niedziela, 3 listopada 2019

Dagny w Tbilisi

W ten zaduszkowy czas przypomniał mi się grób młodej kobiety, która pojechała do stolicy Gruzji (zwanej wtedy Tyflisem) na wakacje i już z niej nie wróciła. Mowa o Dagny Juel, norweskiej pisarce, pianistce i tłumaczce, która ma to nieszczęście, że jeśli w ogóle się o niej mówi, to tylko jako o żonie Stanisława Przybyszewskiego.


Polskiego króla bohemy końca XIX wieku poznała w Berlinie, gdzie kończyła studia muzyczne. Pobrali się po kilku miesiącach znajomości w sierpniu 1893 roku. Był to związek nietypowy. On nie zerwał romansu z matką swoich dzieci Martą Foerder (która półtora roku później urodzi mu trzecie dziecko, a gdy będzie w ciąży z czwartym, popełni samobójstwo), ona była muzą malarza Edvarda Muncha (to po odtrąceniu przez Dagny Munch namaluje swój słynny "Krzyk"), a także Augusta Strindberga, Tadeusza Boya-Żeleńskiego i wielu artystów modernizmu z przełomu wieków XIX i XX. Po początkowej szalonej miłości do Dagny i spłodzeniu z nią dwojga dzieci, Stanisław Przybyszewski był coraz mniej zainteresowany żoną. Wyjeżdżał na całe miesiące, pozostawiając ją z małymi dziećmi i jej wielbicielami.


Jeden z nich - Władysław Emeryk - syn właściciela kopalni miedzi i manganu na Kaukazie, ślepo w niej zakochany, zaproponował Przybyszewskim wspólny wyjazd do Gruzji. Dagny miała nadzieję, że czas spędzony z mężem i dziećmi przyczyni się do odnowy jej małżeństwa. Do wspólnego wyjazdu jednak nie doszło. Przybyszewski zakochany już wtedy w Jadwidze Kasprowiczowej, żonie słynnego młodopolskiego poety, wysłał Dagny z synem w towarzystwie Emeryka obiecując, że niebawem do nich dołączy. Zamieszkali w Hotelu Grand w Tbilisi (wtedy Tyflis), w kamienicy, którą widać na powyższym zdjęciu. Dziś nie ma już tam hotelu, są mieszkania prywatne i sklepy.


Pod oknami pokoju, w którym mieszkała Dagny z synkiem Zenonem postawiono pianino (wszak była pianistką). Wisi tam również tablica pamiątkowa z informacją o tragicznej śmierci pani Juel. Po mężu posługiwała się nazwiskiem Przybyszewska, więc myślę sobie, że tę tablicę ufundował jakiś Norweg, a w swojej ojczyźnie jest zapewne znana pod panieńskim nazwiskiem.


Kiedy szaleńczo w niej zakochany Władysław Emeryk nie zdołał nakłonić jej do związku z nim, zastrzelił ją w pokoju hotelowym, a następnie popełnił samobójstwo. Było to 5 czerwca 1901 roku, trzy dni przed 34. urodzinami Dagny. W dniu jej urodzin została pochowana w stolicy Gruzji. Mąż nie był zainteresowany sprowadzeniem jej stamtąd, nie przybył na pogrzeb, nie zainteresował się też losem syna, który został tam sam. Za to pisał do nowej kochanki, Jadwigi Kasprowiczowej: "Ituchna najsłodsza, Pani Dagny odebrała sobie życie razem z Emerykiem. Przeczytaj «Kurier Warszawski» z 5 czy 6 czerwca i przekonasz się, że prawda. Kocham Cię, jadę, wezmę Zenona ze sobą – i wracam". Po syna jednak nie pojechał. Zaopiekowała się nim przyjaciółka Dagny - Władysława Tomaszewska.


Mogiłę Dagny Przybyszewskiej łatwo odnaleźć na najstarszym cmentarzu w Tbilisi. Wchodząc główną bramą, należy skręcić od razu w pierwszą małą uliczkę w lewo. Jest pochowana między ogrodzeniem cmentarza a płotkiem widocznym na poniższym zdjęciu.


Na nagrobku widnieją dwa jej nazwiska (panieńskie Juell skróciła sobie jeszcze na studiach do Juel). Gruzini nie palą zniczy, więc nic nie mogłam kupić. Na szczęście wzięłam ze sobą z Polski dwa znicze na baterię. Ciekawa jestem, czy ktoś pomodlił się przy jej grobie w ten zaduszkowy weekend.




wtorek, 29 października 2019

Spychowo Juranda

Istnieją miejscowości, które jednoznacznie kojarzą nam się z Henrykiem Sienkiewiczem, chociaż on sam nigdy ich nie odwiedził. Należy do nich Chocim, Kamieniec Podolski czy choćby Spychowo. Jest to tak zwana wieś tematyczna, czyli taka, której rozwój dokonuje się wokół wiodącej idei, pomysłu. W tym wypadku jest to nawiązanie do postaci z Krzyżaków - Juranda ze Spychowa.


Zaznaczyć trzeba od razu, że nie jest to mazowiecki Spychów, który stworzył w swojej powieści Sienkiewicz. Jednak podobieństwo nazwy (a zwłaszcza identyczność jej odmiany) pozwoliło tej mazurskiej wsi rozwinąć się wokół postaci Juranda ze Spychowa – jednego z najpopularniejszych bohaterów polskiej literatury, uosobienia odwagi, patriotyzmu, ale też miłości rodzicielskiej. Jego imię nosi główna ulica w tej miejscowości. Co roku, w lipcu, organizowany jest tu festyn „Powrót Juranda do Spychowa”, przyciągający turystów z odległych nawet miejsc. W trakcie tej zabawy uczestnicy przebierają się w stroje z epoki i maszerują przez wieś. Odbywają się także pokazy walk rycerskich i inne atrakcje związane z powieścią Sienkiewicza. Myślę, że pisarz byłby rad, że w taki sposób jego twórczość „trafiła pod strzechy”. Zajrzyjmy zatem do źródła.


Trudno zapamiętać, czy Sienkiewicz nadał grodowi Juranda nazwę Spychów czy Spychowo, ponieważ występuje ona rzadko w mianowniku. Najczęściej w połączeniu imienia bohatera ze Spychowa, jadącego z albo do Spychowa, ewentualnie pana na Spychowie lub spychowskiego. Po tych formach trudno zorientować się, jak brzmi nazwa miejscowości. Sienkiewicz wymienia ją sporadycznie, ale bez wątpienia jest nią Spychów. 
Po raz pierwszy forma podstawowa tego rzeczownika pojawia się dopiero w ósmym rozdziale powieści, gdzie mowa o tym, że „rycerze zmawiali się, aby uczynić wspólną na Spychów wyprawę, lecz każda z nich kończyła się klęską”. Następnie dopiero w dziewiętnastym, kiedy słyszymy o Danuśce, że „łakoma to jest rzecz taka dziewka, bo za nią cały Spychów stoi”. Dlatego krzyżacy decydują się na plan, który podsuwa im Hugo de Danveld słowami:  „…gdybyście porwali tę dziewkę, Jurand oddałby za nią nie tylko Bergowa, ale wszystkich jeńców, siebie samego i Spychów w dodatku!”


Wracający z odzyskaną z rąk krzyżaków Danuśką Zbyszko pociesza dziewczynę: „Zaraz będzie Spychów”. A kiedy już Zbyszko ze stryjem i Jagienką osiedli w Spychowie, „Maćko złupił trochę Spychów — ale ponieważ Zbyszko całkiem zdał na jego rządy— nikt nie śmiał mu się sprzeciwić”. „Trumny Danusinej nie wieźli jednak, gdyż skoro Spychów nie został sprzedany, Zbyszko wolał, aby została z ojcami.” Bo że za Jagienką wziął Moczydoły i wielką majętność opatową, to nie była jego zasługa, ale on już przedtem miał Spychów wraz z ogromnymi skarbami zgromadzonymi przez Juranda…”
I to właściwie tyle, jeśli chodzi o występowanie tej nazwy w mianowniku. Za to jest odmieniana przez wszystkie przypadki niezliczoną ilość razy. Polecam mazurskie Spychowo.


Więcej przeczytacie Państwo w mojej książce "Podróże literackie. Sienkiewicz", dostępnej w księgarniach internetowych, np. tu: https://bonito.pl  albo u mnie z autografem. Wystarczy napisać na adres mailowy az44@wp.pl Można mnie także zaprosić do szkoły, przyjadę z bezpłatnym wykładem:)


sobota, 12 października 2019

Mickiewicz w Szabo

Trwa sezon winogronowy. Zabiorę więc Was dziś do winnicy. Jednej z największych w Europie, bo leżącej na ponad 1200 hektarach w miejscowości Szabo na Ukrainie. Około 70 kilometrów na południowy zachód od Odessy. 


W roku 1825 Adam Mickiewicz zwiedzał powstałą tam trzy lata wcześniej (a więc w roku wydania jego "Ballad i romansów") winnicę, dziś słynną na całą Europę, a może i dalej. Nie było tam wtedy muzeum wina, które można zwiedzać dziś.


Poeta pojechał do Szabo przy okazji wycieczki do nieodległego Akermanu (o którym pisałam tu: http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2019/09/w-poszukiwaniu-stepow-akermanskich)


Winnica istniała wtedy zaledwie trzeci sezon, ale mógł już pić młode wino. Tak przynajmniej twierdził przewodnik, który oprowadzał nas po tym miejscu. Niestety o pobycie Mickiewicza nic więcej nie wiedział. O Puszkinie, który również tam był i którego portret wisi w jednym z pomieszczeń, też nie powiedział wiele. Popiersie tego rosyjskiego poety znajdziemy w piwnicy, gdzie w beczkach przechowywane jest wino. 


Zwiedzanie trwało godzinę, na koniec zaproszono nas na degustację (oczywiście z dopłatą), ale mnie najbardziej podobał się film, prezentujący pracę w winnicy, z podkładem muzycznym z "Czterech pór roku" Vivaldiego. Wspaniale się to oglądało na wielkim ekranie. Nagrałam dla Was fragmencik.


Bachus w tym roku był łaskawy. Winorośl obrodziła, wino się robi:) Starożytne powiedzenie, że mężczyźnie do szczęścia potrzebne są: kobieta, wino i śpiew chyba nie traci na aktualności:) Przy dobrym winie zaśpiewajmy fragment Mickiewiczowskiej "Pieśń Filaretów":
Hej, użyjmy żywota!
Wszak żyjem tylko raz;
Niechaj ta czara złota
Nie próżno wabi nas.
(...)
Mierz siłę na zamiary,
Nie zamiar podług sił.


Jakie lubicie wino? Ja najbardziej czerwone wytrawne. Na odmianach, szczepach się nie znam... Przede mną wyprawa do winnic gruzińskich, może się czegoś nauczę:)

wtorek, 1 października 2019

"Podróże literackie. Sienkiewicz"

Właśnie ukazała się druga część moich podróży literackich, tym razem poświęcona Sienkiewiczowi. Znajdziecie w niej dziewiętnaście podróży po Polsce i Europie, ale jest też Afryka i Ameryka Północna! Bo nasz pierwszy noblista w dziedzinie literatury był niezmordowanym włóczęgą! 


Możecie ją znaleźć w licznych księgarniach internetowych, np. pod tym linkiem: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4900757/podroze-literackie-sienkiewicz, albo u mnie z dedykacją. Wystarczy napisać maila na az44@wp.pl i prześlę :) Kto jeszcze nie ma pierwszej części - o Mickiewiczu, niech się spieszy, bo w ciągu kilku miesięcy rozeszła się połowa nakładu!


Polonistów i bibliotekarzy zapraszam do umawiania się ze mną na bezpłatne spotkania o obu książkach. Pierwsze wolne terminy mam w listopadzie. Na razie jeżdżę z wykładami o Mickiewiczu. Ostatnio byłam w Zielonce pod Warszawą. Zostałam bardzo miło przyjęta, dzieciaki były kochane i o dziwo zainteresowane tym, o czym mówiłam:) Obiecałam, że o nich tu napiszę.


Partonem tej szkoły jest Bolesław Prus, którego uwielbiam i chciałabym zająć się wydaniem  podróży również jego śladami. Pięknie przygotowana przez panią Monikę Gawerek dekoracja, tworzyła atmosferę, zwłaszcza jak zgasiliśmy światło:)


Pozdrawiam Was Kochani i mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy! Uczcie się o naszych pisarzach, bo to również dzięki nim jesteśmy Polakami. Mieli niełatwe, ale ciekawe życie.


piątek, 20 września 2019

W poszukiwaniu stepów akermańskich

Adam Mickiewicz nas oszukał! Tak, wszystkich zrobił w balona, nabił w butelkę czy jak tam się jeszcze mówi... Kiedy? Jak? W 1826 roku, dołączając do sonetów krymskich wiersz "Stepy akermańskie"! Owszem jest to sonet, ale nie krymski. A takie właśnie rozpoczyna. 


Miałam ze sobą ów tomik, kiedy wyruszyłam na podbój stepów akermańskich. Nie znajdują się one na Krymie, ani nawet nie po drodze z Odessy na ten półwysep i nie opisał ich Mickiewicz po tej wyprawie, tylko dużo wcześniej. W Odessie poznał poeta Karola Marchockiego, który zaprosił go do swego domu w Akermanie, gdy Mickiewicz dowiedział się o pobycie w tej miejscowości swego znajomego Serafina Haciskiego. 


Akerman to dziś ukraińskie miasto Białogród, położone około osiemdziesięciu kilometrów na południowy zachód od Odessy (a więc w przeciwną stronę niż Krym). Góruje nad nim twierdza, której początki sięgają VI wieku, a która była lennem królów Polski w XIV wieku. Swą nazwę Akerman zawdzięcza Turkom. W ich języku oznacza białą twierdzę.


Zwiedzał ją Mickiewicz wiosną 1825 roku. Dziś nie jest specjalnie atrakcyjna dla turysty. Wewnątrz  udostępnione tylko jedno małe pomieszczenie, ale nic tam nie ma. Warto jednak wejść na mury, z których rozciąga się piękny widok.


Z jednej strony leman Dniestru, czyli zatoka, która powstała z zalanego, ujściowego odcinka głębokiej doliny rzecznej lub cofającego się morza (w tym wypadku Morza Czarnego), z drugiej zaś miasto Białogród i okoliczne wsie.


Rozglądałam się za stepami. Przecież były rozległe jak ocean... Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu... pisał Mickiewicz. 


Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzenka wschodzi?
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu...


Pytałam o nie okolicznych mieszkańców. Odpowiadali, że stepów już nie ma... Zasiedlone, zalesione.
Nie ma już stepów akermańskich. Zostały tylko u Mickiewicza. Tym cenniejsze jest przekazywanie wiedzy o nich. Przed twierdzą, w której, jak wspomniałam, niewiele można zobaczyć, jest pewna rekompensata dla turysty. Założono średniowieczne miasteczko, gdzie można kupić pamiątki, odpocząć, zjeść, wypić piwo czy też posłuchać baśni i legend związanych z tym miejscem. Szkoda, że nie czytają tam sonetu Mickiewicza. 


Dlaczego poeta zaliczył "Stepy akermańskie" do sonetów krymskich a nie odeskich? Nie pasowały tematycznie. Odeskie bowiem nie mówią o przyrodzie, ale są wyrazem uczucia miłości do kobiety. Zachwyt nad jej urodą od rana do wieczora. Najlepiej to ujmują sonety Dzień dobry i Dobranoc, pisane z myślą o Karolinie Sobańskiej.
(...)
Dzień dobry, nie pozwalasz ucałować ręki?
Każesz odejść, odchodzę: oto masz sukienki,
Ubierz się i wyjdź prędko — dzień dobry ci powiem.



(...)
Dobranoc, już uciekłaś i drzwi chcesz zatrzasnąć.
Dobranoc ci przez klamkę, — niestety! zamknięta!
Powtarzając: dobranoc! nie dałbym ci zasnąć.


W pobliżu twierdzy akermańskiej można je sobie poczytać na specjalnej ławeczce dla zakochanych w "Akermańskiej miłowarni". Mickiewicz jednak był tu bardzo samotny. Swój najsłynniejszy sonet, który napisał właśnie po tej podróży, zakończył słowami: 
W takiéj ciszy — tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy. — Jedźmy, nikt nie woła!


I pojechał na Krym, gdzie mógł choć przez chwilę, podziwiając nowe dla niego orientalne krajobrazy, zapomnieć o swojej samotności.

piątek, 13 września 2019

O podróżach literackich w telewizji

Niedawno zaproszono mnie do programu Jakuba Porady "Pokaż nam świat". Rozmawialiśmy o moich podróżach literackich. Byłam strasznie stremowana, co pewnie wyjdzie na wizji. Ale co tam:)


Do budynku telewizji Discovery stawiłam się na 10.00 rano. Chwilę trzeba było poczekać na makijaż, bez którego nie wpuszczają przed kamery nawet mężczyzn.


Następnie zaproszono mnie do pokoju VIP -ów:) Tam czekała kawa, herbata, woda... Po kilkunastu minutach przyszedł po mnie Kuba i poszliśmy do zielonego studia.


Nagrywano nas właśnie w takiej scenerii. W tle będą lecieć zdjęcia z moich podróży, które wcześniej przesłałam na prośbę bardzo miłej pani producent Małgorzaty Główki. 


Kuba cały czas miał w ręku moją książkę i rozmawialiśmy głównie o podróżach, które się w niej znalazły. Jednak jego najukochańszym pisarzem jest Stefan Żeromski, ponieważ obaj pochodzą z Kielc. Obiecałam,  że zajmę się również publikacją podróży jego śladami.


Także możecie nas obejrzeć w najbliższą sobotę o godzinie 15.30 w TVN24BIS. Powtórka w niedzielę o 12.45.


ZAPRASZAM SERDECZNIE


piątek, 6 września 2019

Mickiewicz w Odessie

17 lutego/1 marca 1825 roku trzech filomatów, skazanych na "osiedlenie się w oddalonych od Polski guberniach" przybyło z Petersburga do Odessy. Adam Mickiewicz, Franciszek Malewski i Józef Jeżowski. Ten pierwszy miał tu rozpocząć pracę jako nauczyciel w Liceum Richelieu. Jednak nigdy do tego nie doszło, bo car postanowił skierować trzech wygnańców do którejś z wewnętrznych guberni Rosji. Sprawa się przeciągała i zanim zarządzono o ich dalszym losie, spędzili w Odessie prawie dziewięć miesięcy (Malewski krócej). Pracy jednak nie dostali, jedynie zapewniono im skromny pobyt w budynku szkoły. 


Patron liceum kojarzy nam się zapewne ze słynnym kardynałem Richelieu, ale to nie on. Armand Emmanuel Sophie Septemanie du Plessis, książę de Richelieu był francuskim politykiem okresu restauracji i walczył w armii Imperium Rosyjskiego podczas najazdu Napoleona na Rosję. Za swoje zasługi został generał-gubernatorem noworosyjsko-besarabskim. Przeprowadził w tym regionie meliorację gruntów, a Odessa za jego rządów stała się pierwszym portem Morza Czarnego. W okresie, kiedy Richelieu zarządzał tym miastem, liczba mieszkańców wzrosła z 8 tysięcy w 1804 roku do 35 tysięcy w 1813 roku. Był poliglotą, znał też język polski.

Budynek dawnego liceum im. Richelieu przy ul. Deribasowskiej
Dziś w budynku dawnego liceum jego imienia mieszczą się sklepy i mieszkania prywatne. Jest tablica upamiętniająca pobyt naszego wieszcza w tym miejscu. Bardzo trudno było zrobić zdjęcie bez ludzi, bo to główny deptak Odessy. Latem tłumy przewijają się tu zarówno w ciągu dnia jak i nocą. Tutaj właśnie powstawały sonety z cyklu odeskiego oraz zamysł i pierwsze fragmenty Konrada Wallenroda. Tu także Mickiewicz zajmował się tłumaczeniem z włoskiego dwóch sonetów Petrarki oraz dwóch ustępów z Boskiej komedii Dantego.


Już za czasów Mickiewicza Odessa była wielkim centrum handlowym, zamieszkałym przez ponad czterdzieści tysięcy ludzi różnych narodowości. Większość stanowili... Polacy, Włosi, Grecy i Francuzi! Mogli więc nasi przybysze obracać się w kręgu rodaków. Przyjmowani byli (zwłaszcza Mickiewicz) w salonach Branickich, Rzewuskich, Potockich, Zaleskich, Sobańskich... Można powiedzieć, że poeta spędzał tam czas całkiem przyjemnie, mimo że regularnie donoszono rosyjskim władzom o przebiegu jego pobytu. 


Zapewne bywał też na spektaklach. Dzisiejszy budynek Teatru Opery i Baletu nie jest jednak tym, który mógł odwiedzać. Tamten spłonął w pożarze w 1873 roku. Obecny, wzniesiony w latach 80. XIX wieku miał być wysadzony przez Niemców w 1944 roku. Na szczęście jednak stróż teatralny, Polak nazwiskiem Wiśniewski (imienia nigdzie nie mogłam znaleźć), rozbroił instalację i do wybuchu nie doszło. Powinni mu powiesić na tym gmachu tablicę pamiątkową, a nie znają nawet jego imienia...


Warto wybrać się do tej opery, nawet jeśli nie jest się pasjonatem tego typu dzieł, dla widoku wnętrza budynku. Zwłaszcza że bilet można już kupić za równowartość naszych 8 (ośmiu!) złotych. Jeśli chcecie zaszaleć, można wybrać najdroższą lożę za 50 zł, ale wtedy należy to zrobić wcześniej. W dniu spektaklu były już tylko najtańsze bilety, ale jak widać na zdjęciach, nie były to złe miejsca.


Trafiliśmy na balet Don Kichote, który niewiele miał wspólnego z treścią utworu Cervantesa, ale balety podobno tak mają. Nie znam się. W każdym razie było na co popatrzeć. Przepiękna sala, dekoracje i oczywiście taniec artystów. Nawet młodzież chciała zostać do końca. Ale wróćmy do Mickiewicza.

pałac gen. Witta

Do polskich salonów w Odessie wprowadzili poetę państwo Zalescy, poznani przez niego nieco wcześniej w Pustowarówce. Bywał także w pałacu generała Jana Józefowicza Witta, którego kochanka Karolina Sobańska opiekowała się Mickiewiczem podczas jego pobytu w Odessie i na Krymie. Opieka ta polegała na rozkochaniu go w sobie i donoszeniu władzom rosyjskim o każdym jego kroku. Dodajmy, że Karolina była  rodzoną siostrą Eweliny Hańskiej (wielkiej miłości Balzaka) oraz pisarza Henryka Rzewuskiego.


Naprzeciwko pałacu Witta jest dziś Muzeum Literatury. Warto tam zajrzeć ze względu na piękne aranżacje wnętrz, ekspozycji, ale przede wszystkim zobaczymy kącik poświęcony Mickiewiczowi. Stoi tam szafa z pierwszymi wydaniami jego dzieł, zdjęciami, pamiątkami. Jest na co popatrzeć.


Wszystkie sale są bardzo interesujące. Każda przedstawia inny okres w dziejach literatury. Mnie najbardziej podobała się ekspozycja romantyzmu, ale ciekawe były naprawdę wszystkie. Bilet kosztował jakieś grosze, podobnie jak do opery. To chyba jeszcze pozostałość po Związku Radzieckim, w którym kultura miała być dla wszystkich dostępna.


Mickiewicz korzystał z zaproszeń zarówno polskich jak i rosyjskich arystokratów, którzy chętnie przyjmowali znanego już wtedy poetę. Ale nie szukał tylko rozrywki. O tym, że spotkania te nie miały charakteru wyłącznie towarzyskiego świadczą słowa Karola Kaczkowskiego: "Widywaliśmy się ukradkiem bojąc się, abyśmy sobie wzajemnie biedy nie narobili". Odessa była bowiem wówczas jednym z ośrodków opozycji. Z tego zresztą względu car zabronił Mickiewiczowi nauczać w tamtejszym liceum.


Szczególnie lubił poeta spędzać czas w domu państwa Zaleskich. Pani Joanna darzyła go głębokim uczuciem i nieba by mu przychyliła, żeby tylko był częstym gościem w jej salonie. Zachowały się listy, z których możemy poznać kilka szczegółów jego pobytu u Zaleskich. Czytamy w nich: "Jedna z dam, z lekka przegrywając akordy, prosiła Mickiewicza, aby usiadł przy niej, przy fortepianie, i pieśń do jej wtóru zaśpiewał. (...) Na podany więc temat zaczął wielki wieszcz śpiewając improwizować; a śpiewając pieśń sielankową najbardziej lubił nutę starej Karpińskiego sielanki: Już miesiąc zeszedł." Sielanka ta jest znana pod tytułem "Laura i Filon". 


Mickiewicz miał powodzenie u dam w Odessie, szczególny związek łączył go jednak ze wspomnianą wyżej Karoliną Sobańską. Jej dedykował kilka napisanych wtedy utworów. Między innymi część sonetów czy piękny wiersz Pożegnanie. Do D. D. Inicjały oznaczają tajemniczą Donnę Giovannę (jak u Boccaccia czy Dantego) i nie wszyscy historycy literatury zajmujący się biografią wieszcza zgadzają się, że chodzi o Sobańską. 
Dwa tygodnie przed opuszczeniem Odessy Mickiewicz napisał Dumania na dzień odjazdu, w których gorzko stwierdzał: 
...roje pięknych niewiast spotykałem co dzień. 
Chcą mnie poznać - dlaczego? - że jestem przychodzień!
Lećmy! szczęściem zostały pióra do powrotu:
Lećmy i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu!

Pomnik wieszcza stoi przy placu Aleksandryjskim
Adam Mickiewicz opuścił Odessę 12/24 listopada 1825 roku i udał się do Moskwy. Kilka miesięcy później ukażą się jego sonety odeskie (razem z bardziej znanymi krymskimi), które są jednymi z najpiękniejszych wierszy miłosnych w naszej literaturze.
Syn poety, Władysław, pisał: "Bolesne Adam wywiózł z Odessy doświadczenie. Tam się przekonał, że jak miłość jest dla pewnych istot jedynie zabawą towarzyską, tak dla drugich patryotyzm bywa tylko powierzchownym pokostem. Opisując później nieznane mu salony warszawskie, Mickiewicz miał na myśli różne typy przeważnie w Odessie widziane".