.
Nie zdążyliśmy już zajrzeć do Łazienek, ale każdy z nas je zna. Zimny wiatr odebrałby nam zresztą przyjemność spacerowania.
Warszawa jest bardzo bogata w tego typu trasy do zwiedzania. Zamierzamy tu wrócić jesienią szlakiem Stefana Żeromskiego.
Relację moich uczniów możecie przeczytać na: https://humaniscizsce.wordpress.com/
Pani to ma zawsze jakieś przygody! :-) Pozdrawia była uczennica.
OdpowiedzUsuńNo tak... Zdarzają się:)
UsuńPiekna literacka wycieczka. Rozpoznaje też na zdjęciu najlepszego warszawskiego przewodnika. PAN Sebastian? Gratuluje pomysłu!
OdpowiedzUsuńNie znam innych warszawskich przewodników, ale pan Sebastian był naprawdę świetny!
UsuńZdjęcie kamienicy przypomina trochę tę, jaką wyobrażałam sobie, jako kamienicę Łęckich, z zamkniętym podwórzem, na którym paradowały praczki. A co do tytułu powieści to chyba każdy ma swoją wersję jego genezy niezależnie o tego, co miał na myśli autor :)
OdpowiedzUsuńJednak zdanie autora ma znaczenie, skoro się w tej sprawie wypowiadał na łamach prasy.
UsuńOczywiście, że ma, ale my możemy mieć swoje, choć na maturze to chyba lepiej trzymać się wersji autorskiej :) Miałaś nosa z Lalką, powtarzając przed maturą (choćby w takiej formie)- słyszałam dziś od znajomej, że jej córka miała Lalkę na maturze.
UsuńAż żałuję, że nie uczyła mnie Pani języka polskiego :( To musiała być fantastyczna wycieczka :) Bardzo lubię powieść Prusa, więc tym bardziej zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Myślę, że jednak nie wszyscy moi uczniowie są zadowoleni, że ich uczę:)
UsuńNo, proszę. Nie ma nic bardziej podejrzanego niż czytanie!
OdpowiedzUsuńFakt:) Co za czasy!
UsuńNa maturę nadszedł czas, jak co roku w maju... Fajnie, że uczniowie mają gdzie spojrzeć przed egzaminem, powtórzyć....:))
OdpowiedzUsuńWłaśnie się dowiedziałam, że dziś na maturze była "Lalka"! A nie mówiłam? :)
Usuńpodążając śladami Lalki zostawia Pani trwały ślad w pamięci uczniów , i nas
OdpowiedzUsuńtak że przyjdzie czas że ktoś ruszy Pani śladami
Grzegorz P
Mam nadzieję, że tak się stanie...
UsuńDobrze, że ktoś jeszcze pamięta nie tylko o literaturze, ale i miejscach z nią związanych. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, pamiętam:) Również pozdrawiam.
UsuńTaka wycieczka to świetny sposób na omówienie lektur. Uśmiałam się z tych jehowych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Też się uśmialiśmy, ale jakby tak się zastanowić, to smutne...
UsuńSuper. Miałaś przeczucie z tą "Lalką". Taka relacja przed sama maturą... Brawo!
OdpowiedzUsuńDzięki:) "Lalka" jest tak bogata w motywy, że można ją brać na maturę co rok!
UsuńDość dawno czytałem "Lalkę", dzięki temu artykułowi odświeżyłem sobie co nie co :) Ciekawy wpis, podobnie jak i książka. Jaka lektura następna?
OdpowiedzUsuńTen blog nie jest o lekturach szkolnych, choć czasami się zdarzają. Polecam też inne posty:)
OdpowiedzUsuńMój dalszy ciąg "studiowania" Pani wspaniałego bloga. Zaglądam w przerwach między innymi zajęciami, ale od piątku mam urlop i już cieszę się na dalsze czytanie. Pracuję na uczelni technicznej, jest to Politechnika Lubelska. I po przeczytaniu tego wpisu muszę podzielić się smutnymi (niestety) spostrzeżeniami dotyczącymi znajomości (raczej jej totalnego braku) literatury polskiej i obcej naszej młodzieży. Państwa doświadczenie z ochroniarzami jest tego potwierdzeniem. Przyznam, że z kolegami z Wydziału Budownictwa i Architektury często robimy sobie żarty z młodych ludzi. Przy okazji zaliczeń i ustnych egzaminów z przedmiotów zawodowych padają z naszej strony pytania czy dygresje do dzieł wybranych autorów lub opisów miejsc z literatury, nie tylko zawodowej (z tą też niestety jest źle). Okazuje się, że nazwiska takie jak: Kraszewski, Orzeszkowa czy Lem są im zupełnie obce. O wielu innych coś słyszeli, ale nie pamiętają co. Najbardziej boli, że są to studenci architektury, która jest nie tylko rzemiosłem ale też (a może przede wszystkim) sztuką. Młodzi ludzie już na etapie studiów uważają się za twórców, artystów, kreatorów rzeczywistości. Boli, że nie chcą poznać innych, także tych którzy opisywali świat i dzieła ludzkie w swoich książkach. Może dlatego robią później "kariery" ochroniarzy czy sprzedawców w marketach, bo inteligentny i zamożny inwestor szybko zauważy braki w edukacji nieokrzesanego architekta. Problem w tym, że nie możemy im tego wpoić, że warto czytać, sięgać do rożnych źródeł. Gdzie popełniamy błąd?
OdpowiedzUsuńDzieła Kraszewskiego, Orzeszkowej i Lema nie są juz w lekturze obowiązkowej, więc trudno się dziwić, że większość młodych ludzi nie słyszała nawet tych nazwisk. Gdzie popełniamy błąd? Myślę, że świat tak bardzo się zmienił przez ostatnie 20 lat, że nie jesteśmy w stanie zapobiegać tego typu zjawiskom, o których Pani pisze. Znam je, bo na co dzień pracuję z młodzieżą, a i ze studentami miałam przyjemność przy okazji studiów doktoranckich. Jeśli czegoś nie wyniesie się z domu, trudno to potem nadrobić. Szkoła dziś niewiele może.
Usuń