wtorek, 23 kwietnia 2024

Dzień książki

23 kwietnia to data śmierci dwóch słynnych pisarzy - Williama Szekspira (który podobno zmarł w dniu swoich urodzin) i  Miguela de Cervantesa. Obaj odeszli w tym samym roku 1616. UNESCO w roku 1995 wybrało tę datę na Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich w celu promowania czytelnictwa, edytorstwa i ochrony własności intelektualnej. 

Mimo rozwoju różnych nośników i elektronicznych metod zapisu, książka papierowa ma się dobrze. Nic nie zastąpi jej dotyku i zapachu, przyjemności kartkowania po wielokroć. Obecnie czytam "Tancerkę Degasa" Kathryn Wagner. A co Wy czytacie?

Niezmiennie polecam swoje książki. Zarówno te z serii "Podróże literackie", jak i powieść "Towiańscy". Wersję papierową znajdziecie najtaniej u mnie (z autografem), a jeśli ktoś woli ebook czy pdf, to zapraszam tu: https://www.swiatksiazki.pl/towianscy-7095050-e-book.html lub tu: https://www.e-bookowo.pl/self-publishing/towianscy,1,e-book-pdf.html

A za miesiąc spotykamy się na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie! Zapraszam do mojego stoiska w PKiN w dniach 23-26 maja.

niedziela, 14 kwietnia 2024

Werona Romea i Julii

Omawiałam niedawno z licealistami dramat Szekspira "Romeo i Julia". Chciałam im pokazać Weronę, którą odwiedziłam w 2009 roku. Zaglądam na blog, a tu nie ma Werony... Byłam pewna, że o niej pisałam. Cóż, muszę to nadrobić, zabieram więc Was do miasta zakochanych.

Na Weronę mieliśmy pół dnia, więc skupiliśmy się na zobaczeniu słynnego balkonu Julii Capuletti. Podobno Szekspir nie zmyślił tej historii. W jego czasach znane były dzieje dwojga młodych, którzy zakochali się w sobie, choć pochodzili z nienawidzących się rodów. Dramaturg dodał kilka szczegółów, między innymi plan ojca Laurentego i tak powstała najbardziej chyba znana na świecie tragedia miłosna. 

Tak zwany Dom Julii (Casa di Giulietta) to naprawdę kamienica należąca do rodu Cappello. Mieści się przy via Capello 23. Zaaranżowana została na potrzeby turystyki dopiero w XX wieku. Miasto, kupując budynek w 1905 roku, wykorzystało podobnie brzmiące nazwy rodów oraz jego umiejscowienie. Podobno wcześniej był tu dom publiczny. Balkon dobudowano dopiero w 1935 roku. Można na niego wejść za 6 euro, ale kolejka zniechęca.

Na środku dziedzińca znajduje się drzewko miłości. Zakochani piszą życzenia i wieszają na drzewku licząc, że się spełnią. Mnóstwo tutaj również kłódeczek z inicjałami zakochanych. Pomnik Julii ma dużo jaśniejszą prawą pierś, bowiem istnieje legenda, że trzeba ją pogłaskać, żeby mieć szczęście w miłości. To głaszczą. Wytarli nie tylko prawą...

W Weronie istnieje też dom Romea, w którym w XV wieku mieszkał ród Montecchich. Przed średniowieczną kamienicą kolejek jednak nie ma. Budynek należy do prywatnych właścicieli i nie można wejść do środka. Mieliśmy za mało czasu, żeby poznać miasto. Zdążyliśmy jeszcze tylko kupić serduszko z wyszywanymi imionami u pani, która robiła je na miejscu. 

Kilka godzin na Weronę to zdecydowanie za mało. Jednak lepiej to niż nic. Jest jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia...

sobota, 30 marca 2024

Wesołych świąt!

Tak mi się czasem wydaje, o Chryste, 

Że nie tam kędyś daleko, za morzem, 

Aleś tu u nas, miał drogi cierniste, 

I żeś tu naszem przechodził się zbożem, 

Puszczając palce po harfie tych kłosów, 

Co mają ludzki jęk i echa głosów. 

(...)

I zdaje mi się, że tu leżysz w grobie, 

Który jest ciężkim zawalon kamieniem, 

I że straż pilna czyni się przy tobie… 

Ale ja czekam z tęsknotą i drżeniem, 

Bo wiem, i czuję, że tu też, o Panie, 

W dniu trzecim będzie twoje zmartwychwstanie! 

(Maria Konopnicka W Wielki Piątek)

Radosnych, ale też refleksyjnych świąt Wam życzę!

niedziela, 3 marca 2024

Dzień Pisarza

W Międzynarodowym Dniu Pisarza pokażę Wam swoją bibliotekę i ulubione książki. Mam ich sporo, więc może nie wszystkie, tylko te, do których zajrzałam ostatnio.


Cała moja biblioteczka domowa liczy ponad tysiąc woluminów. Oprócz tych, które widzicie na powyższym zdjęciu, są jeszcze egzemplarze poupychane w innych miejscach w domu. 


Najcenniejsze dla mnie są zbiory odziedziczone po dziadku. Książki z lat 40. i 50. XX wieku. Jedna jest z 1928 roku: "Dziesięciolecie Polski odrodzonej".


W mojej biblioteczce jest sporo biografii. Nie tylko mojego autorstwa oczywiście 😂Lubię czytać o życiu znanych ludzi. Najczęściej nie są to wesołe historie, ale przybliżają daną osobę jak nic innego.


Są też książki nie z mojej branży. Lubię poszerzać wiedzę z innych dziedzin, kompletnie mi nieznanych. 
I na koniec trochę poezji. Oprócz tej wielkiej narodowej, dwa tomiki osobiście mi znanych  poetów: Ani Zielińskiej z Lublina i Macieja Woźniaka z Płocka. 
 

Po wiele z tych książek sięgałam nie raz. Niektóre jeszcze czekają na swoje pięć minut. Nie wiem czy starczy mi życia, żeby każdą z nich docenić...

środa, 14 lutego 2024

Sorrento zakochanych

Sorrento. Pod tą nazwą kryje się miejscowość położona nad Zatoką Neapolitańską naprzeciw Wezuwiusza, która słynie z przepięknych widoków. Jej nazwa pochodzi od mitycznych Syren - Surrentum. Sorrento to także przydomek Delfiny Potockiej, który nadał zakochany w niej poeta Zygmunt Krasiński, na pamiątkę miejsca, gdzie narodziła się ich miłość. Pomyślałam, że to dobry temat na dzisiejsze walentynki 😃

Sorrento odwiedzali też inni nasi pisarze, między innymi Juliusz Słowacki, który uciekł tu przed zbyt hałaśliwym, jak dla niego, Neapolem. Nie jest to jednak historia, którą warto wspominać w dniu patrona zakochanych. Zajmijmy się więc Zygmuntem i Delfiną.


Spotkali się w Wigilię 1838 roku. Ona miała wtedy 31 lat, on prawie 27. Przyjechał z ojcem do Neapolu i obaj zostali zaproszeni na świąteczną kolację do domu matki Delfiny, wdowie po majorze Stanisławie Komarze. Generał Wincenty Krasiński znał tę rodzinę od dawna, a i Zygmunt w dzieciństwie widywał państwa Komarów i ich potomstwo. Jako dorośli spotkali się jednak po raz pierwszy. Poeta od razu zwrócił szczególną uwagę na najstarszą Delfinę. 

Widok z tarasu Villi Comunale na Zatokę Neapolitańską i Wezuwiusz

Była już trzynasty rok żoną Mieczysława Potockiego, który ją bił i zdradzał, więc od niego uciekła do matki. Nie mieli dzieci, choć urodziła pięcioro, wszystkie jednak zmarły we wczesnym dzieciństwie. Zygmunt dostrzegł w niej "duszę żywą i silną", żądną "spokoju jakiegoś promiennego po tylu nieszczęściach". Wiemy to z listu poety do Adama Sołtana. Dostrzegł też kaprysy rozpuszczonej arystokratki, które nie pozwalały mu jej z początku nawet polubić!

Na dół można zjechać windą. Koszt w obie strony to niecałe dwa euro.

Kłócili się o byle co i przekomarzali, ale po kilku tygodniach zbliżyli się do siebie, co nie było na rękę ojcu Zygmunta. Zaplanował on bowiem dla siebie inną synową. Miała nią być hrabianka Branicka. Toteż w połowie lutego 1839 roku zabrał syna do Rzymu. Odtąd zaczęła się wielka korespondencja miłosna między Delfiną a Zygmuntem, trwająca do końca jego życia, czyli przez dwadzieścia lat, obfitując w pięć tysięcy listów, z czego jedynie jedna siódma przetrwała do naszych czasów. 


Ale skupmy się na Sorrento. Delfina i Zygmunt uciekali tego uroczego miejsca, ilekroć byli w Neapolu. A spotkali się już po dwóch miesiącach, najpierw w Rzymie, skąd udali się do Neapolu, a stamtąd robili wypady do Sorrento. Zachwycony miastem i jego nazwą, zaczął Krasiński tak nazywać Delfinę w listach do przyjaciół. Po kilkutygodniowych wojażach (byli nawet w Splügen, gdzie Mickiewicz tęsknił za Marylą, patrz: Splugen) musieli się znowu rozstać. 

W Sorrento urodził się Torquato Tasso,  włoski poeta,
uważany za jednego z najwybitniejszych twórców włoskiego renesansu

Listy Krasińskiego do Delfiny stały się jednym wielkim poematem o miłości. Poeta przelewał na papier całą tęsknotę za ukochaną, ale także dzielił się z nią niemal każdą chwilą, spędzona bez niej. Kiedy ich romans nabrał rozgłosu, Sorrento było ich schronieniem przez wścibskimi oczyma. Nie było tam bowiem tylu znajomych, co w Neapolu czy Rzymie. "Nigdy jeszcze w życiu w tak fantastyckim a zarazem serce rozrywającym położeniu się nie znalazłem" - pisał poeta do Konstantego Gaszyńskiego (pisownia oryginalna). Ojciec nalegał na ślub z Elizą Branicką, a Zygmunt był coraz mocniej zakochany w Delfinie, która w tym czasie rozwodziła się z Potockim.
 

Do Jerzego Lubomirskiego pisał: "Biedny Sorrento, wczoraj cały wieczór opowiadałem mu, nad jaką przepaścią stoję... Sorrento był dla mnie anielskim..." Innym razem prosił przyjaciela: "Ach, napisz mi o Sorrencie i o sobie napisz..." Ożenił się z Elizą Branicką, ale nie rozstał z Delfiną. Miał świadomość, że "Sorrento może w pewnych chwilach uczuć w sobie prawo do pogardy" nad nim. Jednak Delfina zgodziła się kontynuować ten romans. O tym szczególnym trójkącie pisałam w 2018 roku: https://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/nicea

Ogród cytrynowy w Sorrento

Nie ma w Sorrento żadnych śladów po zakochanych. Warto jednak odwiedzić to miejsce. Uroczo położone na pięćdziesięciometrowym klifie jest "krajem, gdzie cytryna dojrzewa", jak pisał Mickiewicz. Słynie z produkowanego tutaj likieru limoncello, babeczek o tejże nazwie oraz lodów cytrynowych. Unikatowa jest także ceramika z wzorami cytryn.

Mieliśmy mało czasu na zwiedzanie miasta, ale trafiliśmy na cytrusowy ogród (Giardini de Cataldo), gdzie można było bezpłatnie przechadzać się między drzewami cytryn i pomarańczy. Podaje się tam babeczki limoncello. Są z alkoholem, pyszne. 

Ponieważ w Sorrento nie ma ani jednej darmowej plaży dla turystów (na jedynej bezpłatnej mogą przebywać tylko mieszkańcy), można sobie pospacerować w dostępnych nad zatoką miejscach pełnych barów i straganów oraz przy porcie. 

Wróćmy na koniec do Zygmunta Krasińskiego. Luty był szczególnym miesiącem w jego życiu. W nim przyszedł na świat, pokochał kobietę swego życia, w lutym też zmarł. 14 lutego 1839 roku, w przeddzień pierwszego rozstania się z Delfiną, Zygmunt napisał: 

Ledwom cię poznał, już cię żegnać muszę,

A żegnam ciebie, jak gdybym przez wieki

Żył z tobą razem i kochał twą duszę, 

A teraz jechał w jakiś kraj daleki

I nie miał nigdy już obaczyć ciebie, 

Chyba gdzieś – kiedyś – po śmierci – tam, w niebie!

Miejmy nadzieję, że tam się spotkali. 

poniedziałek, 5 lutego 2024

10 lat!

Zakładając ten blog 5 lutego 2014 roku, nie przypuszczałam, że tak długo będę go prowadzić. I to regularnie, pisząc trzy (a nawet cztery) posty w miesiącu. Mój dorosły już syn też nie przypuszczał, że tak długo będę wykorzystywać zdjęcia z jego kolejnych urodzin. Na dziesiątych powinnam zakończyć, bo dalej nie mam pozwolenia😉

Zgodnie z tradycją bloga - 10. urodziny syna

Może więc pora zakończyć pisanie? Trudno mi będzie się z Wami rozstać, więc nie zrobię tego jeszcze w tym roku. Może jedynie zmniejszę częstotliwość publikacji, bo czekają mnie inne wyzwania. 
Przez te dziesięć lat napisałam prawie czterysta postów, zwiedziłam ponad dwadzieścia krajów, niektóre nawet kilka razy. Może wystarczy? Lata lecą, sił i chęci coraz mniej, a z drugiej strony życie przynosi nowe... 
Pożyjemy, zobaczymy. 


Wszystkim odwiedzającym ten blog składam gorące podziękowania, a komentującym szczególnie. Wiem, jak trudno czasem napisać zdanie komentarza, sama nieczęsto to robię na innych blogach, dlatego tym bardziej doceniam. Dziękuję za wspólną dekadę i mam nadzieję, że jeszcze niejedno razem przeżyjemy. 

środa, 24 stycznia 2024

Pompeje oczami romantyków

Wybuch Wezuwiusza, o którym pisałam w poprzednim poście, zniszczył okoliczne miejsca, z których najsłynniejsze są Pompeje. Z roku na rok archeolodzy odkrywają kolejne metry zasypanego wulkanicznym popiołem miasta i dowiadujemy się o nim więcej. Polscy romantycy nie mieli tylu informacji, ale chętnie zwiedzali to miejsce. Przyjrzyjmy się ich wrażeniom. 


Adam Mickiewicz odwiedził Pompeje dwukrotnie w czerwcu 1830 roku. Swoje odczucia opisał w liście do Franciszka Malewskiego: „Forum Pompei z kolumnami połamanymi, świątyniami i podstawami posągów najwspanialszym jest komentarzem forum rzymskiego. Nie można wystawić sobie, nie widząc, gustu i elegancji starożytnych; wszystkie sprzęty, od ołtarza aż do szal i wag miejskich, wiader i kociołków, zdaje się, że były rysowane przez dekoratorów dla teatru, dla wystawienia jakiej opery i baletu. Każdy pyta, gdzie w Pompei mieszkali biedni ludzie, bo każdy domek jest cackiem, jak gdyby dla ubrania ogrodu jakiego zbudowany. Szkoda, że wszystkie ozdoby odarto i przeniesiono do Muzeum. O malowidłach Pompei byłbym w humorze książkę napisać, a przynajmniej jaką deklamacją akademicką. Mało arcydzieł malarstwa nowożytnego może stanąć obok cudownych fresków, a rysunek zdaniem wszystkich nieporównany. Żadna galeria nie sprawiła na mnie tak wielkiego wrażenia.”


Mickiewicz zwrócił uwagę na teatralność miasta. Porównywał je do sceny opuszczonej przez aktorów w dramatycznych okolicznościach. Juliusz Słowacki natomiast przyznaje Joannie Bobrowej: „Herculanum i Pompeja nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Chodziłem po ulicach Pompei z cygarem w zębach jak po spalonej wiosce. Uliczki małe, brukowane przed wiekami, z dwóch stron grobowce i domki bez dachów i sufitów, uróżowane jak stare kobiety szczątkami czerwonych malowideł.” 


Poeta odwiedził to miejsce pięć lat po Mickiewiczu, wiosną 1835 roku. Początkowy lekceważący ton wypowiadania się o Pompejach ustąpił refleksjom filozoficznym: „Dziś, jak przed wiekami, wszystko, co tylko jest pięknego i miłego na tych brzegach, jest przeznaczone na zagładę przez śmierć gwałtowną. Zawsze to jest świeża Pompeja, piękna Pompeja, strojąca się w wieńce i festony w wigilię dnia, który będzie dla niej ostatnim.[…] Na tej ziemi cieniem znikomym jest wszystko, od skromnej stokrotki aż do wulkanu. Ludy i przyrody mijają, odradzają się i odchodzą. Przyroda więcej ma sił, długi czas jest widownią, na której się miotają miliony istot, z roku na rok więdnących, kiedy ona sama więdnie w przeciągu całych miriadów stuleci. […] Piszę te słowa, spoglądając na najwspanialszy z tworów ziemskich. Przeczuwając nieskończone piękno, którego ten widok jest tylko gęstą zasłoną, słabem odbiciem, zabłąkanym dźwiękiem, pozwoliłem sobie na te myśli, które, jakkolwiek w małej pozostają z nim harmonii, są jednak jego fatalnym wynikiem”. (Do Joanny Bobrowej,  Neapol, 30 marca 1835)


Miesiąc później pisał do Konstantego Gaszyńskiego: „Byłem w Pompei: u wnijścia do miasta groby, zaraz potem za bramą pierwszy budynek, to dom rozpusty, śmierć i rozkosz, dwa największe działacze materialnego świata. W tej odgrzebanej mumii piękne są pomniki. Architektura grecka skandowana, jak wiersze Enejdy; matematyka, prawo rzymskie stare, w kamień wcielone. Tu dopiero starożytność się pojmuje i porównywa z nowemi czasy. Starożytni szli od nieskończoności w skończoność; co od pierwszej zarwać mogli, opisywali drugą, oddzielali od matki. My ze skończoności wychodzim, a dążym w nieskończoność”.


Największe wrażenie z Pompejów, zachowane w poezji, znajdziemy u Cypriana Norwida. Odwiedził je dwukrotnie w latach 40. XIX wieku. Efektem tych wypraw jest poemat „Pompeja”, w którym autor stosuje dialog zmarłych ze współczesnymi, zaś zatrzymane w czasie miasto staje się przestrzenią między teraźniejszością i przeszłością. Bohaterami są: Marcus Balbus, konsul Pompejów, którego wspaniały konny posąg odkopano w ruinach Herculanum i nieznany z nazwiska poeta, którego opis przypomina jedną z postaci uwiecznionych na malowidle ściennym w pompejańskim Domu Dramaturga. Los zetknął ich w tym tragicznym dniu. Opowiadają współczesnemu poecie – Norwidowi, który zwiedzając cmentarz pompejański przysiadł na chwilę na grobie kapłanki Mammii, o tym co się wydarzyło 24 sierpnia 79 r. Poznajemy ich mentalność i duchowość, a także tętniące życiem miasto, aż do momentu wybuchu Wezuwiusza.


Pompejański poeta relacjonuje swoje ostatnie chwile:                                                                                                   
I nie wie już, czy goni wibracje odległe,
Słuchowi śmiertelnemu więcej niepodległe,
Czy wraca ciałem w spokój materji, czy marzy?...
Tak byłem — nagle gęsto poczułem na twarzy
Sypany mak, a zdala piorunów deszcz głuchy...
I czucia te, co bolą, gdy przechodzisz w duchy...

Relacja Balbusa, siedzącego na koniu, jest również przejmująca:            

 A lewą cugli sięgam... Powietrze złociste
Owiało mię, rąk chmurę widziałem w lawinie,
I różnych świątyń różne chóry uroczyste,
Tu, tam błyskawicami z cieniu wyrywane.
A koń mój szalał, w bruki bijąc coraz ciszéj,
Jakby na błonia wchodził wciąż zasypywane,
A ja — milczałem, czując, że nikt już nie słyszy...

 ...To Balbus rzekł. Potem,
Znikając, zwolna łączył się z poety cieniem,
Jak włókna dwu obłoków, w jeden spartych grzmotem
I osrebrzonych jednym księżyca promieniem
I znikli...

Obaj bohaterowie poematu w ostatnich chwilach swego życia, zanim znikli zasypani popiołem, poczuli w pewnym momencie na twarzach sypany mak, a do ich uszu dochodził z dala piorunów deszcz głuchy. To spotkanie ze spływem piroklastycznym, który rzeczywiście pochłonął miasto.
                                                          

Na koniec kilka moich spostrzeżeń. Warto odwiedzić Pompeje, gdy jest się w pobliżu. Jeśli jednak ktoś chciałby tam pojechać specjalnie z drugiego końca Europy, to musiałby być pasjonatem ruin i historii starożytnej. Najbardziej zaskoczyły mnie zachowane na murach fallusy (patrz: zdjęcie powyżej) i freski przedstawiające sceny erotyczne. Dzisiejsza rozwiązłość, na którą czasem narzekamy, to nic z pompejańską, o której opowiadał nam przewodnik. 


Mieszkańcy Pompejów cieszyli się życiem. Mieli bogate wille i wielkie rzymskie łaźnie, kasyna, a także domy publiczne. Wszystko skończyło się jednego dnia, kiedy miasto zostało przykryte ponad czterometrową warstwą popiołu. Znaleziono szczątki dwóch tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Możemy ubolewać nad ich losem, ale przecież nasze dni także są policzone. 


Maki, których brak rozczarował mnie na Monte Cassino, zobaczyłam dopiero w Pompejach....