niedziela, 14 kwietnia 2024

Werona Romea i Julii

Omawiałam niedawno z licealistami dramat Szekspira "Romeo i Julia". Chciałam im pokazać Weronę, którą odwiedziłam w 2009 roku. Zaglądam na blog, a tu nie ma Werony... Byłam pewna, że o niej pisałam. Cóż, muszę to nadrobić, zabieram więc Was do miasta zakochanych.

Na Weronę mieliśmy pół dnia, więc skupiliśmy się na zobaczeniu słynnego balkonu Julii Capuletti. Podobno Szekspir nie zmyślił tej historii. W jego czasach znane były dzieje dwojga młodych, którzy zakochali się w sobie, choć pochodzili z nienawidzących się rodów. Dramaturg dodał kilka szczegółów, między innymi plan ojca Laurentego i tak powstała najbardziej chyba znana na świecie tragedia miłosna. 

Tak zwany Dom Julii (Casa di Giulietta) to naprawdę kamienica należąca do rodu Cappello. Mieści się przy via Capello 23. Zaaranżowana została na potrzeby turystyki dopiero w XX wieku. Miasto, kupując budynek w 1905 roku, wykorzystało podobnie brzmiące nazwy rodów oraz jego umiejscowienie. Podobno wcześniej był tu dom publiczny. Balkon dobudowano dopiero w 1935 roku. Można na niego wejść za 6 euro, ale kolejka zniechęca.

Na środku dziedzińca znajduje się drzewko miłości. Zakochani piszą życzenia i wieszają na drzewku licząc, że się spełnią. Mnóstwo tutaj również kłódeczek z inicjałami zakochanych. Pomnik Julii ma dużo jaśniejszą prawą pierś, bowiem istnieje legenda, że trzeba ją pogłaskać, żeby mieć szczęście w miłości. To głaszczą. Wytarli nie tylko prawą...

W Weronie istnieje też dom Romea, w którym w XV wieku mieszkał ród Montecchich. Przed średniowieczną kamienicą kolejek jednak nie ma. Budynek należy do prywatnych właścicieli i nie można wejść do środka. Mieliśmy za mało czasu, żeby poznać miasto. Zdążyliśmy jeszcze tylko kupić serduszko z wyszywanymi imionami u pani, która robiła je na miejscu. 

Kilka godzin na Weronę to zdecydowanie za mało. Jednak lepiej to niż nic. Jest jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia...

16 komentarzy:

  1. Agnieszko!
    Jak pięknie pokazałaś Weronę! Widzę, że Julia jest oblegana. Spora kolejka aby zrobić sobie z nią selfie. Oglądając Twoje zdjęcia, jestem zachwycona, mam wrażenie, że znowu spaceruję jej uliczkami. W czasie jednego z pobytów przy Arena di Verona poustawiane były eksponaty do opery Nabucco. Chciałabym w tym niezwykłym miejscu wysłuchać słynnego Va Pensiero - Choru niewolników.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Faktycznie oblegane, ale niezwykłe miejsce. Pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
  2. Pod względem literackim zobaczyłaś najważniejsze miejsce w Weronie. Ze względu na ilość tłumów na placu przed domem Julii uciekaliśmy dość szybko z tego placu. Natomiast samo miasto jest bardzo interesujące i warte zwiedzenia. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu na zwiedzanie miasta. Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  3. Pamiętam ten balkon z podręcznika do języka polskiego. Chyba muszę jeszcze raz przeczytać tą lekturę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Miłość nie zna granic, choć trzeba przyznać że jest ślepa. Ale to cudowne uczucie. Pozdrawiam serdecznie podróżniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się zarówno ze ślepotą, jak i cudownością. Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  5. Publiczne molestowanie Julii !! ;o) A może to Romeo kochał bardziej ?? ;o)

    OdpowiedzUsuń
  6. Minusem takich miejsc są tłumy odwiedzających

    OdpowiedzUsuń
  7. Pół dnia to mało, byłam półtora dnia i też uważam, że to mało. Do Julii poszłam jedynie dlatego, że trochę padało, więc ludzi było nieco mniej, co nie przeszkadzało temu, że miałam zaledwie sekundę na zrobienie zdjęcia posągu bez macających ją rąk turystów. Udało mi się jednak pospacerować po mieście, wejść do kościoła Anastazji, przejść się mostem Scaligero i Pietro, popatrzeć na Zamek, wejść do Castelveccio, obejrzeć kilka strzelistych nagrobków, Arenę, dwie bramy. Oj muszę to spisać, bo pamięć bywa ulotna. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Połączenie faktów z historii z wyobraźnią autora daje zazwyczaj świetny rezultat. Pozdrawiam wierny czytelnik.

    OdpowiedzUsuń

Pozostawienie komentarza (choćby anonimowego) daje mi poczucie, że warto dalej tworzyć ten blog, bo ktoś go jednak czyta:)