sobota, 4 lipca 2015

Wakacje w literaturze

Już wakacje, strumyk, las, płyną w dal obłoki.
Piękny jesteś kraju nasz, piękny i szeroki...

Pamiętam ten wierszyk z podstawówki, ale nie mogę znaleźć, kto go napisał.
Może ktoś z Was wie?





Literatura obfituje w tematykę wakacyjną. Począwszy od Mikołaja Reja, który radził: lato, gdy przyjdzie, co z nim czynić, po twórców współczesnych.
Przypomnę kilka cytatów, ilustrując je zdjęciami, które dostałam od stałego czytelnika tego bloga, pana Grzegorza.




Nieoceniony jest jak zwykle Adam Mickiewicz, którego epopeja zaczyna się właśnie przybyciem Tadeusza na wakacje do Soplicowa:

Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek

I obiegłszy dziedziniec, zawrócił przed ganek,

Wysiadł z powozu; konie porzucone same,

Szczypiąc trawę ciągnęły powoli pod bramę.

We dworze pusto, bo drzwi od ganku zamknięto

Zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przetknięto.

Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać;

Odemknął, wbiegł do domu, pragnął go powitać.

Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście

Kończył nauki, końca doczekał nareszcie.





Tadeusza nikt nie wypatrywał, co innego dzieci państwa Korczyńskich w "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej: Marta zapatrzona w szlak drogi zza rozwartej bramy dziedzińca widziany - A dzieci jak nie ma tak nie ma! - zawołała. Miały bowiem do domu ze szkół na wakacje zjechać. I doczekała się: ... przed ganek zajechała szeroka bryczka, z której razem prawie wyskoczyło dwoje młodziutkich ludzi: wysmukły, złotowłosy chłopak i niedorosła, zgrabna panienka. Wybuchły pocałunki i zapytania; głosy zmieszały się.






W "Syzyfowych pracach" Stefana Żeromskiego znajdziemy opis przybycia bohatera na wakacje do domu, podobny do Mickiewiczowskiego. Marcin Borowicz, po ukończeniu klasy czwartej gimnazjum, przyjeżdża do rodzinnego domu i tak samo, jak Tadeusz, rozgląda się po nim: W pokoju najobszerniejszym (...) portrety sztychowane marszałków francuskich, Kościuszki, ks. Józefa - okrył kurz nieprzenikniony. (...) Tylko bujna rezeda zasiewająca się sama naokół pachniała mocno jak dawniej i ten jej zapach przywitał Marcina niby wspomnienie matki, kiedy przybywszy na wakacje stanął w oknie wieczorem.





Na koniec najbardziej ulubiony przeze mnie wiersz o wakacjach:

Na świadectwach, wzbici w radość, odlecieli uczniowie,
drży powietrze po ich śmigłym zniku.

Wakacje, panie profesorze! Pora
trzepać wesoło słowa jak futra na wiosnę
oraz
czasowniki przez dni lata odmieniać!

Wóz przetoczył się z nagła – i w łozinie zzieleniał.
Tylko pustki rozpryśniętej w słońcu – udar.
Skacząc z bryczki, zaoczę:

Bosonogi gęsiarek biegł, zaczerpnął ze źródła,
znikł, jak gdyby on wybiegał
potoczek.

Okolicę, serce wyniosłe, przeszywa na przestrzał
strumień!

Lecz z połogich pagórków – wahającą się odpowiedź –
inne wzgórze – dalszą górę kołysze.
Jak ten skryty poryw widoku i ciszę zatuloną w szumie
szeptanymi pytaniami – wydać?

Jakże w cieniu, pod lipą – przysłowieć?

("Lipiec" Juliana Przybosia)



UDANYCH WAKACJI!!!

środa, 24 czerwca 2015

Imieniny Jana Kochanowskiego

Za nami najdłuższy dzień w roku i Noc Świętojańska, czyli wigilia imienin św. Jana Chrzciciela. Kościół, wprowadzając to święto, chciał zasymilować pogański obrzęd związany z letnim przesileniem Słońca. 



Ojciec naszej poezji - Jan Kochanowski także obchodził imieniny tego dnia. W ubiegłą sobotę w Ogrodzie Krasińskich w Warszawie można było je świętować do późna. Imprezę zorganizowała Biblioteka Narodowa i chwała jej za to:) 






Renesansowy poeta opisał tę noc w "Pieśni świętojańskiej o Sobótce", z której najbardziej znany jest fragment 

 Wsi spokojna, wsi wesoła,

Który głos twej chwale zdoła?

Kto twe wczasy, kto pożytki

Może wspomnieć za raz wszytki?


W Ogrodzie Krasińskich działo się wiele już od południa, ale mogłam dołączyć dopiero wieczorem, kiedy to pisarze Małgorzata Łukasiewicz, Jacek Dehnel i Szymon Kloska zastanawiali się nad tym, po co są nagrody literackie.




Obecna była także twórczości solenizanta. Choć jak dla mnie było jej zbyt mało. Zabrakło recytacji czy też śpiewania pięknych przecież i jakże aktualnych pieśni i fraszek Kochanowskiego. Dobrze, że chociaż pomyślano o utworze związanym z Nocą Świętojańską.





Młodzi zdolni śpiewali "Pieśń świętojańską o Sobótce", a potem goście kontynuowali ten utwór we własnym zakresie, między innymi przy ściance:)

Wszytki śpiewać nauczone,

W tańcu także niezganione;





Imprezie towarzyszyły liczne wystawy wydawnictw, kiermasze książek, warsztaty literackie dla dzieci i dorosłych, spotkania z pisarzami, plebiscyt czytelników "Warszawa Czyta na Imieninach" i wiele wiele innych wydarzeń. Biblioteka Narodowa przygotowała nawet wygodne leżaki, 




ale ja wolałam posiedzieć pod lipą:)

Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
("Na lipę" J. Kochanowski)




Piękna nocy, życz pogody,

Broń wiatrów i nagłej wody;

Dziś przyszedł czas, że na dworze

Mamy czekać ranej zorze.


Rannej zorzy nie doczekałam. Może za rok:)

sobota, 13 czerwca 2015

Ursynów Niemcewicza

Tegoroczni maturzyści wybierają właśnie dalszą drogę. Część z nich szkoły wyższe. Mój osobisty maturzysta postanowił zwiedzić te warszawskie. Jedną z nich jest SGGW na Ursynowie. Ziemia, na której mieszczą się teraz budynki uczelni, należała niegdyś do Juliana Ursyna Niemcewicza. Pisarz kupił ją w 1822 roku, kiedy jeszcze nazywano to miejsce Rozkoszą dla upamiętnienia miesiąca miodowego Stanisława Kostki Potockiego i Aleksandry z Lubomirskich. Nowy właściciel zmienił nazwę majątku na Ursynów - inspiracją stał się rodowy przydomek Niemcewicza.




Do Ursynowa przybywało wielu znamienitych gości, wśród nich młody Juliusz Słowacki. W jednym z listów do matki poeta opisał Niemcewicza, a także jego dom i ogród "zarosły wielkimi drzewami, bardziej do dzikiego lasu niż do ogrodu podobny".
Kolejny właściciel Ursynowa – wnuk Zygmunta Krasińskiego Adam – ofiarował w 1906 roku 120 hektarowy folwark Ursynów, włącznie z istniejącym do dziś pałacem, Polskiej Macierzy Szkolnej. Pół wieku później teren ten objęła Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego.





Moje pokolenie pamięta zapewne, że w lekturze obowiązkowej był kiedyś "Powrót posła" Niemcewicza. Od lat już tego nie czyta się w szkole. A szkoda. Wiele bowiem rzeczy jest nadal aktualnych. Zobaczcie sami. 


Podkomorzy
Narody szybkim pędem do upadku lecą,
Lecz długo trzeba czekać, niźli się oświecą,
Nim się zwalczą przesądy, duch niezgód obłudny,
Nad wkorzenionym błędem tryumf światła trudny


Pałacyk Niemcewicza



Starosta
Wiesz waćpan, co to było za naszej pamięci! Nauka
Młodzieniec wiedział, że go głośna czeka sława,
Gdy umiał po łacinie i Volumen prawa;
Szedł potem do wszystkiego, i ludzie bywali,
Którzy, nic się nie ucząc, o wszystkiem gadali;
Dziś spytaj chłopca w szkołach prosto, nie zawile,
Rozumie Horacego, pozwu ani tyle:
Głowę mając dzikiemi rzeczami nabitą,
Wie dobrze co ananas, a nie wie co żyto.

Podkomorzy
To niedobrze: powinien znać jedno i drugę,
Niech się naprzód sposobi na kraju usługę,
Niech wie dalej, jak inne narody się rządzą,
Naśladuje ich cnoty, strzeże się w czem błądzą;
Przez takową wiadomość człek światła nabiera,
Ta krajowych przesądów zasłonę rozdziera.
A jeśli w dalszym wieku zwiedzi obce kraje,
Niech przejmuje ich cnoty, nie śmieszne zwyczaje,
Niech z uwag swych dla kraju pożytki gotuje,
Niechaj zdobi swój umysł, lecz serca nie psuje.


Tablica upamiętniająca pisarza



Szarmancki
Urzędy, dostojeństwa, słowem wszystkie żądze,
Łatwe do dostąpienia, gdy człek ma pieniądze.
Będą się kłaniać, chociaż nie będę pracować.

Walery
Będą się kłaniać, ale nie będą szanować:
Publicznego szacunku ten tylko bezpieczny
Kto cnotliwie pracując, ludziom pożyteczny:
Ale go nie otrzyma, kto tylko próżnuje.





Ciekawe są też bajki Niemcewicza.

"SZCZUPAK".

W stawie, co raczej był wielkim jeziorem,
tak, żeś nie ujrzał, gdzie jego początek,
razu jednego we czwartek wieczorem
łowiono ryby na piątek.
Gdy jedni lądem ciągną, drudzy w łodzi
i ciężka sieci do brzegu dochodzi,
pan chciwy już się z daleka wpatruje,
co się też w matni znajduje?
Było ryb wiele: tam karpie tuczone,
liny, okunie i płocie wzgardzone;
z pierwszych, co większe, pan bierze dla siebie,
a mniejsze rzuca ku dalszej potrzebie.
I lin i karaś życiem darowany,
lecz każdy szczupak wraz na śmierć skazany.
Człowiek go biorąc »ty« — rzecze — »niegodny,
ty, prawdziwie, wilku wodny,
co nieustannie paszczę twą otwierasz
i bez litości ryby me pożerasz.
Nie chcęć jak inne wolnością darować,
lecz zaraz każę z pieprzem ugotować«.
Szczupak odpowie: »Właśnie też Waszmości
bardzo do twarzy mówić o litości!
Cóż, że ja biedny, przymuszony głodem,
zjem płotkę, małym pożywię się płodem?
I to mnie tak srodze wini?
Ilekroć człowiek gorzej czyni,
gdy nie z potrzeby, nie dla pożywienia,
dla pustej chwały, lub też z przywidzenia,
nie płotki, własnych swych braci,
męczy, zabija i traci.
A tysiące srodze zamorduje,
cieszy się dumny i Bogu dziękuje.
Wierzaj mi człeku wyrodny,
przy tobie tygrys łagodny.
10/XI 1808.






"Miłość i rozum"

Było to rankiem pogodnego lata,
Gdy się kwiaty i serca otwierają tłumem,
Gdy niespodzianie ze dwóch końców świata,
Miłość się zeszła z Rozumem.
Kupidyn gadał o śnie, co miał wczora,
Rozum rozmawiał o pięknej pogodzie,
Czas był tak słodki, tak piękna dnia pora,
Że poszli razem chodzić po ogrodzie.
Chłopczyna biegał, latał z mocy całej.
Rozum poważnym postępował krokiem,
A idąc, w swej postaci wspaniałej
Cień długi rzucał tym i owym bokiem.
Nie dziw, że Kupid, zimnem zdjęty tkliwym,
Zwijał skrzydełka i kulił się z drżeniem,
Bo cień Rozumu ogromem straszliwym
Stawał między nim i słońca promieniem.
Być to nie może, rzecze Kupid mały,
Nie dla ciebie jednego to słońce stworzone,
Jeżeliś tylko sam o siebie dbały,
Ja pójdę chodzić w te myrty zielone.
Odchodzi z głośnym i krzykiem i śmiechem
Skacze, za każdym motylem się goni,
Cieszy się wdzięcznym zefirów oddechem,
I pije rozkosz w słodkiej kwiatów woni.
Wśród drzew rodzajnych i jasnych granatów
Wszystko obrywał co znalazł na krzaku,
Tyle jadł fruktów, tyle wąchał kwiatów,
Że aż sytości doświadczył niesmaku.
Lecz gdy w południe słońce wyniesione
Płomień skwarnego rozlało upału,
Chłopczyna, czując siły swe zemdlone,
Z zwieszoną główką czołgał się pomału.
Czarne kędziorki pot mu oblał hojny,
Częstym się piersi wznoszą odetchnieniem..
Ach! gdzież naówczas był Rozum spokojny,
Żeby go swoim mógł ochłodzić cieniem?
Tam gdzie dąb ziemię krył wierzchem szerokim
Gdy zmierza kroki mdlejące,
Znajduje bóstwo w zamyśle głębokim
Spokojnie w cieniu leżące.
Przyjmij mnie, rzecze, na twe zimne łono,
Jeżeli nie chcesz, bym z upału zginął.
Rozum swą szatę otworzył przestrono
I tą Kupida wokoło obwinął.
Jak gdyby zimnym wskroś przejęty lodem,
Puls w nim bić przestał, krew się zatrzymała,
Niestety! zbytnim ostudzona chłodem,
Miłość na łonie Rozumu skonała.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Jeśli nie staniecie się jak dzieci...

Dziś, w Dniu Dziecka, poeta Jan Twardowski skończyłby 100 lat. Ci, którzy Go znali, są przekonani, że ocalił w sobie te cechy dziecka, które miał na myśli Jezus, mówiąc "Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" [Mt.18,3]
Świadczy o tym także twórczość ks. Jana.


Ławeczka poety przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, gdzie można posłuchać wierszy czytanych przez autora.



Dzieciństwo

Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca
z chłopcem który biega po lesie za sójką
co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko
po przeszłość trzeba wznieść się
by się przed nią schylić

zabrałeś moją młodość a ona się zjawia
mówi jakie nad Polską było niebo czyste
a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko...


Dom, w którym mieszkał ks. Jan Twardowski przez prawie pół wieku.



dzieciństwo wiary

Moja święta wiaro z klasy 3b
z coraz dalej i bliżej
kiedy w kościele było tak cicho że ciemno
a w domu wciąż to samo więc inaczej
kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką
odnajdywał zagubione klucze
a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna
kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka
a miłość była tak czysta że karmiła Boga
wielka i dlatego możliwa
kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował
boby się komunia nie udała
kiedy rysowałem diabła bez rogów - bo samiczka
proszę ciebie moja wiaro malutka
powiedz swojej starszej siostrze
- wierze dorosłej żeby nie tłumaczyła
- dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć
kiedy się to wszystko zawali

O ks. Twardowskim pisałam już tu:
http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2014/08/warszawa-jana-twardowskiego.html

Na koniec wszystkim dzieciom, tym małym i dużym, życzę dziecięcej wiary, że wszystko jest możliwe...

wtorek, 19 maja 2015

Na Saskiej Kępie z Agnieszką Osiecką

To był maj,
pachniała Saska Kępa
szalonym zielonym bzem...

Tak się zaczyna chyba najpopularniejszy tekst Agnieszki Osieckiej - "Małgośka", śpiewany przez Marylę Rodowicz.




Dziś także Saska Kępa pachnie bzem... Postanowiłam o tym napisać, natknąwszy się na pomnik Osieckiej przy ul. Francuskiej, odsłonięty dokładnie osiem lat temu.





"Ziemianie uciekli, oficerowie zginęli, podlotki odpłynęły do ciepłych krajów. Wciąż jednak zostało jeszcze to coś, co włóczy się do dziś po starych ogródkach: odrobina dekadenckiego wdzięku, zapach mocnej kawy i pozbawiona ostentacji sympatia dla starych zasad" - pisała o Saskiej Kępie Agnieszka Osiecka w "Galerii potworów" pod koniec ubiegłego wieku. 




Poetka często bywała w kawiarni przy ul. Francuskiej 11. Można tam wypić pyszną kawę, zjeść wspaniałe naleśniki i inne dobre rzeczy.




Urodzona w Warszawie córka pianisty i kompozytora Wiktora Osieckiego oraz polonistki Marii Osieckiej z domu Sztechman pierwsze lata dzieciństwa spędziła w Zakopanem, gdzie w popularnej restauracji Watra koncertował ojciec. Po wojnie rodzina Osieckich zamieszkała na Saskiej Kępie w prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy.




Niewielkie mieszkanie przy ul. Dąbrowieckiej 25 stało się dla poetki ulubionym miejscem na całe życie. Choć mieszkała okresami w Falenicy, na Żoliborzu czy na Manhattanie, to jednak najważniejsze utwory powstawały przy biurku w tym rodzinnym domu. 




Agnieszka już tu nie mieszka...

piątek, 8 maja 2015

Koniec wojny oczami świadka

Niedawno wpadł mi w ręce niezwykły zeszyt. Stary, liczący sobie ponad 70 lat, zatytułowany "Pamiętnik czasu wojny, okupacji, obozu niemieckiego, powrotu i poznania Bogusia".
Autorką jest, licząca sobie dziś lat 90, pani Jadwiga. Miała 14 lat, gdy wybuchła II wojna światowa i postanowiła pisać pamiętnik, a raczej dziennik, bo zwłaszcza na początku robiła krótkie notatki dzień po dniu, ołówkiem, jak Słowacki. Wieszcz był zresztą czasami cytowany z pamięci!


Jadwiga Ferens z domu Dembowska, maj 2015 rok 

Kiedy zobaczyłam te zapiski, nie mogłam uwierzyć, że coś takiego marnuje się na półce i nikt o tym nie wie. Poprosiłam o pożyczenie do przeczytania. Pani Jadwiga zgodziła się chętnie, nieco zawstydzona, że ktoś w ogóle się tym zainteresował. 




Nie poszłam spać, dopóki nie przeczytałam całości. To było niesamowite! Najbardziej wzruszyły mnie notatki z pierwszych dni powstania warszawskiego, ale o tym kiedy indziej. Dziś o końcu wojny. Wszak mija właśnie 70 lat.



Pod datą 7 maja 1945 czytamy: 2.45 w nocy (czyli już 8 maja - przyp. AZ). Koniec wojny. Ogólna kapitulacja niemiec (pisownia oryginalna). Słuchamy audycji z Czech. O Polsce smutne wieści.
Przypuszczam, że Niemcy małą literą były napisane specjalnie na znak braku szacunku, Czechy, Polska są wielką, więc zasada przez autorkę znana.


Pani Jadwiga ze swoim późniejszym mężem Bogusławem w 1945 roku


9 maja Święto Wolności w całym świecie. I rocznica śmierci Ojca. Nie mógł doczekać wolności. Jakie smutne!! Na wygnaniu słucham z radia wiadomości. Mieszane uczucia, radość i smutek mieszają się razem. Wyrazy uznania i podziwu dal Polaków. A co z Wami i Warszawą? Odbudujemy ją naszymi rękami!!!




Pani Jadwiga, rodowita warszawianka, po powstaniu została wywieziona do Niemiec na roboty, jak to się wtedy mówiło. 





Jeden z ostatnich majowych wpisów brzmi: Sprawa Polski wyjaśnia się. Rosja opuszcza ziemie niemieckie po Odrę. 
Dwudziestoletnia wtedy dziewczyna nie ma pojęcia, w jakim kraju przyjdzie jej żyć...
Koniec niewoli był początkiem następnej.

piątek, 1 maja 2015

Śladami "Lalki" Bolesława Prusa - cz. 2.

Ostatni dzwonek przed maturą, żeby przypomnieć sobie lektury! Może ten post też się na coś przyda:) Kontynuujemy wycieczkę po Warszawie śladami "Lalki" Bolesława Prusa. Część pierwszą znajdziecie tu: http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/2015_04_01_archive.html




Kiedy przejeżdżaliśmy przez Powiśle czy Aleje Ujazdowskie, uczniowie czytali odpowiednie fragmenty "Lalki", opisujące spacer Wokulskiego, wygląd ulicy, przy której mieszkali Łęccy itd.

Po Alei chodziły wiosenne powiewy, roznosząc tę szczególną woń, która poprzedza pękanie liści na drzewach i ukazanie się pierwiosnków; szare trawniki nabrały zielonawego odcienia; (t.1., rozdz. 7.)




Pan Tomasz Łęcki z jedyną córką Izabelą i kuzynką Florentyną nie mieszkał we własnej kamienicy, lecz wynajmował lokal, złożony z ośmiu pokojów, w stronie Alei Ujazdowskiej. Miał tam salon o trzech oknach, gabinet własny, gabinet córki, sypialnię dla siebie, sypialnię dla córki, pokój stołowy, pokój dla panny Florentyny i garderobę, nie licząc kuchni i mieszkania dla służby... (t.1, rozdz.5.)





Przewodnik, pan Sebastian Łabęda, opowiadał o losach kamienic, które opisał Prus, a których już nie ma... Przy ulicy Kruczej, pod numerem 12. mieszkał autor "Lalki". Tu powstawała ta powieść.




Niestety z kamienicy ocalała tylko jedna część. Dobudowano do niej mieszania o wątpliwym uroku.




Zobaczyliśmy dom przy ulicy Kruczej 26, który - jak uważają badacze twórczości Prusa - znajduje się w tym miejscu, w którym stała do powstania warszawskiego kamienica Łęckich. Tu mieszkała baronowa Krzeszowska, która oskarżyła panią Stawską o kradzież lalki. O takim autentycznym incydencie przeczytał Prus w gazecie i, jak pisał, proces o lalkę skleił mu większość wątków pisanej wtedy powieści. Z wdzięczności nadał dziełu ten właśnie tytuł. Choć czytelnikom od początku lalka kojarzyła się z Izabelą Łęcką, pisarz jasno stwierdził, że chodziło mu o lalkę Helusi Stawskiej. 



W powieści nie jest to przyjazne miejsce, dziś możemy to samo powiedzieć po przygodzie, jaka nas tam spotkała. Otóż kiedy przewodnik opowiadał nam o tej kamienicy, uczniowie znaleźli w "Lalce" fragmenty ją opisujące i zaczęli czytać. 

Pisze do mnie Stach z Paryża (prosił mnie o to samo przed wyjazdem), ażebym się zaopiekował kamienicą, którą kupił od Łęckich. (...) Patrzę, dom żółty o trzech piętrach, numer ten sam, ba!... nawet już na tabliczce znajduję nazwisko Stanisława Wokulskiego...
(t.2., rozdz.2.)



Szybko zjawił się młody człowiek, ochroniarz, który kazał nam odejść, ponieważ staliśmy na chodniku i, częściowo, prywatnym parkingu. Przewodnik grzecznie wytłumaczył, o co chodzi, ale nie dotarło. Ochroniarz stanowczo nas przeganiał i wzywał krótkofalówką pomoc, informując kolegę, że "jacyś jehowi coś tu czytają i nie chcą odejść". Próbowałam mu wytłumaczyć, że "Lalka" to nie "Biblia", ale chyba bezskutecznie. Wreszcie zapytałam czy ma maturę. Stwierdził, że ma i... uciekł. Dzieciaki się śmiały, że powieści Prusa na pewno nie czytał.




Nie zdążyliśmy już zajrzeć do Łazienek, ale każdy z nas je zna. Zimny wiatr odebrałby nam zresztą przyjemność spacerowania.
Warszawa jest bardzo bogata w tego typu trasy do zwiedzania. Zamierzamy tu wrócić jesienią szlakiem Stefana Żeromskiego.

Relację moich uczniów możecie przeczytać na: https://humaniscizsce.wordpress.com/